Śniadanie z prezydentem, obiad z premierem, kolacja z marszałek sejmu… Tak to mniej więcej leci, kiedy polscy sportowcy wracają do kraju po dużych sukcesach. Można by sądzić, że władze państwowe wysoko sobie cenią sukcesy sportowców. Jednak dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby władze mniej celebrowały sportowców od święta, za to bardziej pomagały im na co dzień.
Pan Prezydent odznaczył tenisistów za występ na Wimbledonie. Miły gest pierwszej osoby w państwie tyle, że państwo nie ma z tym sukcesem nic wspólnego. Sukcesy ”Jerzyka” czy Radwańskiej nie są efektem działania państwowej strategii sportu. Są efektem indywidualnych talentów, finansowego wsparcia i determinacji rodzin. W obu przypadkach ryzyko się opłaciło, przyniosło sukces, choć równie dobrze mogło skutkować klęską i ruiną familijnych budżetów. W sporcie nie istnieją gwarancje sukcesu. Sam talent to za mało, żeby podbić świat. Ciężka praca też nie wystarczy. Trzeba startować w turniejach, latać samolotami, mieszkać w hotelach, a to kosztuje. Wydawanie własnych pieniędzy bez licencji na wygrywanie to taniec na cienkiej linie, o tyle niebezpieczny, że bez asekuracji. Albo się uda, albo nie.
Urzędnicy nie ogarniają takich tematów, a one są dla sportu podstawowe. Oni oglądają tylko słupki, widzą jedynie efekty końcowe. Pięć lat temu polski tenis uchodził za skansen Fibaka. W każdym razie w państwowej optyce. Finansowa asekuracja talentu Janowicza nie mieściła się w żadnych tabelkach, z tego powodu nie była możliwa. Zresztą państwowa strategia sportu polega raczej na obcinaniu niż na dodawaniu pieniędzy na sport. Żeby zainwestować w talent trzeba mieć wiedzę i wyobraźnię, a takich przymiotów nie wymaga się od urzędników. Prościej jest policzyć sportowców, którzy sukces osiągnęli niż takich, którzy są na dobrej drodze, bo oni nie mieszczą się w systemie. Dlatego działania urzędników to zwykle musztarda po obiedzie.
Nie liczyłbym na to, że sukcesy tenisistów skruszą skamielinę sportowej biurokracji, ułatwią życie talentom jeszcze nie spełnionym. Jednak bez wątpienia zostaną zapisane na konto osiągnięć sportowych władz państwa pod koniec roku. No cóż, łatwiej jest świecić światłem odbitym niż podejmować odważne decyzje i zmieniać procedury.