{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Biliński: reprezentacja największym marzeniem

Napastnik Dinama Bukareszt Kamil Biliński uważa, że obecnie jest lepszym piłkarzem niż wtedy, gdy grał w Żalgirisie Wilno czy w polskiej lidze. Jego marzeniem na 2015 rok jest powołanie do kadry Adama Nawałki.
Udane występy Bilińskiego w lidze litewskiej, a zwłaszcza w europejskich
pucharach, gdzie w ubiegłym roku Żalgiris wyeliminował m.in. Lecha Poznań,
sprawiły, że poprzedniej zimy podpisał kontrakt z silnym klubem mocnej
ekstraklasy rumuńskiej. W pierwszej rundzie strzelił cztery gole, ale jesień
była lepsza w jego wykonaniu.
– Łącznie z rozgrywkami w Pucharze Rumunii zdobyłem 11 bramek, ale i tak
zabrakło mi trzech trafień do rekordu życiowego. Na pewno jednak jestem
lepszym piłkarzem niż za czasów gry w Żalgirisie czy jeszcze wcześniej w
polskich klubach. Dlatego i goli jest coraz więcej, a przecież w Rumunii nie
brakuje solidnych rywali – powiedział PAP 26-letni Biliński, który tak na
poważnie wypromował się nie w Śląsku Wrocław czy Wiśle Płock, a w Wilnie.
Początki w Dinamie nie należały do najłatwiejszych, często mecze rozpoczynał
na ławce rezerwowych, stąd i niewielka skuteczność.
– W ostatniej rundzie grałem już regularnie, co przełożyło się na niezłe
statystyki. Kadra drużyny się zmieniła, trochę się osłabiliśmy, ale też kilku
zawodników wróciło z wypożyczeń. A ja swoje miejsce w jedenastce
najzwyczajniej wywalczyłem pracą na treningach i postawą w meczach, w których
dostałem szansę – uważa polski napastnik.
Swego czasu nie tylko Dinamo, a także kilka innych rumuńskich klubów miało
spore problemy finansowe. Biliński ocenia, że to już przeszłość, a przelewy z
wypłatami co miesiąc pojawiają się na kontach bankowych.
– Nowy właściciel pospłacał długi poprzedników, ale w pewnym momencie okazało
się, że są... następne zaległości, o których nikt nie wiedział. Na szczęście
sytuacja jest opanowana, a my, piłkarze, możemy skoncentrować się tylko na
swych zadaniach. Klub jest w fazie reorganizacji, która nie ma wpływu na
naszą grę – zapewnił.
A z tą grą jest raczej średnio – w ostatniej kolejce pierwszej rundy Dinamo
przegrało z wyprzedzającą go o punkt Astrą Giurgiu 1:6 i spadło na ósme
miejsce. Honorowego gola w tym spotkaniu strzelił Polak, który wszedł na
boisko od początku drugiej połowy.
– Wygrana z Astrą przy tak spłaszczonej tabeli dawała nam szansę na zbliżenie
się do klubów z czwartego-piątego miejsca, czyli tych walczących o Ligę
Europejską. Ale i tak strata nie jest duża, wystarczy zwyciężyć w dwóch
spotkaniach, by włączyć się do rywalizacji o puchary. Zresztą obecna lokata w
ogóle nie odzwierciedla możliwości zespołu. Stać nas na trzecią, może czwartą
pozycję – dodał Biliński.
Jego kontrakt z Dinamem obowiązuje do czerwca 2016 roku. Jeśli nic się nie
zmieni, jeszcze przez półtora roku grał będzie w Rumunii.

– Występy w lidze rumuńskiej są dużym krokiem do przodu. Tutaj inaczej się trenuje, np. jest dodatkowy szkoleniowiec od przygotowania fizycznego. Gramy ofensywnie, co lubię, choć przez to częściej zdarzają się błędy w obronie. Na szczęście, poza nielicznymi przypadkami, udaje się nam zawsze coś trafić – zaznaczył Polak.
Dobrze mi szło na Litwie, lecz teraz poprawiłem się pod każdym względem.
Biliński przekonuje, że nie ma mowy, aby w przyszłości podpisał umowę z
lokalnym przeciwnikiem – Steauą. Jego celem są przenosiny do... Bundesligi.
– Liga niemiecka jest takim cichym marzeniem. Drugim jest oczywiście
reprezentacja. Do tej pory nie miałem żadnego sygnału od trenera Adama
Nawałki, ale może to się zmieni. Wszystko zależy ode mnie, jeśli będę robił
swoje, to powołanie wreszcie przyjdzie – wyraził nadzieję.
Z życia w stolicy Rumunii jest zadowolony, choć zdaje sobie sprawę, że
spotkania z innymi polskimi graczami, zwłaszcza Łukaszem Szukałą ze Steauy,
są wręcz niemożliwe.
– Lepiej nie myśleć, co by się stało, gdyby kibice zobaczyli, że ja, napastnik
Dinama, w restauracji piję kawę z Łukaszem, obrońcą Steauy. Raz, że na boisku
rywalizujemy ze sobą, a po drugie – fani tych klubów nie przepadają za sobą – zauważył Biliński.
W Bukareszcie mieszka z żoną i rocznym synkiem. Bilińscy starają się uczyć
rumuńskiego, choć wychodzi to na razie średnio.
– Rozumiem dość sporo, gorzej z mówieniem. Nie mam jednak żadnych prywatnych
lekcji, poszczególne słówka "łapię" najczęściej w szatni. Poza tym niektórzy
koledzy porozumiewają się po angielsku, więc tłumaczą mi rumuńskie wyrazy.
Wcześniej mieliśmy trenera, który mówił tylko po rumuńsku. Na szczęście jego
asystenci komunikowali się po angielsku – powiedział Biliński, który ma
mieszkanie poza miastem, w pobliżu bazy treningowej Dinama.