Gwiazd mamy w dzisiejszym futbolu na pęczki. Cristiano Ronaldo, Leo Messi, Robin van Persie... można by tak do rana. Na miano legend wciąż jednak pracują, bo legenda to ktoś więcej niż tylko człowiek kopiący piłkę. Takimi w Realu Madryt i Juventusie byli na pewno Raul i Alessandro Del Piero. W środowym klasyku ich postaci będzie brakować najbardziej. Transmisja od godz. 20:25 w TVP1 i SPORT.TVP.PL!
Dorastali w różnych środowiskach. Uczyli się innej piłki, mieli rozmaite zadania na boisku. Kiedy jednak spojrzymy na przekrój ich karier, cudownych karier, jak na dłoni dostrzeżemy całe mnóstwo analogii i podobieństw. Obydwaj w młodym wieku trafili do wielkich klubów. Od samego początku ciążyła też na nich presja. Raul na kibiców Realu miał podziałać jak pigułka zapomnienia. Nie mogli odczuć tego, że na emeryturę odchodzi wielki Emilio Butragueno. Del Piero z kolei zaczynał w cieniu innego giganta tamtych czasów – Roberto Baggio. Obydwaj swoich mistrzów prześcignęli. Kiedy mówisz Real, myślisz Raul. Kiedy mówisz Juventus, myślisz Del Piero. I na odwrót.
Statusu legend nie zdobywa się bramkami czy asystami. Byłoby to zbyt proste. Umiejętności piłkarskie są oczywiście jednym ze składników przepisu, ale na pewno nie tym najważniejszym. Do tego, żeby czuć się legendą, potrzeba czegoś więcej. Czegoś magicznego. Niepodważalnego autorytetu, oddania, poświęcenia. Profesjonalizmu i niepodrabialnego stylu. Cristiano Ronaldo nigdy nie będzie legendą Realu, chociaż piłkarsko Raula przeskoczył już lata temu. Dlaczego? Jest doskonałym piłkarzem, maszyną do zdobywania bramek, ale to zwykły najemnik.
Wyobraźmy sobie pewną abstrakcyjną sytuację. Jak wiemy, Real ma ogromne długi. Pewnego dnia w klubie następuje niespodziewany kataklizm. Dziesiąte miejsce w tabeli, brak awansu do europejskich pucharów. Nie ma z czego płacić kolejnych rat i Królewscy za karę zostają zdegradowani do drugiej ligi. Co robi Ronaldo? Pakuje się i idzie tam, gdzie będzie mógł odnosić sukcesy. Del Piero, świeżo upieczony mistrz świata, poszedł ze swoim klubem na dno i przez rok grał w Serie B. Mógł oczywiście odejść. Miał propozycje z największych klubów Europy, ale z własnej woli został w drugiej lidze. Śmiem twierdzić, że postawiony w jego sytuacji Raul zrobiłby dokładnie to samo.
Hiszpan i Włoch w podobny sposób żegnali się też ze swoimi piłkarskimi domami. W niezbyt przyjaznej, pełnej niedomówień i krzywych spojrzeń atmosferze. Tak jednego, jak i drugiego, bolało siedzenie na ławce rezerwowych. Pragnęli zakończyć swoje kariery tam, gdzie dorobili się statusu niepodrabialnych. W obydwu przypadkach silniejsza okazała się jednak duma i wybrali inaczej. Zepchnięci na boczny tor odeszli, ze łzami w oczach. Del Piero miał to szczęście, że swój ukochany Juventus opuścił w dniu zdobycia tytułu mistrza Włoch.
Najpiękniejszy łącznik między Realem, a Juventusem to ostatni mecz tych drużyn, a dokładnie jego 90. minuta. Widok schodzącego z boiska Del Piero, oklaskiwanego na stojąco przez całe Estadio Santiago Bernabeu jest po prostu bezcenny i nieprawdopodobny. Madryckie tłumy, ze łzami w oczach, oddają cześć temu, który jeszcze przed chwilą upokorzył ich ukochany klub. Na podobne uznanie zasługują tylko absolutni wybrańcy.