Hiszpania, Holandia i Chile – każdy z tych zespołów stać na dotarcie przynajmniej do półfinału. W tak silnej stawce spróbuje odnaleźć się skromna drużyna z Kraju Kangurów, dla której będzie to dopiero czwarty występ na mundialu w historii. Wszystko wskazuje na to, że skończy się tak jak dwa inne – na fazie grupowej.
Tylko raz Australijczykom na mundialu udało się dotrzeć do 1/8 finału. Miało to miejsce w Niemczech, osiem lat temu. Gdy Polska okazała się gorsza od Ekwadoru, Australia wyprzedziła w swojej grupie Chorwację i Japonię, a więc naprawdę klasowych rywali. Wtedy selekcjonerem Socceroos był sam Guus Hiddink, a w składzie dysponował takimi nazwiskami jak Kewell, Viduka, Emerton czy Schwarzer. Dziś reprezentacja nie ma ani takiego szkoleniowca, ani takich piłkarzy.
SOCCEROOS
Przydomek drużyny narodowej nawiązuje rzecz jasna do najpopularniejszego przedstawiciela australijskiej fauny. Misie koala raczej nie wywoływałyby drżenia nóg u rywali, a dziobaki też wydawały się za mało prestiżowe. Założycielom piłkarskiej federacji Australii do wyboru pozostały więc kangury albo strusie emu. W połączeniu z soccerem lepiej komponowały się torbacze i w ten sposób założona w 1961 roku reprezentacja otrzymała pseudonim, który dziś zna cały świat. Czemu soccer a nie futbol? Niestety, ta druga nazwa zarezerwowana jest w Australii od lat dla innej dyscypliny. Futbol australijski to specyficzna, bardzo agresywna odmiana futbolu amerykańskiego połączonego z rugby. Jest, obok krykieta, sportem narodowym w tym kraju.
Reprezentacja piłki nożnej odgrywa więc na Antypodach mniej więcej taką rolę, jaką w Polsce ma kadra badmintonistów. Ktoś tam coś o niej słyszał, podobno istnieje i funkcjonuje. Trzy razy z rzędu zakwalifikowała się nawet do soccerowych mistrzostw świata (taka tam, najpopularniejsza impreza sportowa globu), ale kto by się nią przejmował, a tym bardziej oglądał, kiedy w telewizji leci krykiet. Australijscy piłkarze przez lata nie zrażali się jednak średnim zainteresowaniem rodaków i dzielnie rywalizowali z takimi potęgami jak Fidżi, Vanuatu, Nowa Kaledonia, Tahiti, Samoa czy Wyspy Salomona. Raz do roku przychodził nawet czas wielkich derbów z Nową Zelandią. W swojej strefie eliminacji Australia była więc potęgą. W finale kwalifikacji trafiała jednak na pierwszego sensownego rywala – piąty zespół strefy południowoamerykańskiej – i na tym kończyło się zwykle jej rumakowanie.
W 2006 roku FIFA poszła po rozum do głowy i stwierdziła, że ciągniecie tego dalej nie ma sensu. Przeniosła więc Australię do azjatyckiej strefy eliminacji, żeby w ciągu roku pograła trochę z mocniejszymi rywalami, a egzotyczne drużyny z wysp Oceanii zostawiła same sobie. Od tej pory Cahill, Bresciano i spółka nie wygrywają już w fazie zasadniczej po 30:0 z zespołami z buszu, ale za to po wyrównanej walce z Azjatami mogą cieszyć się z bezpośredniego awansu, a nie dostawać łomot w barażu od Urugwaju albo innej Kolumbii.
Z NOTATNIKA HISTORYKA
Pierwsze siedem turniejów o mistrzostwo świata odbyło się bez udziału Australii, bo federacja nie należała w ogóle do FIFA. Choć piłka nożna przypłynęła tam na statkach angielskich kolonizatorów już w XIX wieku, a w 1880 roku rozegrano pierwszy mecz piłkarski, to światowa federacja przyjęła Australijczyków oficjalnie do swojego grona w 1963 roku. Soccer ma w kraju kangurów dłuższą historię niż w wielu potężniejszych nacjach, zawsze był jednak dyscypliną dla niewielkiej grupy osób, zwyczajnie mało kto się nim interesował. Liga piłkarska istnieje w Australii już od 1893 roku, ale przez dekady grało w niej zaledwie kilka drużyn. Pierwszy mecz międzypaństwowy reprezentacja zagrała z, jakżeby inaczej, Nową Zelandią.
