– Skoro Dunga "wszedł drugi raz do tej samej rzeki", to ja też mogę – to główny argument Diego Maradony, który chciałby znowu poprowadzić reprezentację Argentyny. Uważa, że pod wodzą Alejandro Sabelli kadra nie grała wystarczająco efektownie.
Maradona prowadził Albicelestes na mundialu 2010. Doszedł do ćwierćfinału, w którym z jego piłkarzami brutalnie rozprawili się Niemcy (0:4). Na tym samym turnieju selekcjonerem Brazylii był Dunga. Północni sąsiedzi również odpadli z 1/4 finału (1:2 z Holandią), ale wcześniej grali mniej przekonująco i po prostu brzydko.
A jednak cztery lata później, po zwolnieniu Luiza Felipe Scolariego, Dunga dostał drugą szansę. Dlatego Maradona uważa, że też na nią zasługuje. – Na pewno przed nikim nie będę klękał. Ale czemu by nie spróbować? Jestem otwarty na propozycje – zapewnił w rozmowie z magazynem "Ole".
"El Diego" nie oszczędził też ostatniego selekcjonera Alejandro Sabelli. I to mimo wywalczenia przez niego srebrnego medalu MŚ. – Nie chciałbym być zbyt ostry, ale nie oszukujmy się – Argentyna nie zagrała ani jednego, naprawdę dobrego meczu. Mielismy tylko dobre momenty, ale całe 90 minut – ani razu – ocenił.
Niestety dla Maradony, niemal stuprocentowym faworytem do przejęcie Albicelestes jest Gerardo Martino. Były trener Barcelony ma podpisać czteroletni kontrakt.