Dopiero ostatnie spotkania rozstrzygną losy mistrzostwa w Premier League i Primera Division. To nie pierwszy raz w historii, gdy w najważniejszych ligach w Europie wyścig po tytuł trzyma w napięciu do ostatnich sekund.
Tak, sekund. Już kilka razy zdarzyło się, że kwestia mistrzostwa rozstrzygnęła się w doliczonym czasie gry i zamiast spodziewanej radości, przyszło niedowierzanie i rozpacz. W trwającym sezonie taki scenariusz jest możliwy w dwóch czołowych ligach – Premier League i Primera Division.
Anglia: 2013/14
W Anglii szansę na tytuł zachowały trzy drużyny – Manchester City (80 pkt), Liverpool (80 pkt) i Chelsea (79 pkt). Dwa pierwsza zespoły mają do rozegrania po dwa mecze. The Blues mają z tego grona teoretycznie najmniejsze szanse, bo czeka ich jeszcze tylko spotkanie z "czerwoną latarnią", czyli Cardiff City. Anglia jest przykładem ligi, w której o kolejności w tabeli nie decydują bezpośrednie mecze, ale bilans bramek.
Z tego powodu, w przypadku gdy Liverpool i City będą miały po ostatniej kolejce taką samą liczbę punktów, tytuł zdobędzie zespół z Manchesteru. Posiada bowiem lepszy bilans bramek (+59 przy +50 The Reds), a trudno oczekiwać, że Liverpool w meczach z Crystal Palace (5 maja) oraz Newcastle United (11 maja) tak znacząco poprawi tę statystykę.
Hiszpania: 2013/14
W Primera Division również szanse na mistrzostwo mają wciąż trzy zespoły – Atletico Madryt (88 pkt), Barcelona (85 pkt) i Real (83 pkt). Wydaje się, że sytuacja w Hiszpanii jest bardziej klarowna. Jeśli Atletico wygra pozostałe mecze, sięgnie po pierwszy tytuł od 1996 roku.
Sytuacja skomplikuje się wówczas, gdy drużyna Diego Simeone zdobędzie w dwóch spotkaniach mniej niż 4 punkty. Wtedy, w przypadku trzech wygranych, z mistrzostwa będą się cieszyć piłkarze Realu. Na tym nie koniec. Jeśli punkty "zgubią" i Atletico (lidera La Liga czeka m.in. mecz na Camp Nou), i Real, to wzrosną szansę na tytuł Barcelony. Uff...
Anglia: 2011/12
W Premier League już raz zdarzyło się, że mistrza, przy identycznej liczbie punktów, wyłoniono na podstawie lepszego bilansu bramek. I to całkiem niedawno. W sezonie 2011/12 Manchester City (89 punktów) wyprzedził w tabeli United (89) tylko dzięki temu, że miał lepszy bilans bramek (+64 przy +58 MU).
Do końca sezonu pozostały trzy kolejki, gdy liderem był zespół prowadzony przez Aleksa Fergusona. O losach tytułu zadecydowały tak naprawdę derby Manchesteru w 36. kolejce rozgrywek, które City wygrali 1:0. Bohaterem tamtego spotkania okazał się Vincent Kompany, strzelec jedynego gola tuż przed przerwą.
Anglia: 2007/08
Niewiele brakowało, a lepszy bilans bramek miałby wpływ na wyłonienie mistrza Anglii także w sezonie 2007/08. Przed ostatnią kolejką Manchester United i Chelsea miały w tabeli po 84 punkty, a Czerwone Diabły (+56) wyprzedzały rywali (+39) tylko dzięki lepszemu bilansowi. Ostatecznie bramki nie miały znaczenia, bo o ile United wygrali na koniec swoje spotkanie z Wigan (2:0), o tyle Chelsea zremisowała u siebie z Boltonem (1:1), tracąc gola w trzeciej minucie doliczonego czasu gry.
Hiszpania 2006/07
W Hiszpanii obowiązują inne zasady i o kolejności w tabeli decydują bezpośrednie mecze. W sezonie 2006/07 piłkarze Realu i Barcelony zakończyły rozgrywki La Liga z identyczną liczbą punktów (po 76).