Debiut Australijczyków na mundialu przypadł na 1974 rok. Awansowali jako jedyny zespół ze strefy Azji i Oceanii, wtedy jeszcze nierozłączonych. Jednym z ich rywali była wtedy reprezentacja, którą los przydzielił im też 40 lat później. Na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zremisowali z Chile 0:0. Dwa pozostałe mecze, z RFN i NRD przegrali odpowiednio 0:3 i 0:2. Pierwszy występ w mistrzostwach świata zakończyli więc na pierwszej rundzie. Na kolejny czekali aż 32 lata.
Jedyny raz awans ze strefy Oceanii udało się uzyskać w 2006 roku. Piłkarze ze złotego australijskiego pokolenia pokonali wtedy w barażu Urugwaj. W dwumeczu było 1:1, ale to zawodnicy Hiddinka lepiej wykonywali karne. Na fali entuzjazmu osiągnęli wielki sukces wychodząc z grupy za Brazylią. Zatrzymali ich w 1/8 finału późniejsi mistrzowie świata, Włosi. Potrzebowali do tego jednak doliczonego czasu gry i pomocy sędziego, który podyktował karnego z kapelusza. Francesco Totti nie pomylił się z 11 metrów to był koniec najlepszego występu Australii w historii. Cztery lata później, już pod wodzą Pima Verbeeka zdobyli tyle samo punktów – 4 – ale wystarczyło to tylko na trzecie miejsce w grupie. Za Niemcami i Ghaną, a przed Serbią.
SZANSE I NADZIEJE
W Brazylii trzecie miejsce w grupie śmierci będzie sukcesem. Australijczycy jeszcze nigdy nie trafiali tak szybko na tak wymagających rywali. W meczach z Hiszpanią, Holandią i Chile są teoretycznie skazani na pożarcie. Nie mają już ani tak dobrych piłkarzy, ani trenera. Obecnie pokolenie reprezentantów nie może się równać ze starszymi kolegami, którzy albo pokończyli kariery w reprezentacji (Mark Schwarzer, Brett Emerton, Harry Kewell) albo w ogóle zawiesili buty na kołku (Mark Viduka, Scott Chipperfield, John Aloisi) .
Również obecny selekcjoner mógłby być co najwyżej uczniem Hiddinka i Verbeeka. Ange Postecouglou nie jest nawet autorem awansu na ten mundial, a kadrę prowadził dotychczas w jednym meczu. Media w Australii nie mają wątpliwości: trener greckiego pochodzenia podjął się misji niemożliwej. W starciu z zespołami z pierwszej „15” rankingu FIFA (1. Hiszpania, 9. Holandia i 15. Chile) szanse Socceroos na wyjście z grupy są takie same, jak szanse na przeprowadzkę wszystkich mieszkańców Syndey i Melbourne na środek australijskiej pustyni. Choć Postecouglou po losowaniu na łamach „The Sydney Morning Herald” robił dobrą minę do złej gry. – Chcieliśmy trafić na wielkie tuzy i się udało. Trójka niezwykle mocnych ekip w grupie zapewnia fantastyczny futbol, a my na pewno odegramy swoją, ważną rolę w tym show – zapewniał.
Typ TVP Sport: nie wyjdą z grupy
JAK ONI GRAJĄ?
Takie wyniki jak 3:4 z Chinami, 2:3 z Japonią i przede wszystkim dwa sparingi przegrane po 0:6 z Brazylią i Francją zdecydowały o zwolnieniu selekcjonera Holgera Osiecka. Zastąpił go tymczasowo trener młodzieżówki Aurelio Vidmar, pod którego wodzą Australia pokonała 3:0 Kanadę. Postecouglou poprowadził kadrę na razie tylko do wygranej 1:0 z Kostaryką. To dobrze pokazuje, jak grają australijscy piłkarze. Przeciwko słabszym lub równym sobie rywalom trzymają poziom i zaliczają prawie zawsze solidne występy.
