Kostaryka to jedyny przedstawiciel grupy D – tzw. grupy śmierci – który pozostał w grze na mistrzostwach świata aż do ćwierćfinału. W meczu drugiej rundy Los Ticos potrzebowali karnych, by pokonać Grecję. Po 90 minutach i dogrywce było 1:1 (0:0).
Pierwsza połowa idealnie wpisała się w klimat leniwego, niedzielnego wieczoru. Ranga spotkania powiązała nogi obu zespołom nieobytych w fazie pucharowej mistrzostw świata. Dlatego okazji widzieliśmy jak na lekarstwo. Zbyt bojaźliwie grali zwłaszcza Kostarykanie. To nie była ta sama ekipa, która bez kompleksów ograła Urugwaj i Włochy. Grecja spokojnie czekała na swoje szanse i to właśnie piłkarze z Europy byli do przerwy bliżej wyjścia na prowadzenie. Strzał Dimitrisa Salpingidisa zatrzymał jednak niezawodny Keylor Navas.
Niech o poziomie pierwszej połowy świadczy apel Gary'ego Linekera, który
zaproponował, by piłkarze od razu strzelali karne zamaist zanudzać widzów.
Jego scenariusz ostatecznie się spełnił, ale najpierw, w 52. minucie Bryan Ruiz wyprowadził Kostarykę na prowadzenie po przedziwnym golu. Przy jego przeciętnym
strzale wszyscy Grecy nie wiedzieć czemu stanęli niczym zamienieni w kamień
wzrokiem Meduzy. Komentujący spotkanie Dariusz Szpakowski trafnie nazwał to
"bramką z niczego".
Rozochoceni Kostarykanie próbowali szybko zwiększyć przewagę i powinni mieć ku
temu doskonałą okazję. Sędzia Benjamin Williams nie zauważył jednak ewidentnego
zagrania ręką w polu karnym Wasilisa Torisidisa. Pomógł za to Grekom wyrzucając
z boiska Oscara Duarte w 65. minucie. W tym przypadku podjął jednak dobrą
decyzję. Pomocnikowi należała się druga żółta kartka za wejście wyprostowaną
nogą.
Navas wprowadził do historii
Wydawało się, że gra w przewadze i wpuszczenie na boisko wszystkich napastników
na nic się zdadzą. Ale jak to z Grekami bywa, gdy wszyscy myślą, że już
przegrali, oni zadają cios. W Recife wyprowadził go Sokratis Papastathopoulos.
Obrońca znany jako zmora komentatorów wyrównał strzałem głową w 89. minucie. Rywale jakby nie wierzyli własnym oczom. Za chwilę mogli już przegrywać, jednak Navas fenomenalnie wybronił strzał głową Kostasa Mitroglou. Dogrywka stała się faktem.
A w niej rządził już jeden zespół. Ten, który miał na boisku więcej ludzi.
Kostarykanie bronili się przez długie chwile rozpaczliwie, mieli też furę
szczęścia. Osamotniony z przodu Joel Campbell nie mógł wiele zdziałać. Gdy zegar
wybił setną minutę, dla Kostaryki gra toczyła się już tylko o dotrwanie do
karnych.
Dotrwali. 21 facetów wyczerpanych do granic możliwości miało jeszcze stanąć przed wielką presją, z którą nie poradzili już sobie ich koledzy po fachu z Brazylii i Chile. W przerwie przed karnymi Fernando Santos wdał się jeszcze w kłótnie z sędzią, w efekcie czego musiał udać się na trybuny. Selekcjoner Greków wówczas... nie był już selekcjonerem Greków. Oficjalnie jego umowa wygasła 30 czerwca czyli ponad pół godziny wcześniej. Zapowiedział jednak, że poprowadzi kadrę do końca turnieju. Również kilku piłkarzy było już wtedy na bezrobociu, m.in. Georgios Samaras, któremu o północy wygasł kontrakt z Celtikiem Glasgow.
Borges – Mitroglou. Ruiz – Christodoulopoulos. Gonzalez – Holebas. Campbell – Gekas. W pierwszych czterech seriach pomylił się dopiero ten ostatni. Jego strzał fantastycznie obronił Keylor Navas. Po pewnym uderzeniu Umany awans Kostaryki do ćwierćfinału stał się faktem. To największy piłkarski sukces w historii tego niewielkiego kraju. Ale Grecy również mogą być z siebie dumni. Po raz pierwszy dostali się do najlepszej "16" mundialu.
Poza tym, ich gol na 1:1 również przeszedł do historii. Było to 145. trafienie na tych mistrzostwach. Dokładnie tyle samo bramek wpadło na mistrzostwach w RPA cztery lata temu. Tyle, że w Brazylii mamy dopiero drugą rundę. Cóż to jest za turniej...
12:00
Aruba
17:45
Białoruś
20:30
Bonaire
0:00
Portoryko