Jarosław Białek w rundzie jesiennej sezonu 2008/2009 był zawodnikiem irlandzkiego Saint Patrick's Athletic. W rozmowie ze SPORT.TVP.PL opowiedział o tamtym okresie.
– Nie żałuje pan, że pobyt trwał tak krótko?
– Często się nad tym zastanawiam. Chciałbym dłużej zostać w klubie, ale z powodu kryzysu wielu zawodników opuszczało drużynę. Mogłem jeszcze próbować w niższych ligach angielskich, ale postanowiłem wrócić. Na pewno było to bardzo wzbogacające doświadczenie.
– Jak oceni pan grę i treningi w Irlandii?
– Zajęcia były bardzo ciężkie i wyczerpujące fizycznie. W zasadzie przez cały tydzień trzeba było ostro harować, ale dało się do tego przyzwyczaić.
– Czy właśnie tak wygląda tam gra?
– Jest oparta przede wszystkim na walce fizycznej. Można wręcz powiedzieć, że piłka jest w Irlandii nieco toporna. Nie stawia się na kombinacyjne akcje, nikt nie czeka na techniczne fajerwerki. Dużo biegania, atak na przeciwnika, długie piłki – tego oczekują kibice.
– Irlandzcy kibice robili furorę w trakcie mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie.
– Na miejscu jest inaczej. Na mecze piłkarskie przychodzi raptem kilka tysięcy osób. Ważniejsze są rugby, hurling i futbol gaelicki. Choć nie jest ich tak dużo, czuć ich obecność. Na meczach zawsze oczekują odważnej gry i zagrzewają piłkarzy do walki. To jednak prawda, że na Euro fani z Irlandii pokazali się z lepszej strony.
– Miał pan styczność z innymi sportami?
– Widziałem parę spotkań i obserwowałem treningi. Tak jak w piłce nożnej dominuje wybieganie i siła. To podstawa sportu w Irlandii.
– To największa zaleta Irlandczyków?
– Na pewno. W Irlandii nikt nie oczekuje krótkich podań, pięknych akcji. Na Euro 2012 nie zdało to egzaminu, ale sądzę, że gdyby mecze piłkarskie były dłuższe, i trwały na przykład dwa razy po 90 minut, Irlandczycy byliby w absolutnej światowej czołówce.
– Jak to wygląda od strony organizacyjnej?
– Gdy ja grałem w Saint Patrick’s, klub był bardzo dobrze zarządzany. Występowaliśmy w Pucharze UEFA i naprawdę nie było nic, do czego można było się przyczepić. Trochę się to pozmieniało w związku z kryzysem. Część sponsorów odeszła i kluby popadły w kłopoty, ale nadal jest to na dobrym poziomie.
– Może pan porównać poziom ligi irlandzkiej i polskiej?
– Takie kluby jak Legia czy Lech są teraz na pewno mocniejsze od irlandzkich. Kiedyś tamtejsze drużyny były lepsze, ale w związku z kryzysem trochę się to posypało. Większość najbardziej utalentowanych Irlandczyków gra w lidze angielskiej, nie rodzimej.
Czytaj także:
Prasa: Trapattoni to klaun czy żongler?