{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Bjoern Daehlie i Philip Boit. Historia niezwykłej przyjaźni

Na tegorocznych igrzyskach w Soczi zadebiutują reprezentacje Zimbabwe i Togo. W związku z tym swoimi refleksjami podzielił się Philip Boit. Kenijski narciarz w 1998 roku wziął udział w igrzyskach w Nagano. Stało się to dwa lata po tym jak pierwszy raz w życiu... zobaczył śnieg!
26-letni wówczas zawodnik zgłosił się, kiedy jedna ze znanych firm sportowych postanowiła poszukać w Kenii kandydata do olimpijskiego startu zimą.
– To było wielkie wyzwanie, bo nigdy wcześniej w życiu nie zetknąłem się z taką pogodą – powiedział Boit o pierwszych treningach w Finlandii. – Samo zakładanie nart było katorgą! Jednak szybko do tego przywykłem – dodał.
Reprezentant Kenii wziął udział w biegu na 10 km stylem klasycznym. Jednym z jego rywali był między innymi Bjoern Daehlie, dwunastokrotny medalista olimpijski. – Cała nasza kadra słyszała o jakimś dziwnym gościu z Afryki, który postanowił wziąć udział w igrzyskach. Uważaliśmy, że to będzie całkiem ciekawe doświadczenie – wspominał Daehlie.
Boit był najbardziej zaskoczony... mokrym śniegiem. – Strasznie mnie to dobijało. Wjeżdżając pod górę na takiej nawierzchni czułem się tak dziwnie, tak jakbym miał chodzić w szpilkach – wspomina Kenijczyk. Zgodnie z oczekiwaniami wszystkich Daehlie wygrał zawody, zostając pierwszym w historii sportowcem, który zdobył sześć złotych medali zimowych igrzysk. Jednak Norweg zamiast cieszyć się po przekroczeniu linii mety cierpliwie czekał na ostatniego uczestnika biegu.
– Słyszałem głos komentatora, który mówił, że Philip dobiega już do stadionu. Bardzo zaimponowało mi to, że w tak trudnych warunkach chciał dokończyć bieg. Postanowiłem poczekać na tego dzielnego zawodnika przy linii końcowej – przyznał Daehlie. Kenijczyk dobiegł do mety 20 minuty po zwycięzcy. – Trener opowiadał mi o Daehliem. Widziałem go wcześniej w telewizji i nie mogłem uwierzyć, że taka wielka gwiazda czekała na mnie na mecie – wspomina Boit.

Po powrocie do Kenii Boit został gwiazdą. Kontynuował swoją karierę i zakwalifikował się do Salt Lake City. Boit startował do 2011 roku. Nie był pierwszym czarnoskórym zawodnikiem na zimowych igrzyskach – Senegalczyk Lamine Gueye wystartował w 1984 roku.
Kilka tygodni po igrzyskach w Nagano Boitowi urodził się syn. Kenijczyk dał mu na imię... Daehlie, właśnie na cześć słynnego Norwega. – Rodzina i przyjaciele wielokrotnie go chwalili, podkreślając jak świetny to człowiek. Dlatego postanowiłem, że to imię powinno zostać w mojej rodzinie – przyznał Boit.
Obaj zawodnicy przyjaźnią się do dziś. Mimo że obaj zakończyli kariery, to często razem wyjeżdżają. W tym roku udali się razem na Grenlandię. – Jestem przekonany, że to najzimniejszy dzień w jego życiu – stwierdził Daehlie.