| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Choć przy budowie stadionu Wisły Kraków naruszono szereg przepisów, nikt nigdy nie poniósł za to odpowiedzialności. Dziś klub i miasto muszą zmagać się z obiektem za 640 milionów złotych, który tak do końca nie spełnia potrzeb ani jednych, ani drugich.
Stadion Wisły to wciąż gorący temat. Kosztował dużo i tak samo jest z jego utrzymaniem. W sierpniu padł pomysł, by stadion został lekko przebudowany, ale także tutaj nie ma porozumienia między klubem, a miastem, do którego należy stadion. Urzędnicy chcą, aby na obiekcie powstało więcej przestrzeni na miejskie biura. Wisła chciałaby pójść w innym kierunku, tak aby w przyszłości stać się operatorem obiektu.
Umowa społeczna była inna
Sprawę w wywiadzie dla Interii poruszył przewodniczący rady nadzorczej Wisły, Tomasz Jażdżyński. – Na wiosnę złożyliśmy na piśmie propozycję koniecznych zmian i sposobu zakończenia tej inwestycji tak, aby Wisła analogicznie do Cracovii mogła zostać operatorem obiektu. Dziś ze względu na szereg błędów projektowych i wykonawczych nie jest to niestety możliwe. Pomimo tego bez żadnych konsultacji z nami urzędnicy miejscy przedstawili ostatnio alternatywny plan. Plan ten - na 70 milionów złotych - po pierwsze jest droższy od przedstawionego przez nas, a po drugie oznacza trwałe uniemożliwienie stania się przez Wisłę gospodarzem własnego stadionu. Obiekt miałby zostać przerobiony w znacznej części na biurowiec, a tereny wokół stadionu, gdzie według nas mogłaby powstać infrastruktura sportowa dla krakowskiej młodzieży, czyli głównie boiska, mają zostać zajęte przez parkingi naziemne. Rozwiązujące część problemów komunikacyjnych miasta kosztem klubu, na którego dawnych terenach ma być realizowana ta inwestycja – tłumaczy.
Przypomina, że gmina przejęła te grunty wyłącznie na bazie jasnej umowy społecznej, w ramach której miał na nich powstać stadion, będący domem Wisły Kraków. Stadion z infrastrukturą, sklepami, muzeum itp. a nie biurowiec z parkingami.
Dwie umowy pod lupą
Stadion powstawał w trudnych warunkach, w trakcie budowy kilkakrotnie zmieniano główne założenia, a do tego dochodziło do naruszenia dyscypliny finansów, co mogło mieć wpływ na to, że budżet rozrósł się do niewiarygodnych rozmiarów. Dotarliśmy do orzeczenia Regionalnej Komisji Orzekającej, która zajmowała się sprawą naruszenia dyscypliny finansów w przypadku dwóch zamówień dotyczących budowy stadionu. To tylko wycinek, ale pokazuje, w jaki sposób powstawał obiekt przy ulicy Reymonta w Krakowie.
W grudniu 2013 roku Regionalna Komisja Orzekająca ustaliła, że prezydent Jacek Majchrowski ponosi odpowiedzialność z naruszenie dyscypliny finansów publicznych jako kierownik jednostki sektora finansów publicznych. Chodziło o dwie umowy.
Pierwsza z nich, zawarta w sierpniu 2011 roku z firmą Polimex-Mostostal zakładała wykonanie systemu oddymiania i odpowietrzania klatek schodowych wraz z innymi zabezpieczaniami przeciwpożarowymi. Umowa została zawarta w trybie z wolnej ręki. Nie przeprowadzono procedury przetargowej. Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu uzasadniał taki wybór postępowania pisząc m.in., że ″Takie działanie jest podyktowane znajomością obiektu przez wykonawcę oraz uniknięcia konfliktów interesów, który mógłby się pojawić przy zleceniu tego zadania innemu podmiotowi. Duże znaczenie ma też czas realizacji zadania (..)″.
W wyniku negocjacji wynagrodzenie ustalono na kwotę 20,4 mln zł, a termin realizacji ustalono na 28 lutego 2012 (trybuna wschodnia) i 30 września 2011 (trybuna zachodnia).
Umowa dodatkowa
Wcześniej, bo w listopadzie 2010 podpisano umowę z Mostostal SA pod nazwą ″Dokończenie modernizacji stadionu Wisły Kraków – trybuna północna″. W jej zakres wchodziło m.in. dokończenie stropu przez zbudowanie jego żebrowej konstrukcji stalowej, budowa ścianek działowych, zabezpieczenie konstrukcji, budowę instalacji centralnego ogrzewania, wentylacji, klimatyzacji i elektrycznej. Wynagrodzenie ustalono na kwotę 16,3 mln złotych brutto.
Po trzech miesiącach zawarto kolejną umowę z Mostostalem zatytułowaną ″Dokończenie modernizacji stadionu Wisły Kraków – trybuna północna – roboty dodatkowe″, którą wyceniono na blisko 5,7 mln złotych, co stanowiło 41 procent wartości zamówienia podstawowego. To zlecenie, jak to dotyczące systemu oddymiania, również zostało zamówione z wolnej ręki. Umowa obejmowała m.in. instalację systemów zarządzania BMS, telewizji dozorowej, sygnalizacji pożaru, sprzedaży i kontroli biletów czy nagłośnienia. W uzasadnieniu wyboru sposobu zlecenia napisano, że ″Wykonanie robót dodatkowych było niemożliwe wcześniej do przewidzenia ze względu na zmiany w projekcie wykonawczym, które zostały wprowadzone już na etapie realizacji zamówienia podstawowego″.