Jednak gdy przychodzi zmierzyć się z mocniejszym przeciwnikiem (tak jak to będzie miało miejsce na mundialu), obrona gubi się, pomocnicy nie trzymają krycia, a napastnik stoi z przodu bezrobotny przez 90 minut. Tak to przynajmniej wyglądało za Osiecka. Debiut nowego selekcjonera wypadł efektownie. Socceroos grali szybko, widowiskowo, wymieniali piłkę na jeden kontakt, kreowali sobie dużo okazji. No ale to była tylko Kostaryka. Koniec końców i tak jedynego gola strzelili z rzutu rożnego. Kornery to od lat bardzo mocna strona tej drużyny. Jej największym problemem jest zaawansowany wiek obrońców i brak doświadczenia bramkarzy, bo weteran Mark Schwarzer skończył międzynarodową karierę już po tym, jak kadra zakwalifikowała się do tegorocznych mistrzostw.
SELEKCJONER: Ange Postecouglou
To anonimowy trener dla europejskiego kibica, ale w Australii jego nazwisko jest powszechnie znane. Urodzony w Atenach Postecouglou jest najbardziej utytułowanym australijskim trenerem klubowym. W wieku pięciu latach przeniósł się do Melbourne. Jest wychowankiem tamtejszego klubu South. Spędził w nim całą karierę, a po zawieszeniu butów na kołku, objął posadę trenera. Doprowadził drużynę do mistrzostwa Australii i klubowego mistrzostwa Oceanii.
W latach 2000-2007 był trenerem australijskiej kadry U-21. Następnie znowu wygrał ligę, z dwoma różnymi klubami: Brisbane Roar i Melbourne Victory. Oba wprowadził też do tamtejszej Ligi Mistrzów. Kiedy reprezentacja, już pewna awansu, doznała dwóch blamażów z Francją i Brazylią, federacja stwierdziła, że nie chce najeść się wstydu na mundialu i podziękowała Niemcowi Holgerowi Osieckowi. Jego miejsce zajął właśnie Postecouglou. Zespoły przez niego prowadzone są znane z widowiskowego, ładnego dla oka stylu gry. 48-latek nie będzie miał jednak wiele czasu, by przed mistrzostwami odcisnąć swoje piętno na drużynie.
GWIAZDA: Tim Cahill
Doświadczony pomocnik to ostatni obok Marka Bresciano i Luke’a Neilla przedstawiciel złotej generacji, która odniosła historyczny sukces w 2006 roku. Cahill jest jednak bez wątpienia najbardziej utalentowanym z tej trójki. Jest też najlepszym strzelcem w historii drużyny narodowej. Co prawda, dzieli ten tytuł z Damianem Morim, ale Mori ma dziś 43 lata i już dawno nie gra w piłkę, a Cahill ma jeszcze parę sezonów, by nie tylko poprawić swój wynik (29 bramek), ale jeszcze nieco go wyśrubować.
To on strzelił jedynego gola w debiucie nowego selekcjonera z Kostaryką. Trafił głową po rzucie rożnym. Bo, choć mierzy jedynie 178 cm wzrostu, to celne główki są od lata jego znakiem rozpoznawczym. Dziś Cahill ma 34 lata i cieszy się grą w lidze amerykańskiej. Do zespołu New York Red Bulls trafił w 2012 roku, po ośmiu sezonach spędzonych w Evertonie. Jest jedną z legend klubu z Liverpoolu i nadal najmocniejszym punktem kadry Australii. Bez doświadczonego pomocnika w składzie, Socceroos tracą połowę atutów w ofensywie.
JAK DOSTALI SIĘ NA MUNDIAL?
Tak jak cztery inne najlepsze zespoły strefy azjatyckiej, Australijczycy rozpoczęli eliminacje dopiero od trzeciej rundy. Trafili do grupy z Omanem, Arabią Saudyjską i Tajlandią. Wtedy jeszcze w składzie mieli Harry’ego Kewella, który nie zakończył oficjalnie kariery międzynarodowej, ale od kilku miesięcy nie gra w żadnym z klubów, w których próbuje się odbudować, więc selekcjonerzy nie mają powodów, by wysyłać mu powołania. Australijczycy wyszli z pierwszego miejsca w grupie. Wygrali pięć spotkań, wpadkę zaliczyli tylko na wyjeździe z Omanem (0:1).
