Przeczytaj fragment autobiografii Svena Hannawalda!

Sven Hannawald (fot. Getty Images)
Sven Hannawald (fot. Getty Images)

Sven Hannawald, jako pierwszy sportowiec, wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni. W swojej autobiografii przybliżył emocje, jakie towarzyszyły mu przy okazji tego historycznego wydarzenia. Niemiec we wtorek będzie gościem w studiu Telewizji Polskiej, a przy okazji transmisji konkursu skoków w Kuopio (od 16:45 w TVP1 i SPORT.TVP.PL) będzie można wygrać pięć książek "Triumf. Upadek. Powrót do życia" wydawnictwa Sine Qua Non.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Przez 49 lat żadnemu sportowcowi nie udało się wygrać wszystkich czterech konkursów. Siedmiu skoczków, gdy przyjeżdżali do Bischofshofen, miało już trzy zwycięstwa w kieszeni. Potem jednak przegrywali z powodu presji psychicznej na ostatniej skoczni imienia Paula Ausserleitnera albo po prostu ulegali rywalowi, który w ostatnim dniu był mocniejszy i zniweczył szansę na poczwórne zwycięstwo.

Ostatnio było tak w turnieju sezonu 1997/98 z Japończykiem Kazuyoshim Funakim. Wygrał w Oberstdorfie, podobnie w Garmisch-Partenkirchen i w Innsbrucku. Ale w Bischofshofen musiał ulec jednemu z rywali. Mnie. To było moje pierwsze wielkie zwycięstwo.

Na turnieju w sezonie 2001/02 to ja dziewięć dni wcześniej odniosłem zwycięstwo w Oberstdorfie. Wygrałem też w Nowy Rok w Garmisch-Partenkirchen. I w Innsbrucku. Tu, w Bischofshofen, prowadziłem po pierwszej serii i ustanowiłem nawet nowy rekord skoczni – 139 metrów. Komentator RTL Tom Bartels wiwatował i wzywał: – Leć ze zwycięstwem na skrzydłach do domu, Svenie Hannawaldzie.

W końcowym odliczaniu przed tym wydarzeniem sportowym i podczas kilku poprzednich dni stacja RTL podgrzewała atmosferę hasłem, które wskazywało na epokowe wydarzenie i mnie jako jego centralną postać: "Skok dla potomności".

"Musiałem tylko wykonać swoją robotę"

Każdy przed telewizorem i każdy na skoczni w Bischofshofen wiedział w tamtej chwili, jaka jest stawka. Wiedziałem i ja. Ale zdawałem sobie również sprawę, że na tej skoczni nie mogę, mimo dużej przewagi, skakać asekuracyjnie. To by się źle skończyło. Chciałem zaatakować pełną parą. Całkowicie ufałem swoim możliwościom. I wiedziałem, że lubię tę skocznię.

Teraz musiałem tylko wykonać swoją robotę. Jeszcze tylko ten jeden raz. "Wykonać swoją robotę" – jakże często mówiłem o tym w ostatnich miesiącach, a szczególnie w ostatnich dniach. I jak często cytowały to zdanie media.

Wykonać swoją robotę. Nic ponadto. Nie dać się rozproszyć. Skoncentrować się tylko na sobie. Szczegółowo zwizualizować sobie kolejny skok. Najazd, próg, mocne wybicie. Nieziemskie uczucie lotu. I lądowanie.

O 13.49 zaczął się rytuał przygotowań. Lekkie ćwiczenia rozluźniające w namiocie cateringowym, jedynym dla mnie miejscu bez kamer na karku. Po ośmiu minutach przeszedłem pospiesznie do pomieszczenia dla teamu. Peter Lange zajęty był jeszcze ostatnimi przygotowaniami ślizgów moich nart. I wreszcie pierwsza kolejka, która idealnie się udała.

Sven Hannawald
Sven Hannawald

"Znalazłem się w tunelu"

Potem podobny rytuał przed drugą serią. Znów rozluźnienie, kontrola sprzętu. Żadnych wywiadów, nawet dla RTL, która zapłaciła dziesiątki milionów za prawa do transmisji i prosiła mnie – a potem już błagała na kolanach – bym powiedział choć parę słów.