Prezes Urzędu Zamówień Publicznych po raz kolejny stwierdził, że nie było przesłanek, by zastosować tryb zamówienia z wolnej ręki. Decyzja ta powinna mieć charakter obiektywny (np. brak na rynku innych firm potrafiących wykonać dane zlecenie), a nie wynikać wyłącznie z przekonania zamawiającego, jak było w tym wypadku.
Zmiażdżona linia obrony
″O ile można się zgodzić z Obwinionym, iż dotychczasowy wykonawca miał większą wiedzę na temat konstrukcji i architektury obiektu, to w żaden sposób nie przesądzało to o niemożliwości wykonania zamówienia przez innego wykonawcę wyłonionego w trybie konkurencyjnym, w szczególności, że prace objęte udzielonym zamówieniem mają charakter typowych robót wykonawczych na inwestycjach budowlanych. Obwiniony nie wskazał żadnych okoliczności, które pozwalałyby stwierdzić, że ze względów technicznych tylko Polimex-Mostostal SA jest w stanie realizować zamówienie″ – czytamy w uzasadnieniu Komisji Orzekającej.
Uznano także, że okolicznością usprawiedliwiającą złożenie zamówienia z wolnej ręki nie może być także możliwość utraty 10-letniej gwarancji na instalacje i urządzenia na których prowadzona była instalacja systemu oddymiania.
Komisja nie zgodziła się, że zamówienie prac dodatkowych nie było niezbędne do prawidłowego wykonania zamówienia podstawowego. Uznano, że instalacja systemów, które posiadają obiekty klasy ELITE nie powinna mieć wpływu np. na dokończenie stropu poprzez zbudowanie jego żebrowej konstrukcji stalowej. W takiej sytuacji stwierdzono, że jeśli zamówienie podstawowe może być zrealizowane w pełnym zakresie bez potrzeby udzielania jakichkolwiek dalszych zamówień (a taką sytuacją tu zastano) zastosowanie trybu zamówień z wolnej ręki jest nieuzasadnione.
Uznano również, że zamawiający już w momencie udzielania zamówienia podstawowego wiedział, że Kraków będzie się starał o organizację EURO 2012. Oznacza to, że już wtedy powinien wiedzieć o wymaganiach obiektu typu ELITE, a skoro tego nie przewidział, może to świadczyć jedynie o niestaranności planowania procesu inwestycyjnego. Zwrócono uwagę, że przy zlecaniu budowy trybuny zachodniej w 2009 roku wiedziano, że stadion powinien spełniać wymogi klasy ELITE. Trudno więc uznać, że nagle w 2011 roku te same warunki były ″trudne do przewidzenia″.
Upomnienie byłoby zbyt surowe
Konieczność udzielenia zamówienia dodatkowego tłumaczono także koniecznością dostosowania się do wymogów o bezpieczeństwie imprez masowych, ale to też trudno uznać za zmienną, bo warunki te były znane już w trakcie udzielania zamówienia podstawowego. ″Sytuacja niemożliwa wcześniej do przewidzenia musi mieć charakter obiektywny i nie powinna wynikać z zaniedbań zamawiającego″ – czytamy w uzasadnieniu Komisji Orzekającej. Jednym słowem – urzędnicy chcieli ukryć swoją wcześniejszą nieporadność.
Linia obrony prezydenta polegała m.in. na tym, by zwrócić uwagę, że wina leży po stronie ówczesnego dyrektora ZIKiT (Joanny Niedziałkowskiej – przyp. red.). Komisja Orzekająca stwierdziła co innego. Uznano, że prezydent nie jest wolny od odpowiedzialności. ″Odpowiedzialności nie można przypisać innej osobie, chociażby zatwierdziła ona wewnętrzny wniosek o rozpoczęcie postępowania w określonym trybie, czy w końcu zaakceptowała wybór najkorzystniejszej oferty, zatwierdzając protokół postępowania. Skoro prezydent zawarł umowę, to on udzielił zamówienia publicznego i to on ponosi odpowiedzialność za złożenie zamówienia z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych″ – czytamy.
Komisja nie zgodziła się również ze stwierdzeniem prezydenta, że stopień szkodliwości naruszenia dla finansów publicznych jest znikomy.
Jaka kara spotkała prezydenta? Żadna. ″Wymierzenie nawet najłagodniejszej kary, jaką jest kara upomnienia, byłoby zbyt surowe przy uwzględnieniu okoliczności naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Zdaniem Komisji podjęcie decyzji o odstąpieniu od wymierzenia obwinionemu kary odzwierciedlać będzie skutki i stopień szkodliwości popełnionych przez niego czynów naruszenia dyscypliny finansów publicznych oraz odpowiadać będzie stopniowi winy, która towarzyszyła obwinionemu w trakcie popełnienia przypisanych mu czynów″. Pod orzeczeniem podpisany jest przewodniczący składu orzekającego Bogdan Artymowicz.
W takiej sytuacji, prezydent został ″ukarany″ jedynie kosztami postępowania. Musiał zapłacić 291,71 złotych.