{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Liga dwóch prędkości. Co przyniósł 2014 rok?

Rok 2014 potwierdził, że Legia Warszawa w T-Mobile Ekstraklasie ucieka reszcie z miesiąca na miesiąc. Ale za jej plecami robi się coraz ciekawiej, choć nie zawsze tak efektownie, jakbyśmy chcieli. Poziom sportowy to jednak najmniejszy problem, z jakim boryka się polska piłka klubowa.
WYNIKI I TABELA T-MOBILE EKSTRAKLASY
1. Wirus UEFA atakuje mistrza
Legia po raz trzeci z rzędu kończy rok na pierwszym miejscu w tabeli i zmierza po trzeci z rzędu tytuł mistrza Polski. Brakuje słowa "pewnie", bo drużyna ze stolicy nie dominuje na boisku tak, jak pod względem finansowym i organizacyjnym. Henningowi Bergowi udało się to, czego nie potrafił zrobić jego poprzednik. Legioniści umiejętnie połączyli starty w europejskich pucharach z występami w Ekstraklasie. Pozostaje małe "ale".
Norweg wciąż nie może sobie poradzić z przygotowaniem zespołu do pełni formy zaraz po meczach pucharowych. Wstydliwe porażki z Podbeskidziem Bielsko-Biała (1:2), Piastem Gliwice (1:3), Pogonią Szczecin (1:2) oraz Górnikiem Łęczna (1:3), przydarzyły się zaraz po spotkaniach w Lidze Europejskiej. Zaledwie trzy punkty przewagi nad Śląskiem Wrocław to nie jest różnica, która pozwoliłaby mistrzowi czuć się bardzo komfortowo.

2. Walka o wpływy
O Legii głośno było nie tylko ze względu na jej piłkarzy. Skandal podczas meczu z Jagiellonią, liczne kary za race i łamanie regulaminu stadionowego – to wszystko chleb powszedni, jeśli chodzi o kibiców stołecznego zespołu. Ale nie tylko fani z Warszawy byli w 2014 roku na świeczniku. Trwa protest w Bydgoszczy, gdzie sympatycy Zawiszy dalej nie chcą mieć nic wspólnego z Radosławem Osuchem, właścicielem klubu.
Inną ścieżką poszła Wisła Kraków, gdzie do dymisji musiał podać się Jacek Bednarz. Dzięki temu trybuny stadionu przy Reymonta przestały świecić pustkami. Niemniej frekwencja w ekstraklasie jest najsłabsza od lat i trudno za ten fakt zrzucić całą odpowiedzialność na budowę nowych obiektów, okres wakacyjny lub niską temperaturę.

3. Reforma do kosza
Nawet w sytuacji, gdy sukcesy odnosi drużyna narodowa, a najlepszy polski zespół po raz pierwszy w historii wygrywa grupę w Lidze Europejskiej, na stadiony nie udaje się przyciągnąć większej liczby kibiców. To jeden z argumentów za tym, by zrezygnować z obecnego systemu rozgrywek, zakładającego podział punktów po 30. kolejce. W klubach panuje coraz większe poczucie, że większość spotkań nie ma odpowiedniego ciężaru gatunkowego, bo i tak wszystko rozstrzygnie się dopiero w maju.
Wystarczy rzut oka na tabelę, by zobaczyć potwierdzenie tej tezy. Jedynie ostatni Zawisza wyraźnie odstaje od reszty, ale już różnice pomiędzy pozostałymi drużynami są naprawdę niewielkie. Lider ma 11 punktów więcej, niż otwierający grupę spadkową PGE GKS Bełchatów. Po podziale dotychczasowego dorobku zostanie 6, czyli ledwie dwa mecze bezpośrednie. Wszystko wskazuje na to, że od przyszłego sezonu liga wróci do poprzedniego kształtu i to nie tylko ze względu na Euro 2016.
4. Śląsk uczy Lechię
Przed sezonem wydawało się, że Lechia Gdańsk będzie trzecią siłą Ekstraklasy. Solidne zaplecze finansowe plus efektowne transfery wytworzyły otoczkę sukcesu, jednak zabrakło najważniejszego – wyników. Drużyna z Trójmiasta kończy 2014 rok dopiero na 13. miejscu, z przewagą 4 punktów nad strefą spadkową. Większość z wakacyjnego zaciągu prawdopodobnie pożegna się z klubem.
Możliwe, że działacze z Gdańska wreszcie zaczęli dostrzegać potrzebę stabilizacji, którą udało się osiągnąć w Śląsku Wrocław. Tadeusz Pawłowski objął drużynę pod koniec lutego, w miejscu, w którym teraz jest Lechia. Rok kończy trzy punkty za Legią i z bardzo dobrymi widokami na przyszłość. Wrocławianie mają ciekawy skład, który spokojnie stać co najmniej na podium.
5. Pusta kasa
Praktycznie poza Legią nie ma w Polsce klubu, który nie musiałby martwić się o swoje finanse. A w wielu te są w opłakanym stanie. Wisła spłaciła swoje zobowiązania i może uniknąć kary odjęcia punktów, ale o znaczących transferach nie ma mowy. W podobnej sytuacji jest Górnik Zabrze, któremu komornik zajął wszystkie wywalczone trofea. O licencję martwią się także w Ruchu Chorzów.
Jest też spora grupa, dla której sukcesem jest wypłacenie w terminie pensji swoim pracownikom. To wszystko powoduje, że na rynku transferowym nie powinniśmy spodziewać się jakiś znaczących ruchów. Jeśli już, to raczej czołowi piłkarze będą opuszczać Ekstraklasę, a to odbije się na jakości rozgrywek. Ale coraz bardziej skrupulatna kontrola wydatków może wreszcie spowoduje, że będzie normalnie.