Spełniły się najskrytsze marzenia Kamila Stocha i polskich kibiców. Nasz reprezentant powetował sobie niepowodzenie na normalnej skoczni i w czwartek został mistrzem świata na dużym obiekcie. Polak wyprzedził Słoweńca Petera Prevca i Norwega Andersa Jacobsena, sięgając po złoty medal!
Po konkursie na normalnej skoczni Stoch był bardzo zawiedziony. Mimo świetnego miejsca po pierwszej serii nie udało mu się zdobyć medalu. Lider polskiego zespołu wyciągnął z tego wnioski i w czwartek historia była już zupełnie inna, a nasz skoczek już w pierwszej próbie pokazał moc.
Odległość 131,5 m była najlepszą po pierwszych skokach, dzięki czemu Stoch wyprzedzał Słoweńca Prevca (130,5 m) i Norwega Jacobsena (129 m). Do serii finałowej awansowali wszyscy Polacy. Maciej Kot był 18. (125 m), Dawid Kubacki 19. (126,5 m), a Piotr Żyła 21. (124 m).
Lider Pucharu Świata Gregor Schlierenzauer doleciał tylko do 125 m i został sklasyfikowany na 16. pozycji. Austriak niewiele lepiej spisał się w drugiej serii, skacząc zaledwie 3,5 metra dalej, co dało mu ostatecznie 8. pozycję. Słabiej spisał się także mistrz świata z normalnej skoczni - Anders Bardal, który uplasował się na 11. miejscu.
Równe skoki pozostałych naszych reprezentantów spowodowały, że ostatecznie Maciej Kot zajął 27. (122,5 m w drugiej serii), Dawid Kubacki (126 m), a Piotr Żyła 19. (126,5 m). Emocje sięgnęły zenitu, gdy na belce pojawił się Stoch. Kamil nie przestraszył się znakomitych odległości Jacobsena (131 m) oraz Prevca (130,5 m) i skokiem na odległość 130 metrów przypieczętował swój ogromny sukces!
Stoch jest piątym w historii Polakiem, który mógł cieszyć się z medalu mistrzostw świata i trzecim, który wygrał mistrzowskie zawody. Miejsca na podium zajmowali wcześniej Antoni Łaciak, Stanisław Marusarz (obaj srebro), Wojciech Fortuna (złoto) i Adam Małysz. Dziesięć lat temu "Orzeł z Wisły" zdobył w Predazzo dwa złote krążki (w sumie cztery złota, srebro i brąz). Historia zatoczyła koło.