{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Holandia bardziej zasłużyła na finał z Niemcami?

Nie Holendrzy, a Argentyńczycy zagrają w finale mistrzostw świata z Niemcami. Piłkarze Alejandro Sabelli wygrali w półfinale dopiero po rzutach karnych, ale w całym meczu prezentowali się gorzej od rywali. Wydaje się, że to zespół Louisa van Gaala miałby większe szanse pokonać znakomicie funkcjonującą niemiecką maszynę.
Zespół prowadzony przez Joachima Loewa krytykowano za spotkania z Algierią (2:1 po dogrywce), daleko od zadowolenia było również po ćwierćfinale z Francją (1:0). W półfinale nasi sąsiedzi roznieśli Brazylię, strzelając im siedem goli, a po spotkaniu mówili, że nie chcieli więcej, aby nie upokorzyć gospodarzy.
Czynników tak sromotnej klęski Canarinhos jest kilka. Te nasuwające się na pierwszy plan, to absencje kontuzjowanego Neymara i pauzującego za kartki Thiago Silvy. To dwaj najważniejsi zawodnicy drużyny Luiza Felipe Scolariego, ale bez przesady – nawet bez nich Brazylia nie miała prawa zagrać na poziomie ligi okręgowej. A tak właśnie się zaprezentowała.

Problem tkwi głębiej. Scolari chciał zagrać z Niemcami w otwarte karty, zupełnie inaczej niż Algieria czy Francja, i słono za to zapłacił. Reprezentanci gospodarzy wyszli na murawę Estadio Mineirao w Belo Horizonte niezwykle zmotywowani, ekspresyjnie zaśpiewali hymn i od początku spotkania rzucili się na Europejczyków.
Piłkarze Loewa to jednak nie pierwszaki, chłodno skalkulowali siłę rywala i po premierowym trafieniu, przy którym błąd w kryciu popełnił David Luiz, zaczęli penetrować dziurawą jak sitko obronę rywali. Efekt? Cztery gole w siedem minut i 5:0 do przerwy. W drugiej połowie mogli jeszcze bardziej upokorzyć przeciwników, ale znów zadziałała analiza sytuacji i postanowili zachować więcej sił na finał.
Partia szachów van Gaala i… Mascherano
Drugi półfinał był meczem nudnym dla kibiców, ale rarytasem dla koneserów piłkarskich. Van Gaal idealnie zestawił zespół, znów też dobrze reagował podczas meczu. Argentyńczycy przez 120 minut stworzyli góra dwie groźne sytuacje, zupełnie zneutralizowany został Leo Messi, a samego siebie przechodził Ron Vlaar, który dowodził defensywą Oranje.
Alejandro Sabella nie miał pomysłu, jak przedrzeć się przez zasieki obronne zespołu z Niderlandów. Na szczęście dla selekcjonera, niesamowite zawody rozegrał Javier Mascherano, który dzielił i rządził przed polem karnym, a kiedy trzeba było wyręczał także kolegów z defensywy. To głównie zawodnikowi Barcelony Albicelestes zawdzięczają awans do finału.

Niemcy na pewno nie zdominują konfrontacji na Maracanie, w taki sposób jak półfinał, ale trzeba ich postawić w roli faworyta. Właściwie Argentyńczycy muszą mieć nadzieję na znakomity występ Mascherano i dzień konia Messiego.
Paradoksalnie większe szanse na pokonaniu Mannschaft mieliby Holendrzy, którzy słyną z żelaznej dyscypliny taktycznej. Thomas Mueller po meczu z Algierią i Francją tłumaczył, że Niemcom gra się łatwiej, kiedy rywal nastawiony jest na atak, a nie wyłącznie na bronienie bramki. Dziennikarze myśleli, że to marna wymówka nieprzekonującej gry, ale starcie z Brazylią pokazało, że piłkarz Bayernu miał rację.
Van Gaal udowodnił na tych mistrzostwach, że potrafi znaleźć sposób na świetne drużyny – Hiszpanię, Chile czy Meksyk. Na Niemców też z pewnością wymyśliłby coś szczególnego, ale nie będzie miał okazji. Holendrom przyjdzie zmierzyć się z Brazylią o trzecie miejsce. Obie drużyny podejdą do tego meczu z różnym nastawieniem – gospodarze będą chcieli wygrać za wszelką cenę, Holendrzy najchętniej już po spotkaniu z Argentyną wróciliby do domu. Zdaniem van Gaala i jego piłkarzy będzie to konfrontacja o "pietruszkę".