28 cze 2014 | Piłka nożna

Brazylia w piłkarskim niebie. Przesądziły karne

Niesamowite emocje w pierwszym meczu 1/8 finału mistrzostw świata! Brazylia wyeliminowała Chile, a zwycięzcę wyłoniły dopiero rzuty karne. W regulaminowym czasie gry było 1:1.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

W pierwszym meczu 1/8 finału spotkali się starzy znajomi. Obie reprezentacje mierzyły się ze sobą 68 razy. Siedem z tych meczów padło łupem Chile, trzynaście zakończyło się remisem. Liczba zwycięstw Brazylijczyków, jak i bilans bramkowy – 159 do 58, imponująca. Ciekawostką jest również fakt, że była to powtórka sprzed czterech lat. Na mundialu w RPA, w tej samej fazie rozgrywek, lepsi okazali się także Canarinhos. Wygrali 3:0.

Stadion w Belo Horizonte wypełnił się żółtą falą ludzi kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem. Wiarę w zwycięstwo, ogromną presję i oczekiwania można było odczuć już podczas hymnu, który został wręcz wykrzyczany przez kibiców i piłkarzy z Kraju Kawy. Istna brazylijska haka!

Gospodarze MŚ potężnie naładowani ruszyli na swoich rywali, którzy nie przestraszyli się odważnej szarży i skutecznie się odgryzali. Bezsilni okazali się jednak w 18. minucie. Z rzutu rożnego w pole karne dośrodkował Neymar. Przed bramką piłkę przedłużył Thiago Silva, a zamykający akcję David Luiz skierował ją do siatki.

Prowadzenie trochę rozluźniło zawodników w żółtych koszulkach. W 32. minucie doprowadziło to do katastrofy. Marcelo wyrzucił piłkę z autu do Hulka, ten chciał ją odegrać, ale zrobił to zbyt lekko. Futbolówkę przejął Eduardo Vargas i błyskawicznie zagrał ją do wbiegającego w pole karne Aleksisa Sancheza. Piłkarz Barcelony kapitalny prezent z zimną krwią zamienił na bramkę.

Od stanu 1:1 do końca pierwszej połowy oba zespoły mogły podwyższyć swoje prowadzenie. Piętnaście minut pełne było błędów w obronie, przy wyprowadzeniu piłki i strat na środku boiska. Żadna ze stron nie zadała sobie jednak kolejnego ciosu. Zwiastowało to spore emocje w drugiej odsłonie spotkania. I rzeczywiście tak było.

Alexis Sanchez (fot. Getty Images)

Akcja za akcję, bez chwili przestojów. Kibice na stadionie mogli poczuć się jak na meczu tenisowym. Ich szyje obracały się raz w lewo, raz w prawo, raz w lewo, raz w prawo. Wymiana ciosów trwała i kwestą czasu było to, że ktoś padnie na deski.

W 54. minucie wydawało się, że liczone będzie Chile, ale Howard Webb nie uznał trafienia Hulka. Angielski arbiter w całej akcji dopatrzył się zagrania ręką piłkarza na co dzień występującego w Rosji. Podopieczni Jorge Sampaoliego groźnie odpowiedzieli niecałe dziesięć minut później. Dwójkową akcję Arturo Vidal – Charles Aranguiz próbował wykończyć ten drugi, ale w znakomitej okazji trafił w Julio Cesara.

Kilkadziesiąt chwil później w końcu obudził się niewidoczny w drugiej połowie Neymar. Zawodnik Dumy Katalonii, po dośrodkowaniu Daniego Alvesa, uderzył głową, ale prosto w Cladio Bravo. Bramkarz Chile bohaterem okazał się też w kolejnej akcji, gdy kapitalną paradą obronił atomowe uderzenie Hulka.

Ostatecznie w regulaminowym czasie gry więcej goli nie było i o awansie do ćwierćfinału miała przesądzić dogrywka. Dodatkowe pół godziny gry nie porwało. Każda mijająca minuta wysysała z piłkarzy siły. W pewnym momencie wyglądało to tak, że obie strony oswoiły się z myślą, że o wyniku zadecydują rzuty karne. Kłam takiemu przeświadczeniu zadał tuż przed końcem dogrywki Mauricio Pinilla, który trafił w poprzeczkę.

W końcu doszło do serii jedenastek. Te lepiej, choć nie bez problemów, wykonywali Brazylijczycy. Canarinhos ostatecznie wygrali w karnych 3:2 i zrobili kolejny krok do wymarzonego finału. Jednak zanim tam się znajdą, będą musieli w ćwierćfinale rozprawić się z lepszym z pary Kolumbia – Urugwaj.