Brzmi jak science-fiction, ale hiszpańska "Marca" przekonuje, że takiego scenariusza nie da się wykluczyć. Joan Laporta chce wrócić na fotel prezydenta Barcelony, a do tego potrzebuje mocnej karty przetargowej. Jose Mourinho wydaje się być idealnym kandydatem.
Chyba każdy kibic futbolu pamięta triumfującego na Camp Nou Portugalczyka, który jako szkoleniowiec Interu Mediolan, chwilę wcześniej wyeliminował Blaugranę z Ligi Mistrzów. Jeszcze większą niechęć u katalońskich kibiców wywołał okres jego pracy w Realu Madryt. Zwłaszcza, że pierwsze kroki swojej trenerskiej kariery stawiał właśnie w Barcelonie, u boku Bobby'ego Robsona.
Jego przyjście do klubu byłoby z pewnością największą sensacją ostatnich lat. Porównywalną z transferem Luisa Figo, który zamienił Barcę na Real w 2000 roku. Także wówczas mało kto wierzył w taki obrót spraw, ale Florentino Perez, kandydat na sternika Królewskich, zrealizował swe zapowiedzi.
Teraz do ofensywy przystępuje Laporta. Nie jest tajemnicą, że w Barcelonie nie dzieje się najlepiej. Sandro Rosell ustąpił ze stanowiska, po wybuchu afery, związanej z nieprawidłowościami przy podpisywaniu kontraktów z młodymi piłkarzami. Jego następcą został Josep Maria Bartomeu, ale niechęć do obecnych władz narasta z dnia na dzień. A to odbija się m.in. na wynikach zespołu.
Kadencja zarządu kończy się dopiero w 2016 roku, ale niewykluczone, że wybory zostaną przyspieszone. W ankiecie przeprowadzonej przy okazji meczu z Celtą Vigo, aż 80 proc. kibiców wyraziło dezaprobatę dla zarządu, a 76 proc. chce zmian już po zakończeniu tego sezonu. Gdyby wybory przeprowadzono teraz, wygrałby Laporta.
"Marca" informuje, że ten w tygodniu spotkał się z Jorge Mendesem, jednym z najpotężniejszych ludzi futbolu, reprezentującym interesy m.in. Mourinho oraz Cristiano Ronaldo. Dla gazety to dowód na to, że Laporta właśnie rozpoczął kampanię wyborczą, a próby ściągnięcia Mourinho z Chelsea Londyn to nie są zwykłe plotki.
Prezydent Barcelony z lat 2003-2010 znany jest z szumnych zapowiedzi. Gdy po raz pierwszy ubiegał się o to stanowisko, obiecał sprowadzić Davida Beckhama z Manchesteru United. Anglik pozostał na Old Trafford, ale na Camp Nou pojawił się Ronaldinho, co wyszło na dobre katalońskiemu gigantowi. Dlatego możemy być pewni, że nawet niepowodzenie "misji Mourinho" nie zamknie drogi innym, głośnym nazwiskom.