Wszystko wskazuje na to, że w bramce Elche w wieczornym meczu z Barceloną stanie Przemysław Tytoń. Polak grał we wcześniejszych spotkaniach Pucharu Króla, a od listopada ma pewne miejsce w składzie. Miejsce, które wcześniej stracił po serii słabych występów. Zaczęło się na Camp Nou...
To był debiut Polaka wypożyczonego z holenderskiego PSV Eindhoven do zespołu z Primera Division. Tytoń od razu został rzucony na głęboką wodę. Pojechał na Camp Nou i miał stanąć oko w oko z jednym z najlepszych piłkarzy świata. Pojedynek przegrał. Messi strzelił dwa efektowne gole, a trzeciego dołożył debiutujący młodzian Munir El Haddadi.
Obaj są w składzie na mecz w ramach 1/8 finału Pucharu Króla. Czy można jednak powiedzieć, że demony Tytonia powracają? Przecież w swoim pierwszym starciu z Barceloną nie dał plamy. Przy golach nie miał nic do powiedzenia, a dwa razy udanie interweniował. To następne mecze – z Granadą, Rayo Vallecano i zwłaszcza z Eibar – sprawiły, że były reprezentacyjny bramkarz wyleciał ze składu.
Grał nerwowo, popełniał błędy. Choć sam nie miał sobie wiele do zarzucenia. – Gdy straciłem miejsce w bramce pomyślałem: "co jest? Tak wygląda kredyt zaufania dla nowego zawodnika?". Porozmawiałem jednak z trenerem i wyjaśnił mi, że wkrótce znowu dostanę szansę – mówił Tytoń w grudniu w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Wówczas ponownie był numerem jeden w Elche, a trener Fran Escriba nazywał go "wspaniałym bramkarzem", choć Tytoń był świadomy, że nie rozegrał jeszcze w Hiszpanii "spektakularnego meczu". Może taki nadejdzie w czwartkowy wieczór? Okazja jest ku temu wyborna, bo w Barcelonie panuje chaos (więcej o tym przeczytacie tutaj). Drużyna jest skłócona z trenerem, a najbardziej poirytowany pracą Luisa Enrique jest Messi. Oby tylko nie chciał wyładować złości na bramce Tytonia, bo może się to dla Polaka skończyć jeszcze gorzej niż w sierpniu...