Liverpool wraca na właściwe tory. Wicemistrz Anglii z trudem i w niezwykłych okolicznościach wygrał z beniaminkiem Queens Park Rangers 3:2 (0:0). W środę The Reds zagrają w Lidze Mistrzów z Realem Madryt. Transmisja od 20:25 w TVP1 i SPORT.TVP.PL.
Efektowna była zwłaszcza końcówka niedzielnego meczu. W ostatnich pięciu minutach padły... cztery gole. Ale najpierw, bramkę na 1:0 dla Liverpoolu zdobył... Richard Dunne. Był to wyjątkowy, bo już dziesiąty "samobój" w karierze doświadczonego stopera. Tym samym Dunne został pierwszym piłkarzem w historii ligi angielskiej, który ma na koncie dwucyfrową liczbę samobójczych goli.
Stoper QPR dokonał "sztuki", która nie udała się wcześniej piłkarzom obu drużyn. Zarówno gospodarze z Londynu, jak i goście z północy marnowali doskonałe okazje do strzelenia gola. W pierwszej połowie najlepszą miał Leroy Fer. Holenderski pomocnik uderzył jednak w poprzeczkę. W drugiej – stojąc metr od pustej bramki nie trafił Mario Balotelli.
Lekcji skuteczności udzielił mu wprowadzony na dziesięć minut przed końcem Eduardo Vargas. Chilijczyk w 87. minucie strzelił gola na 1:1, a już w doliczonym czasie na 2:2. Jego pogoń za faworytami skutecznie torpedowali jednak nieporadni koledzy z obrony. Pozwalali rywalom na wszystko pod swoją bramką, czego efektem gol na 1:2 Philippe Coutinho, a na chwilę przed końcem kolejny samobój – tym razem drugiego stopera Stevena Caulkera.
Zwycięstwo szczęśliwe i wyrwane w niezwykłych okolicznościach, ale jakże ważne. Pozwoliło The Reds wskoczyć na piąte miejsce (przynajmniej do poniedziałkowego meczu Manchesteru United) i w dobrych nastrojach przygotowywać się do środowego starcia z Realem w LM (transmisja od 20:25 w TVP 1 i SPORT.TVP.PL). QPR nadal okupuje ostatnie miejsce w tabeli. Z taką obroną – nic dziwnego. Tu nawet Vargas nie pomoże.