W takiej chwili nie chciałem oglądać nawet swojej rodziny. Moja mama Regina trzęsła się zdenerwowana. Ojciec Andreas – jak zdradził pewnemu dziennikarzowi – wolałby być "o dwie godziny starszy", żeby mój niewykonany jeszcze skok widzieć już jako być może zwycięski. A moja siostra Jeannette miała nadzieję, że dziurawiec pomogą jej się uspokoić. Nie, wiedziałem doskonale, że każde rozproszenie uwagi będzie wymagało ode mnie później wiele koncentracji i siły. Chciałem tylko wykonać swoją robotę.

W końcu wejście na skocznię, na 52-metrową wieżę. Widziałem później na zdjęciach, że w drodze się uśmiechałem. A dziennikarze się zastanawiali: czy to blef, który ma odwrócić uwagę od mojego napięcia przed skokiem, czy też wyraz mojej świeżo zdobytej pewności siebie.

Nie wiem. Sprężystym krokiem przeszedłem tych kilkaset metrów na wieżę, na ramieniu niosłem narty do skoków o długości 2,68 metra. Po drodze udało mi się znaleźć w tunelu, w którym niczego nie słyszysz, niczego nie notujesz i o niczym nie myślisz. Cały ten tętniący wokół chaos, brawa, wiwaty, oczekiwania – nic do mnie nie docierało. Słyszałem tylko bicie swojego serca.

"Prawdziwa bomba"

I potem ten wiekopomny skok, który ciągle jest we mnie żywy, który mogę – jeśli tylko zamknę oczy – wyświetlić sobie jak film, w zwolnionym tempie i w kolorze, choć w mojej pamięci wydaje się elementem bardzo zamierzchłej przeszłości. Sześć sekund w drodze po rozbiegu o długości 118,5 metra. Sześć sekund lotu. 131,5 metra. Lądowanie zaznaczone telemarkiem. Poza radości. Wtedy opieram ręce o kolana. Spuszczam głowę. Czy to był ten moment, który mnie złamał? Ten moment był potężny, o wiele zbyt potężny, by go natychmiast pojąć.

Moja siostra była najszybsza. Ledwo odpiąłem narty, Jeannette już była i rzuciła mi się na szyję. Mama okazała się trochę wolniejsza, ojciec wylądował w zaspie. Przed kamerami nazwał mnie "twardzielem", bo tak łatwo sam poradziłem sobie z tą ponadludzką presją.

"Nie rozumiem tego wszystkiego"

Moi trenerzy musieli zejść ze skoczni na sam dół. Szkoleniowiec reprezentacji Reinhard Heß podszedł uśmiechnięty, zdjął czapkę i skłonił się przede mną. Wraz z drugim trenerem Wolfim Steiertem wzięli mnie na ramiona i nieśli po arenie. Z tego miejsca usłyszałem, jak 30 tysięcy kibiców śpiewa popularną piosenkę "Oh, wie ist das schoen, oh, wie ist das schoen".

Nie wiem już, co powiedziałem po moim triumfie komentatorowi RTL Guentherowi Jauchowi. Ale można to w każdej chwili obejrzeć na YouTubie: – Jestem naprawdę szczęśliwy, że to już koniec. Jeszcze jeden dzień dłużej, a umarłbym albo stracił wszystkie włosy. Te dziesięć dni turnieju, podczas których byliśmy w drodze, to prawdziwy sport ekstremalny.

Na konferencji prasowej po zawodach zapytano mnie: – Co zrobił pan przed ostatnim skokiem, by się nie denerwować, panie Hannawald? Odpowiedziałem jedynie: – Zdenerwowanie było ekstremalnie katastrofalne. Potem mówiłem jeszcze o "prawdziwej bombie", która znów mi się udała. – To sensacja. Nie rozumiem tego wszystkiego. Mimo wielkiego napięcia udają mi się po prostu fenomenalne rzeczy.