Pierwsze miejsce i mistrzostwo przypadło jednak Królewskim, którzy na Santiago Bernabeu wygrali 2:0, natomiast na wyjeździe zremisowali z Barceloną 3:3. Warto jednak dodać, że gdyby w Primera Division obowiązywały "angielskie przepisy", to tytuł przypadłby Dumie Katalonii (bilans +45 przy +26 Realu).
Włochy: 2001/02
We Włoszech w tym sezonie nie było żadnych wątpliwości – rozgrywki zdominował ponownie Juventus Turyn. Mistrzostwo tak łatwo nie przyszło Starej Damie w sezonie 2001/02, co powinien pamiętać obecny trener Juve – Antonio Conte.
Przed ostatnią, 34. kolejką (w Serie A grało wtedy 18 drużyn) prowadził Inter Mediolan (69 pkt), przed Juventusem (68 pkt) i Romą (67 pkt). Nerazzurri nie mieli jednak okazji do świętowania, bo na zakończenie sezonu przegrali w Rzymie z Lazio (2:4), podczas gdy swoje spotkania wygrali rywale. W efekcie Inter spadł na trzecie miejsce, a mistrzem został Juventus.
Włochy: 1999/00
Szczęście nie zawsze jednak sprzyjało drużynie z Turynu. Dwa lata wcześniej, w sezonie 1999/2000, Stara Dama straciła mistrzostwo w ostatniej kolejce. Juventus (71 pkt), prowadzony przez Carlo Ancelottiego, przed 34. kolejką był liderem Serie A i wyprzedzał Lazio (69 pkt). Do tytułu potrzebował tylko punktu w wyjazdowym meczu z Perugią, czyli drużyną z dolnej części tabeli. Juventus przegrał jednak 0:1 i całą winę zrzucił na stan murawy, która po przejściu burzy była fatalna. Narzekania nic nie zmieniły i mistrzostwo Włoch zdobyło Lazio, które swój mecz z Regginą wygrało pewnie 3:0. Kibice Juventusu tamtą kolejkę wspominają jako "piłkarską Apokalipsę".
Niemcy: 2006/07
Kibice Schalke też mają wspomnienia, do których niechętnie wracają. W sezonie 2006/07 drużyna z Gelsenkirchen miała tytuł na wyciągnięcie ręki. Na dwie kolejki do zakończenia rozgrywek 1. Bundesligi, Schalke (65 pkt) było liderem i wyprzedzało o punkt VfB Stuttgart.
Przyszły jednak Derby Zagłębia Ruhry, w których S04 przegrało 0:2 z Borussią Dortmund, 9. zespołem w tabeli. Tymczasem Stuttgart w dość dramatycznych okolicznościach zdobył trzy punkty w wyjazdowym spotkaniu z Bochum (3:2). Do przerwy przegrywał 1:2, a zwycięskiego gola, w 73. minucie, strzelił Cacau.
W ostatniej kolejce Stuttgart też musiał się wysilić, aby zdobyć trzy punkty. Wygrał 2:1 z Energie Cottbus.
Szkocja: 2004/05
Wracając do ostatnich sekund, które zadecydowały o tytule i zostały wspomniane na wstępie. Do takiej sytuacji doszło w Szkocji w sezonie 2004/05. Jeszcze w kwietniu Celtic pewnie prowadził w tabeli i po wygranej na stadionie Rangers, miał pięć punktów przewagi nad rywalem. Wystarczyła jednak porażka z Hibernian i okazało się, że losy mistrzostwa rozstrzygną się w ostatniej, zaplanowanej na niedzielę, kolejce.
Celtic miał dwa punkty przewagi i przed sobą wyjazdowe spotkanie z Motherwell, podczas gdy Rangersi musieli rozegrać mecz z Hibernian. Zgodnie z planem wygrali 1:0, ale początkowo nie mieli powodów do radości. Celtic do 87. minuty prowadził 1:0 i wszystko wskazywało, że już za chwilę zdobędzie tytuł.
Wtedy do głosu doszedł Scott McDonald. Najpierw doprowadził do remisu, a już w doliczonym czasie gry strzelił zwycięskiego gola dla Motherwell i doprowadził Celtic do rozpaczy. The Bhoys w nieprawdopodobny sposób oddali mistrzostwo i helikopter, który miał dostarczyć im trofeum, musiał raz jeszcze poderwać się do lotu i dostarczyć puchar do Edynburga, gdzie kilka minut wcześniej zakończyło się spotkanie Rangersów...