W gazetach można przeczytać o przedwczesnym powrocie polskich siatkarek z Mistrzostw Europy do kraju. Tytuły informują o klęsce i wielkim rozczarowaniu. Czy aby na pewno tak jest?
Moim skromnym zdaniem ekipa trenera Alojzego Świderka zrobiła swoje. Dokładnie tyle, na ile było ją stać. Prawda jest taka, że wygrana z Serbkami byłaby niespodzianką sporego kalibru.
Oczywiście, w historii sportu działy się różne rzeczy, ale analizując wszystkie „za i przeciw” nie można było mieć wątpliwości, że to gospodynie mistrzostw były faworytkami. Dlaczego?
Po pierwsze od kilku sezonów grały w tym samym składzie, co ma kolosalne znaczenie w budowaniu siły drużyny. Polki wiadomo, dopiero siebie się uczyły i poznawały. Myślę, że to, co najlepsze w tym względzie, dopiero przed nimi.
Po drugie, Polki ustępowały rywalkom warunkami fizycznymi. Większość Serbek to smukłe i rosłe panny o naprawdę dużych umiejętnościach technicznych. Z tego bierze się także ich wielka siła i pewność w ataku. Naszym dziewczynom tej siły i mocy jeszcze brakuje.
Po trzecie, Serbki mają na tyle wyrównany skład, że z wykreowaniem liderki w danym meczu nie ma u nich większych problemów. Jak nie idzie jednej, to pojawia się druga. Brakocević, Krsmanović, Rasić i inne. Do wyboru, do koloru. U nas pod tym względem pole manewru jest ograniczone. Liderką miała być Katarzyna Skowrońska-Dolata. Niestety, Pani Kasia temu zadaniu nie podołała. Zresztą nie pierwszy raz na wielkiej imprezie.
Dlatego to Serbki zagrają o medale Mistrzostw Europy, a nam pozostaje czekać aż polska, utalentowana siatkarska młodzież okrzepnie.
Zobacz także: Długa droga siatkarek na igrzyska