Baniak: jestem jak kamikadze

Motor Lublin jest drużyną niemal skazaną na spadek z pierwszej ligi. Bogusław Baniak stwierdził, że działacze lubelskiego klubu nie ukrywali ciężkiej sytuacji, negocjując z nim przyjęcie stanowiska szkoleniowca. – Uderzyła mnie ich szczerość. Przyznali, że Motor to finansowa ruina. Prezes Grzegosz Szkutnik po prostu poprosił o pomoc. To był krzyk rozpaczy człowieka. Do tego odebrałem dwa telefony z lubelskiego od rodziny. Usłyszałem: wujek, jestem kibicem Motoru, pomóż. Więc poszedłem jak kamikadze.

Bogusław Baniak przyznał, że praca w Motorze Lublin będzie dla niego największym życiowym wyzwaniem. – Nie śpię od dwóch nocy, przyznam, że przeraża mnie ta praca. Muszę poradzić sobie nie tylko z trenowaniem, ale przede wszystkim z walką o sportowy byt tych piłkarzy i ich rodzin. Zrobię wszystko, by Lublin nie był pośmiewiskiem na piłkarskiej mapie Polski. Bo w tej chwili jest.

Przed podpisaniem kontraktu Bogusław Baniak przedstawił prezesowi Szkutnikowi listę dziesięciu punktów, które muszą zostać zrealizowane, jako podstawa normalnej pracy. – Na początek musi ten zespół ubrać, zakupić sprzęt, sfinansować obóz przygotowawczy i najważniejsze – uregulować zaległości finansowe. Takimi małymi krokami chcę pokazać, że Motor nie jest jeszcze skazany na spadek. A jeśli nawet nie uda się utrzymać, to trzeba spaść godnie, budując podstawy spółki akcyjnej, która na 60-lecie klubu będzie biła się o powrót do pierwszej ligi.