Liverpool FC pokonał u siebie Swansea City 4:3 (3:2) w meczu 27. kolejki Premier League. The Reds nadal mają bezpośredni kontrakt z czołówką ligi – do prowadzącej w tabeli Chelsea tracą zaledwie cztery punkty.
Walka o mistrzostwo Anglii jest w tym sezonie pasjonująca. W 27. kolejce zwycięstwa odniosły Chelsea, Arsenal i Manchester City. Liverpool musiał więc pokonać Swansea, aby nie stracić kontaktu z czołówką. Zaczęło się świetnie – już w 3. minucie Raheem Sterling cudownie podał do Daniela Sturridge'a, który minął Michela Vorma i kopnął piłkę do pustej bramki. Po 20 minutach było już 2:0 – tym razem znakomitym uderzeniem z linii pola karnego popisał się Jordan Henderson. Pewne prowadzenie? Nic bardziej mylnego. Po kolejnych sześciu minutach na tablicy świetlnej widniał remis. Najpierw Jonjo Shelvey kapitalnym strzałem w okienko nawiązał kontakt z The Reds, a po chwili Wilfried Bony – przy sporym udziale Martina Skrtela doprowadził do remisu.
Nie było to jednak koniec emocji w pierwszej połowie. Minęło dziesięć minut i Liverpool znów prowadził. Luis Suarez dośrodkował wprost na głowę Sturridge'a, który ponownie pokonał Vorma. Po zmianie stron bramek było mniej, ale emocji nie. Tuż po przerwie Skrtel faulował Bony'ego w polu karnym, sędzia podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Iworyjczyk. Kolejne minuty przynosiły kolejne akcje. W 74. minucie jedna z nich była skuteczna. Suarez miał zbyt dużo miejsca przed polem karnym, oddał słaby strzał, ale do piłki dopadł Henderson i na raty pokonał Vorma. Wynik mógł być jeszcze wyższy, ale w końcówce Steven Gerrard uderzył w słupek.