Sven Hannawald
Sven Hannawald

Tak naprawdę byłem wykończony. Totalnie pusty. Przez kilka ostatnich nocy niemal nie zmrużyłem oka. Jak jakiś nakręcony freak snułem się po ciemnych pokojach hotelowych. A tak bardzo potrzebny był mi sen, by się zregenerować. Żeby zdobyć nową energię.

Byłem pusty. Moje akumulatory nie miały płynu. Przerosło mnie to. Było mi już wszystko jedno. Proszę, niech to już się skończy, proszę, uwolnijcie mnie – tak myślałem sobie tego dnia w Bischofshofen, który po południu, krótko przed czwartą, zajaśniał dla mnie złotem.

Napawało mnie dumą, że udało mi się coś, na czym całe generacje skoczków połamały sobie zęby. Obaliłem mit – wygrałem wszystkie cztery konkursy w ciągu jednego Turnieju Czterech Skoczni.

Svenomenalnie, Svenomenalnie

W zaimprowizowanym studiu telewizyjnym RTL mogłem przeczytać pewien szczególny faks, który dotarł jeszcze przed moim ostatnim skokiem: "Drogi Svenie Hannawaldzie, tymi ośmioma skokami zapisał się Pan w historii sportu. To był turniej Hannawalda. Już zawsze będzie się on wiązać z Pańskim nazwiskiem. Gratuluję Panu z całego serca. Gerhard Schroeder, Kanclerz Federalny Republiki Federalnej Niemiec".

Nazajutrz nagłówki w mediach głosiły: Sven Hannawald ląduje w niebie ("Die Welt"), Loty do nieśmiertelności ("Suedwest Presse"), Historyczny Hannawald z Wielkim Szlemem skoków narciarskich ("Le Figaro"), Mit, legenda, szaleństwo – Hannawald ma Wielkiego Szlema ("Der Standard"/Wiedeń), Svenomenalnie ("Berliner Morgenpost"), Svensacjonalny ("Berliner Zeitung"), Narodziła się nowa legenda ("La Gazzetta dello Sport"/Włochy), Hannawald staje się gwiazdą ("Focus").

Sven Hannawald
Sven Hannawald
Polecane
Najnowsze
Superkomputer wyliczył szanse Polski na Euro 2025
nowe
Superkomputer wyliczył szanse Polski na Euro 2025
| Piłka nożna / Reprezentacja kobiet 
Ze statystyk wynika, że Polki nie mają
Reprezentant Polski zmieni latem klub? Jest komentarz!
Jakub Piotrowski może odejść z Łudogorca Razgrad. Czy reprezentant Polski zmieni klub? (fot: Getty)
nowe
Reprezentant Polski zmieni latem klub? Jest komentarz!
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Miedź Legnica przedłużyła kontrakt z 19-latkiem
Piłkarze Miedzi Legnica (fot. PAP)
Miedź Legnica przedłużyła kontrakt z 19-latkiem
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Kto nie wpuści kibiców Wisły? PZPN chce ostro karać recydywę
Kibice Wisły Kraków (fot. Ewa Michalik / Wisła Kraków)
tylko u nas
Kto nie wpuści kibiców Wisły? PZPN chce ostro karać recydywę
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
Kopciuszek wraca do Ekstraklasy. "Legia ma się czego obawiać"
Piłkarze Bruk-Bet Termaliki Nieciecza (fot. Getty)
Kopciuszek wraca do Ekstraklasy. "Legia ma się czego obawiać"
foto1
Dominik Pasternak
Hit z udziałem Hiszpanii i Holandii. Kiedy i o której finał Euro U19?
W finale mistrzostw Europy U19 Hiszpania zmierzy się z Holandią (fot. Getty)
Hit z udziałem Hiszpanii i Holandii. Kiedy i o której finał Euro U19?
| Piłka nożna 
Nowy trener Legii mówi o transferach. "Nie chcę 10 nowych piłkarzy" [WIDEO]
Edward Iordanescu rozpoczął przygotowania z Legią Warszawa. Szkoleniowiec Wojskowych mówi wprost o transferach do stołecznego klubu (fot: PAP)
Nowy trener Legii mówi o transferach. "Nie chcę 10 nowych piłkarzy" [WIDEO]
| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa 
Do góry