Zbigniew Gutkowski przyznał, że ukończenie wraz z Maciejem Marczewskim prestiżowych regat Transat Jacques Vabre na siódmym miejscu w klasie IMOCA 60 ocenia jako sukces, ale czuje też niedosyt. – Zabrakło niewiele, byśmy byli dwie pozycje wyżej – dodał.
Płynący jachtem "Energa" Gutkowski uważa, że jemu i Marczewskiemu zabrakło w
końcówce zmagań szczęścia. – Niewiele brakło, byśmy "dziabnęli" tych dwóch przed nami. Warunki przy
wybrzeżu Brazylii były jednak kompletnie nieprzewidywalne – powiedział
40-letni gdańszczanin. Wraz z Marczewskim we wtorek wrócił do kraju.
Jak przyznał, trudnych momentów podczas wielodniowej rywalizacji nie
brakowało. Za najgorszy uznał ten, gdy "Energa" zderzyła się prawdopodobnie z
rybą.
– Nie wiemy do końca nawet co to było. Maciek miał rozbity nos, cały kokpit
był czerwony. Troszeczkę przez to straciliśmy czasu i najedliśmy się strachu,
bo obawialiśmy się początkowo, że uszkodziliśmy kil. Start też był ciężki, bo
mieliśmy bardzo słaby wiatr – dodał.
Gutkowski zwrócił także uwagę, że nigdy wcześniej Polacy nie brali udziału w
Transat Jacques Vabre.
– Pierwszy raz w historii w takiej imprezie można było zobaczyć jacht pod
biało-czerwoną banderą. To duży krok. Warto w tych regatach uczestniczyć, bo
startują tu najlepsi na świecie. A to, że są też w tym gronie już Polacy, to
świadczy tylko o tym, że się rozwijamy – podkreślił.
40-letni żeglarz przyznał, że pokonując nową dla niego trasę korzystał ze
zdobytego w innych startach doświadczenia. – To już mój 11. lub 12. równik pod
żaglami i dzięki temu wiele rzeczy byłem w stanie przewidzieć – zaznaczył.
On i Marczewski czekają teraz na oficjalne potwierdzenie zapakowania jachtu
na statek, którym "Energa" zostanie dowieziona do Francji. Kolejnym etapem
będzie przetransportowanie jej do Polski.
– Następnie jacht zostanie rozebrany do najmniejszej śrubki i dokładnie
sprawdzony. To, co trzeba, zostanie wymienione. Cały ten proces potrwa trzy,
cztery miesiące. Pierwsze testy na wodzie odbędą się w połowie maja. Rok,
który pozostał do Barcelona World Race, to wbrew pozorom jest bardzo mało
czasu – powiedział Marczewski.
Rozpoczynające się 31 grudnia 2014 roku okołoziemskie regaty, w których do
przepłynięcia będzie ok. 30 tys. mil, to główny cel polskiej załogi. Jak
zaznaczył Gutkowski, w kolejnych miesiącach kluczowe będzie zwiększenie
szybkości "Energi".
– Co nie jest takie proste, bo oznacza ingerencję w konstrukcję. Wiemy, że
obecnie w stoczniach powstają już trzy nowe jachty i zbliżyć się do nich
będzie bardzo ciężko – ocenił.
Jego zdaniem największe niebezpieczeństwo będzie wiązało się z pływaniem po
wodach Oceanu Południowego. – Jeśli tam się coś komuś stanie, to może liczyć
tylko na siebie. Ogółem istotne będą cztery elementy, gdzie najważniejsze
będzie odpowiednie przygotowanie jachtu, po drugie - by płynął on jak
najszybciej, po trzecie - szczęście, a na końcu będą się liczyć umiejętności
– zaznaczył.
Gutkowski wskazał także na dwie teorie dotyczące przygotowań do startu w
regatach. – Żeglarstwo to sport opierający się nie tylko na fizycznej stronie.
Wielu zawodników większą wagę przykłada do taktyki i strategii. Można
powiedzieć, że w tym roku w Transat Jacques Vabre wygrała właśnie głowa, a
nie mięśnie. Triumfator w klasie IMOCA 60 Jean Le Cam zbliża się do
sześćdziesiątki i w ogóle często powtarza, żebyśmy tyle nie biegali, bo sobie
przy tym tylko krzywdę zrobimy – dodał z uśmiechem 40-letni gdańszczanin.