III RP stuknęło 25 lat. Z tej przyczyny jedni podsumowują sukcesy, drudzy wyliczają błędy. Każdy przeżył ten czas po swojemu, stąd różne tendencje w ocenach, co bynajmniej nie prowadzi do wspólnej diagnozy, bo być może takiej nie ma. A jaki jest nasz sport po tym ćwierćwieczu?
Nasz sport jest taki jak nasz kraj – notorycznie zakręcony. Niby jest nieźle, lecz wszyscy wiedzą, że mogło by być lepiej. Tym, którzy to wiedzą, od razu robi się gorzej. A ponieważ wiedzą to wszyscy, wszystkim robi się gorzej, nawet tym, którym zrobiło się lepiej. Na końcu wychodzi na to, że jest gorzej niż źle. Ale tak to wychodzi w prywatnych rozmowach albo w połajankach polityków. W badaniach opinii wypadamy jako naród zadowolony aż w 90 procentach. Kto Polaka zrozumie, dostanie Nobla. Chociaż łatwiej dostać jebla, gdy się próbuje to ogarnąć i spiąć w całość.
Z naszym sportem jest tak samo. Przez minione ćwierć wieku niejedno udało się zrobić i niejedno udało się zepsuć, więc w sumie jest dobrze i jest niedobrze. Udał nam się Adam Małysz, udała Justyna Kowalczyk i udał nam się Czesio Lang. Wybitnych wyczynowców, trenerów mamy oczywiście więcej, jednak tych troje dokonało rzeczy przełomowych w sporcie, każde na swój sposób i w swoim zakresie. Adam i Justyna trwale podbili serca milionów, przynosząc pokrzepienie i dumę. Nie tylko osiągnęli sportowe mistrzostwo, ale umieli (ona nadal to potrafi) wytrwać na szczycie przez lata. Oboje przy tym wykazali imponującą siłę charakteru, która zainspirowała innych. Małysz przetarł złoty szlak, którym podąża Kamil Stoch. Kowalczyk rozbiegała cały kraj na nartach, stała się nową ikoną sportowej Polski, co potwierdzają wyniki plebiscytów.
Czesław Lang pokazał, że Polak potrafi. Był pierwszym, poważnym polskim kapitalistą w sporcie III RP tak, jak kiedyś był pierwszym Polakiem w peletonie zawodowym. Drogą kupna nabył prawa do Wyścigu Dookoła Polski, który wtedy ledwie zipał i zrobił z niego Tour de Pologne, międzynarodową wizytówkę kolarstwa polskiego. To było pionierskie dzieło na wolnym rynku sportowym wolnej Polski, ale nie tylko za to Cześkowi należy się goździk w dniu mężczyzny. Należy się za pokaz dobrej roboty. Przez 10 lat krok po kroku Lang przerabiał upadłą imprezę w kolorowy karnawał kolarski. Nie wykonał modnego, zwłaszcza na początku transformacji, skoku na kasę. Cierpliwie budował swój wyścig licząc, że ludziom się spodoba a jemu kiedyś się opłaci. Sprawdziło się jedno i drugie.
Przykład Langa dowodzi, że warto być pozytywistą. Mieć wizję i konsekwencję w dążeniu do celów odległych. Wielu dziś potrafi nachapać się w pięć minut. Jednak niewiele albo zgoła nic z tego nie wynika dla zbiorowości. Kapitalizm według Langa to inna jakość. Rzetelna praca nie ma dzisiaj dobrego PR, choć tak naprawdę od niej zależy cała reszta. Dlatego Lang jest ważny w sportowej historii III RP.
Co do Euro to ono się nam udało i nie udało, bo jakżeby inaczej. Udało się organizacyjnie, udało się w warstwie społecznej. Jednak piłkarze schrzanili robotę, więc zaraz potem jak było nam wesoło, zrobiło nam się łyso. Zresztą futbol to największy nieudacznik dwudziestopięciolecia. PZPN to lider sportowego psujstwa. Prezesi piłkarskiej centrali zasłużyli na zbiorową nagrodę „szmacianej piłki”. Mogliby ją ufundować kibice. Wystarczy zrzutka po groszu na głowę. „I będzie pięknie. I będzie sprawiedliwie”. To cytat z klasyka.
Udały nam się zimowe igrzyska w Vancouver, jeszcze bardziej zimowe igrzyska w Soczi. Pewnie dlatego nie chcemy zimowych igrzysk w Krakowie, bo a nóż mogłyby się udać najbardziej. Ten projekt udało nam się zepsuć i trudno się w tym połapać. Ale nie tylko w tym. Letnie dyscypliny kosztują dużo więcej niż zimowe, jednak od 12 lat wykazują olimpijską stagnację. Sportom zimowym brakuje pieniędzy, brakuje infrastruktury i one notują olimpijski postęp. I gdzie tu logika?
Kończąc ten spacerek przodem do tyłu po arenach III RP powiem tak – jest jak jest a będzie jak będzie. Niekoniecznie gorzej, może nawet lepiej. Co prawda w naszym sporcie brakuje dobrych głów od myślenia strategicznego, system sportu jest zbiurokratyzowany a nadmiar urzędników zbyt kosztowny, jednak ten sport nie narzeka na dopływ talentów, które pojawiają się nagle i jakby znikąd. W tym obszarze było więcej szczęścia niż systemu przez minione ćwierćwiecze. Dlatego oceny generalne wypadają mniej więcej tak, jak w rozmowie dwóch przyjaciół, kiedy pierwszy pyta drugiego – jak jest?
– Dobrze.
– A w dwóch słowach?
– Nie dobrze.
No i bądź tu Polaku mądry…