Przejdź do pełnej wersji artykułu

Wybór Justyny

(fot. Getty Images)
(fot. Getty Images)

Wszystko ma swój czas. Rzecz w tym, żeby tego czasu nie przegapić i umieć sensownie przeżyć. A to oznacza bycie w zgodzie z samym sobą. Tylko tyle i aż tyle, bo nie jest to łatwa droga. To jest bardzo trudna droga.

Justyna Kowalczyk coś o tym wie, obecnie chyba więcej niż kiedykolwiek. Ona nie przegapiła swojego czasu. W ruletce życia gra sportowym talentem, odkąd skończyła piętnaście lat. Sport nikomu nie daje gwarancji powodzenia zwłaszcza wtedy, kiedy się zaczyna. Lecz właśnie wówczas trzeba dokonać wyboru i zagrać va banque. Zaufać sobie i własnym marzeniom.

Do sportu trafia się zazwyczaj przypadkowo, o karierze często decyduje suma dobrych albo niedobrych zbiegów okoliczności. I tak też było z Justyną. Do pewnego stopnia jest więc szczęściarą, jednak szczęściu trzeba pomagać, inaczej rozwiewa się jak dym.

Historia sportu to także cmentarz poległych farciarzy, którzy liczyli wyłącznie na talent. Jednak talent to za mało i nic nie dzieje się samo. Bez jej charakteru, bez jej determinacji i mega ciężkiej harówy Justyna nie byłaby tym, kim jest. A ona zawsze jest sobą do bólu.

Jest sobą, kiedy wygrywa. Jest sobą, gdy pada z wyczerpania i mdleje. Jest sobą, kiedy wstaje i walczy dalej. Jest sobą, kiedy mówi to, co mówi i gdy pisze to, co pisze. Jest bystra, bardzo wrażliwa, a zarazem twarda jak stal. To unikalne połączenie cech uczyniło ją podmiotem narodowej admiracji, który nagle wpadł w turbulencje, gdy w turbulencje wpadło jej życie.

Dla niej samej i dla przyjaciół było to zapewne spore zaskoczenie, by nie powiedzieć – terapia szokowa. Choć w szczerych wyznaniach, walce z kłopotami i formą sportową Justyna nadal pozostaje sobą, niektórym to już nie pasuje. Akceptują wizerunek twardej góralki, która żyje tylko bieganiem i wyłącznie wygrywa.

Istnienie żywej, czującej kobiety, która miewa kłopoty jak każdy, odrzucają ze zgorszeniem. Że to durne i krzywdzące to oczywiste. Podobnie jak porady zakończenia kariery, których nie szczędzą jej "życzliwi", bo zapomnieli albo nie wiedzą, że prawdziwa siła bierze się z pokonywania słabości. Tak, jak prawdziwa odwaga z pokonywania strachu. A ona jest przykładem takiej siły.

Justyna Kowalczyk nie raz sugerowała zamiar zakończenia kariery. Rwała się do cywila jak szczygieł z klatki do wolności. Ale do cywila nie ma się co spieszyć, gdyż "life is brutal" i wcale nie rządzi nim fair play. Przypuszczam, że Justyna teraz wie na ten temat znacznie więcej niż przed rokiem. Być może ten najnowszy komunikat jest skutkiem nowych doświadczeń. Być może w podjęciu decyzji "pomogli sympatycy" talentu , którzy chcieli decydować za nią.

Tak czy inaczej Kowalczyk będzie biegać do igrzysk w Korei. Nie po to, żeby biegać, ale żeby zdobywać tam medale i spełniać marzenia, którym dawno zaufała. Wybór Justyny jest jej wyborem i to ma sens. Sportowa pasja ma swoje granice. Idzie o to, żeby na końcu móc sobie powiedzieć, że nigdy się jej nie zdradziło.

Justyna Kowalczyk
Źródło: SPORT.TVP.PL
Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także