W kolejnej rundzie azjatyckich kwalifikacji przyszło im mierzyć się z największymi rywalami – reprezentacją Japonii. I u siebie i na wyjeździe zremisowali z Samurajami 1:1. W sumie w ośmiu meczach zebrali 13 punktów i z drugiego miejsca (za Japonią) awansowali do mundialu. Holger Osieck jeszcze wtedy nie wiedział, że nie będzie mu dane skonsumować tego sukcesu. Najwięcej goli w eliminacjach strzelił doświadczony Joshua Kennedy, bo zastępca Stefana Kiesslinga w Bayerze Leverkusen, Robbie Kruse jest bardzo nieskutecznym napastnikiem, choć każdy kolejny selekcjoner daje mu wiele okazji do wykazania się.
CIEKAWOSTKI
1. Jeszcze niedawno reprezentacja Australii składała się niemal wyłącznie z piłkarzy grających na co dzień w Europie i USA. W obecnej kadrze proporcje na korzyść rodzimych rozgrywek powoli się wyrównują. Po pierwsze dlatego, że obecnie australijscy piłkarze są w większości za słabi na solidne europejskie kluby, ale również dlatego, że siła i prestiż A-League znacznie wzrosły w ostatnich latach. Dziś w tamtejszych klubach grają nie tylko najlepsi zawodnicy z Oceanii, ale tez kilku piłkarzy znanych lepiej kibicom w Europie, jak William Gallas (Perth Glory), Emile Heskey (Newcastle United Jets), Shinji Ono (Western Sydney Wanderers), Pablo Contreras (Melbourne Victory) czy sam Alessandro Del Piero (Sydney FC).
2. Australia jest zespołem, który odniósł najwyższe zwycięstwo w historii międzynarodowego futbolu. W eliminacjach do mundialu 2002 Socceroos spotkali się z reprezentacją Wysp Samoa i wygrali 31:0. Strzelcem 13 goli w tym spotkaniu był napastnik Archie Thompson. Tym samym został zdobywcą największej liczby bramek dla Australii w jednym meczu. W pozostałych 53 meczach w barwach narodowych trafił jeszcze tylko 15 razy. Dwa dni przed pogromem na Wyspami Samoa, Australia ograła kadrę Tonga 22:0. Te spotkania zaważyły na tym, że FIFA przeniosła Australijczyków do strefy azjatyckiej, żeby zespoły z wysepek Oceanii nie musiały więcej przeżywać takich blamażów.
3. Australijski bramkarz Mitchell Langerak jest rezerwowym golkiperem Borussii Dortmund i jednym z najlepszych kolegów z drużyny Roberta Lewandowskiego. Obaj panowie trafili na Signal Iduna Park w jednym oknie transferowym i zostali zaprezentowani tego samego dnia. Dziś często wspólnie, razem z partnerkami, spędzają wolny czas. Rywalem Langeraka do przejęcia schedy po Schwarzerze i bronienia dostępu do bramki reprezentacji na mundialu będzie Matthew Ryan, klubowy kolega Waldemara Soboty z Club Brugge.
ZDANIEM EKSPERTA: Craig Forster – były piłkarz, 29-krotny reprezentant Australii:
– Losowanie grup nie mogło ułożyć się lepiej. Tak, wiem, że trafiliśmy na bardzo silnych rywali. I całe szczęście. Gdybyśmy trafili na słabszych i tak pewnie nie wyszlibyśmy z grupy. A tak, przynajmniej będziemy mieli okazję nauczyć się czegoś od największych. Cała trójka przeciwników gra w stylu, do jakiego aspirujemy i jakiego chcielibyśmy się nauczyć. Starcia z nimi mogą przynieść pozytywne skutki w przyszłości dla australijskiego futbolu.
– Chile, Holandia i Hiszpania – prawdopodobnie każda z tych drużyn nas zdominuje na boisku. One do tego dążą. A jednak każda gra inaczej. Od każdej będziemy mieli okazję nauczyć się czego innego. Od Chile umiejętnej gry w obronie i wychodzenia z kontrą, od Holandii kombinacyjnej gry w ataku, a od Hiszpanów skuteczności i umiejętności utrzymywania się przy piłce. Wierzę, że ten mundial będzie dla naszej kadry dobrą nauką na przyszłość. Bo w awans, z całym szacunkiem, nie wierzę..