Przejdź do pełnej wersji artykułu

Nawałka walczy o coś więcej, niż wynik

/ Adam Nawałka i Tomasz Iwan (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski) Adam Nawałka i Tomasz Iwan (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)

Polski futbol ma sporo schorzeń, ale wciąż w wielu miejscach leczenie zastępowane jest przez dyskusję kto i jakie recepty powinien wypisywać. Kolejna klęska polskiego klubu w pucharach pokazuje, że na skutek przeciągających się kłopotów boiskowych wpadamy zbiorowo w stan, na który nie ma szybkiej kuracji przeciwdziałającej: zobojętnienie.

Diagnoz jest wiele, ale szukając chwili przełomowej, takiej, od której coraz więcej osób wokół kolejne lania sprawione nam przez Ukraińców, Anglików, Włochów, Cypryjczyków czy Turków przyjmuje wzruszeniem ramion, cofnąłbym się do Wrocławia. Nie z powodu prowadzenia przez lata przez tamtejszą prokuraturę śledztw w sprawie przestępstw korupcyjnych. W tym mieście nasza reprezentacja poniosła klęskę najbardziej dotkliwą, bo związaną z emocjonalną obecnością dosłownie połowy Polaków przed telewizorami.

Ostatni mecz na Euro 2012 poprzedzony był niezwykłą mobilizacją biało-czerwonych kibiców. Dlatego nie mogło być to po prostu kolejne przegrane spotkanie i kolejna wczesna ewakuacja z wielkiego turnieju. Piłkarze tego jednak chyba nie zauważyli. Wizyta w warszawskiej strefie kibica skończyła się obietnicami największych gwiazd, że „wynagrodzimy wam to rozczarowanie i pojedziemy do Brazylii”…

Teraz przegrała, i to z kretesem, budowana przecież według prawidłowych wzorów Legia. I to, po wcześniejszych porażkach, przy trybunach w połowie pustych. Niedawno rozpaliła nas jej walka o Ligę Mistrzów, teraz pozostał niesmak przegranych do zera meczów w europejskiej drugiej lidze. Całe szczęście, że w tym klubie patrzy się długofalowo i zamierza się zainwestować majątek nie w kolejnych obcokrajowców, ale piłkarską akademię, która efekty przyniesie dopiero w dalszej przyszłości.

Innej drogi jednak nie ma, chyba, że chcemy zastosować wariantu naszego rywala z 19 listopada, Irlandczyków. Chwaląc kibiców tego kraju za sposób, w jaki przeżywają futbol – czyli zabawa na całego niezależnie od wyniku – warto jednak wspomnieć, że nieprzypadkowo ich reprezentację ma współprowadzić Roy Keane, który po poznańskim laniu od Hiszpanów na Euro nie pozostawił suchej nitki na piłkarzach.

Ci pogodzili się z porażką bardzo łatwo, tłumacząc ją „klasą rywala”, ale jednocześnie cieszyli się, że „na pewno kibice nie zawiedli i sprawili, że to było dobre popołudnie”. Brzmi znajomo? Są u nas tacy, którzy nawołują do czerpania z irlandzkich wzorców. Mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, że Polacy nowego selekcjonera od razu zaczną zwyciężać i tym samym nasi fani nie będą zmuszeni do akceptacji kolejnych rozczarowań.

Zawodnicy Legii po przegranym meczu z Trabzonsporem (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski) Zawodnicy Legii po przegranym meczu z Trabzonsporem (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)

Irlandczycy myślą o Martinie O’Neilu i Royu Keanie jako tych, którzy będą wymagać od piłkarzy morderczego wysiłku i wyników, a nie okrągłych zdań. My takie nadzieje pokładamy w Adamie Nawałce. Teoretycznie nowy selekcjoner ma sporo czasu do eliminacji Euro 2016. Sęk w tym, że naszej piłki nie stać na kolejne klęski. Kredyt wyczerpano.

Po mistrzostwach Europy zostały nam wspomnienia i wielkie stadiony. By je zapełniać, trzeba dać kibicom rozrywkę, zamiast zgranych tłumaczeń („byliśmy lepsi”, „zabrakło szczęścia”, „trzeba wyciągnąć wnioski i wygrać w lidze” – to w przypadku ogranego przez Litwinów Lecha, wyeliminowanego przez Azerów Piasta, czy Legii). Utrzymanie zainteresowania sponsorów, czy ściągnięcie nowych, jest także ściśle powiązane z rezultatami. Wielkie zainteresowanie potencjalnych klientów przestanie im wystarczać, jeśli wciąż nie będzie choć małego sukcesu, a kołem zamachowym futbolu jest reprezentacja, bo nikt nie chce kojarzyć się z porażkami.

Dzień po kolejnym przygnębiającym meczu Legii w Lidze Europejskiej rozmawiam o nim ze znajomymi, przeglądam portale społecznościowe. Widzę dużo zobojętnienia. Pogodzenia z tym, że „jesteśmy czwartą ligą” czyli reakcje podobne do tych sprzed kilkunastu dni, po eliminacjach Mundialu 2014. Dlatego Adam Nawałka ma przed sobą zadanie wykraczające poza piłkę nożną.

Chodzi nie tylko o dotarcie do piłkarzy i sprawienie, by generacja, która niczego nie wygrała – bo Euro 2012 dostała na tacy - w końcu osiągnęła sukces, ale przede wszystkim o przekonanie nas wszystkich, że futbol może i nam dawać pozytywne emocje. Pierwsza okazja już w najbliższy piątek, w tym samym mieście i na stadionie, który od czerwca ubiegłego roku kojarzy się z bolesną porażką z Czechami. Prawdziwy kibic nigdy nie traci wiary, ale wypadałoby wreszcie dać jej solidną podstawę. I lekarstwo na narastającą obojętność.

Reprezentanci Polski podczas meczu z Czechami we Wrocławiu (fot. Getty Images)
Źródło: TVP Sport
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także