Mistrzyni świata w biegach narciarskich Justyna Kowalczyk potrzebuje 20-30 startów, by osiągnąć najwyższą dyspozycję. Dlatego w pierwszych zawodach nie oczekuje sukcesów. Jest tak samo zmęczona, jak przed rokiem, przed poprzednim sezonem.
- Od maja bardzo ciężko trenuję. Wielka robota była i jest już zrobiona. Teraz
zostaje to, co jest w głowie. Jeśli wszystko będzie się fajnie układać, to
zmęczenie fizyczne powinno przyjść dopiero pod koniec kwietnia. Potrzebuję
20-30 startów, żeby być na najwyższych obrotach - powiedziała zdobywczyni
Pucharu Świata.
Dodała, że Tour de Ski są dla niej najlepszą imprezą w sezonie.- Po niej nic
już nie jest tak ciężkie, żeby mogło mnie zdziwić.
Pytana o udział w igrzyskach, Kowalczyk odpowiedziała, że na razie
koncentruje się na rozpoczęciu sezonu. Studziła też nadzieje dziennikarzy na
sukcesy w Vancouver.- Do tej pory Polska zdobyła w sportach zimowych siedem
medali olimpijskich i nie zdobędziemy pięciu w najbliższych.
Kiedyś wkurzony powiedziałem działaczom PZN, że wszyscy wy razem wzięci nie pracujecie tyle, ile pracuje ta jedna dziewczyna. To było trochę w emocjach, ale jest w tym jakaś prawda. <br><br> <small>Aleksander Wierietielny</small>
Aleksander Wierietielny podkreślił, że przygotowania jego podopiecznej przebiegały rewelacyjnie.- Martwię się tylko o
to, żeby Justyna zachowała do igrzysk zdrowie, żeby nie przydarzyło się coś
nieprzewidzianego.
Wierietielny zapowiedział, że Kowalczyk, żeby dojść do formy, będzie
startować we wszystkich zawodach Pucharu Świata, oprócz tych w Duesseldorfie.
Przyznał, że nie rozmawia z Justyną o medalu olimpijskim.
- Nie ma sensu dzielić skóry na niedźwiedziu - mówił we wtorek podczas
konferencji w Krakowie. Jak zauważył, wszystko może się zdarzyć, i choć
zawodniczka jest mocna i dobrze przygotowana, to jej rywalki też trenowały.
- Będzie walczyć na pewno o upragniony medal, ale takich sportowców będzie
dobrych kilka dziesiątek -powiedział.
Wygląda piekielnie mocno. Jestem pod wrażeniem tego, co zobaczyłam i po prostu boję się. Wiem, że rywalką będzie przednią, zwłaszcza w łyżwie. <br><br> <small>Justyna Kowalczyk o Kristinie Smugin</small>
Mistrzyni świata czasami wraca myślami do turyńskiej olimpiady.- Tam byłam
młodziutka, nieopierzona. Było wiele skrajnych rzeczy przed i w trakcie
igrzysk: radości, smutków, płaczu. Nawet utrata przytomności, u sportowców to
coś, co jest bardzo bliskie śmierci. O wszystko się tam otarłam -wspomniała.
Teraz ma nadzieję, że będzie mniej ekstremalnych doznań.- Startuję z innej
pozycji. Jestem zupełnie inną zawodniczką, ale serce do walki pozostało to
samo. Bojaźń przed Vancouver zmobilizowała mnie do pracy nad techniką zjazdów
i zakrętów. Na treningach nogi nie bolą aż tak bardzo, stres nie jest aż tak
duży, presji nie ma żadnej. Można sobie to jakoś układać. W zawodach nie
zawsze wykonuje się to, co by się chciało. Tak już jest -powiedziała.
Na początku września Kowalczyk obroniła z wynikiem bardzo dobrym pracę
magisterską, a w poniedziałek otrzymała dyplom od rektora katowickiej AWF.
- Jestem teraz trenerem II klasy biegów narciarskich i mój trener nie ma ze
mną już teraz tak łatwo. Wykształcenie jest dla mnie bardzo ważną sprawą.
Byłam jedynym nie magistrem w moim domu. Teraz nie muszę się już wstydzić
przy moim zdolnym rodzeństwie. Cieszę się, że ukończyłam AWF w Katowicach. To
naprawdę dobra uczelnia i świetny klub AZS -mówiła mistrzyni świata.
Dodała, że chce się kształcić dalej, ale o tym będzie myśleć w maju.
Mówiąc o walce z dopingiem opowiedziała się, nie po raz pierwszy, o chipie
pod skórą. Z drugiej strony wie, że wprowadzenie takich zmian jest niemożliwe
ze względów humanitarnych.- Już sam system WADA jest jakimś przekroczeniem
praw człowieka, a chipy to by było przegięcie, aczkolwiek wolałabym, żeby one
weszły - przyznała i dodała, że jest chyba najczęściej kontrolowaną zawodniczką w Polsce.
W jej ekipie pojawił się nowy serwismen Are Metz; będzie z nią pracował także
Peep Koidu. Jak zaznaczyła, dla niej najważniejsze jest zaangażowanie ludzi w
pracę, a wszyscy robią co mogą, by było jak najlepiej.