– Kiedyś Liverpool z Jerzym Dudkiem, też nie był faworytem i zdobył puchar – mówi Marcin Lijewski przed finałem Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych. W sobotę jego HSV Hamburg pokonał THW Kiel 39:33.
W niedzielę HSV zmierzy się z FC Barceloną Intersport w wielkim finale Final
Four LM w Kolonii. Drużynie Marcina Lijewskiego udało się w sobotę pokonać
faworyta turnieju THW Kiel, a zespół Krzysztofa przegrał z Katalończykami
23:28 i w meczu o trzecie miejsce zagra z ekipą z Kilonii – ubiegłorocznym
triumfatorem tych rozgrywek.
Lijewski przyznał, że to zwycięstwo kosztowało HSV wiele energii. – Mamy wielu
fizjoterapeutów, którzy dadzą z siebie wszystko, żeby przywrócić nam siły –
powiedział Lijewski.
Jego zdaniem, finał wygra ta drużyna, która szybciej zregeneruje siły. – Patrząc na wynik z meczu Barcelona - Vive obawiam się, że nasi finałowi
rywale zachowali więcej energii. Musimy dać z siebie wszystko – dodał.
Przypomniał, że jego zespół odbył najdłuższą drogę do Final Four. Zanim
wystartował w fazie grupowej, musiał walczyć o nią w turnieju o dziką kartę. – Mam świadomość, że po raz kolejny nie będziemy faworytem meczu. To nic.
Kiedyś Liverpool z Jerzym Dudkiem, też nie był faworytem i zdobył puchar. Tu
będzie tak samo. Mam już dużo srebrnych medali – przypomniał.
Marcin Lijewski już dwukrotnie walczył w finale LM. – Zgodnie z powiedzeniem – do trzech razy sztuka, wierzę, że teraz się uda – powiedział.
Wbrew oczekiwaniom dziennikarzy, nie dojdzie do "bratobójczego pojedynku"
między braćmi Lijewskimi. Marcin – zagra w finale, a Krzysztof z Vive Targami
będzie walczył o trzecie miejsce.