Bartłomiej Marszałek – jedyny Polak w F1H2O, czyli motorowodnej Formule 1 – zajął 7. miejsce w klasyfikacji generalnej. Nie miał lekko, bo kwalifikacje kończył zawsze na ostatnim miejscu.
SPORT.TVP.PL: Jesteś pochłonięty przygotowaniami do nowego sezonu, a stary skończył się ledwie dwa miesiące temu...
Bartłomiej Marszałek: Mam mnóstwo pracy. Można powiedzieć, że sezon w F1H20 się nie kończy. Dobrze, że tegoroczne zmagania rozpocznę dopiero w czerwcu, bo mam trochę czasu na reorganizację. Przede wszystkim na sprowadzenie nowej łodzi i treningi w Polsce.
Gdyby zawody były wcześniej, byłoby mi dużo trudniej. Od czerwca do końca roku, właściwie co miesiąc, będę miał wyścig. To sześć Grand Prix, a do tego dojdą dwa wyścigi endurance Mistrzostw Świata w Augustowie w lipcu (11, 12 lipca). Dwa razy po sześć godzin.
Poziom sportowy tych zawodów bardzo wzrósł. Jest mocny team z Francji i nowy zespół z Rosji, stworzony przez magnata. Mają dwie nowe łodzie, takie jak ja do F1, w specjalnej specyfikacji tylko na te imprezy. Do tego opłacają kierowcę, trzykrotnego mistrza świata, Alexa Carellę.
O tym, jak zacięta rywalizacja była w ubiegłym roku, niech świadczy to, że po sześciu godzinach trzy łódki zmieściły się po trzech godzinach w jednej minucie. Oby tylko pogoda dopisała. Samo miejsce, jest po prostu bajeczne.
SPORT.TVP.PL: Jak się przygotowujesz do nowego sezonu?
BM: Od półtora roku pracuję z myślą o sezonie 2015. Łódź, w której będę trenował pierwszy raz w życiu już za dwa tygodnie jest budowana od szesnastu miesięcy. Logistyka wdrażania nowego projektu sprawia, że nie ma czasu na odpoczynek. Na razie stara łódka, z całym wyposażeniem, jest w kontenerze w Emiratach Arabskich.
Pierwsze półrocze będę musiał przeznaczyć na szkolenie, treningi, transport łodzi, pokazanie jej kibicom, a później osiem wyścigów w pół roku, więc chyba zaspokoję głód pływania, który narasta z każdym dniem. Ostro się przygotowuję. Mam bardzo restrykcyjną dietę. Solidarnie dołączył do mnie tata, dbamy o to co jemy. Do tego dochodzi trening wydolnościowy w różnych formach, z nastawieniem na wzmacnianie mięśni karku i szyi.
Muszę też znaleźć czas na marketing i organizacyjną wyścigów w F1H20. Taty powiedzenie - umiesz liczyć, licz na siebie – sprawdza się. Zawiodłem się na osobie, która miała dbać o promocję – jakoś jej nie wyszło. Sam będę chciał dotrzeć do kibiców. Mamy przecież do czynienia z bardzo elitarnym sportem, z udziałem Polaka i trzeba to ładnie wszystkim pokazać.
SPORT.TVP.PL: Rozmawiamy w domu twoich rodziców. Nie żałujesz, że kilka lat temu sprzedałeś mieszkanie, żeby móc się ścigać?
BM: Nie tylko mieszkanie sprzedałem. Ale to nie jest żadne wyrzeczenie. Gdybym mógł cofnąć czas, to dziś zrobiłbym to samo. Nie traktuję tego w kategoriach wyczynu, heroizmu czy desperacji. Takie są wymagania tego sportu. Żeby znaleźć odpowiedniego partnera w Polsce, musiałem zainwestować, pokazać, że jestem w stanie dotrzeć do Formuły 1 własnymi siłami. Niczego nie żałuję.
To nie tylko wyrzeczenia finansowe. To także dziesiątki tysięcy kilometrów na autostradach, spanie w bagażniku. Ale kocham to co robię. Nawet jak kolejny raz jadę do Włoch, a jeżdżę tam bardzo często, bo tam jest mój zespół i producent nowej łodzi, to jak wstaję po nocy spędzonej w bagażniku auta mam uśmiech na twarzy. Każdemu życzę, żeby z pasją coś robił. Nie ma znaczenia, czy tańczysz, malujesz czy uprawiasz sport. Jak się kocha to, co się lubi to się bólu nie czuje. A jak się czuje ból, to można sobie wmówić, że to jest pozytywne i tak ma być.
A wracając do tego domu, to nawet gdybym miał swoje mieszkanie, to i tak tutaj najchętniej spędzałbym czas. Tu mam warsztat, miejsce do treningu fizycznego. Tu przede wszystkim jest ta aura. Lubię włoski model rodziny. Kuchnia, w której jesteśmy, jest miejscem gdzie toczy się życie. Jestem bardzo przywiązany do rodziców, do piesków i do tej rodzinnej atmosfery. Tu jest mój dom. Bemowo to całe życie!
SPORT.TVP.PL: Zająłeś siódme miejsce w sezonie 2014 w F1H2O. To szczęśliwa siódemka?
BM: Przed sezonem to miejsce brałbym w ciemno. Za mną w klasyfikacji generalnej jest kilku kierowców, którzy jeżdżą ponad piętnaście lat. Są dużo szybsi, bardziej doświadczeni i przede wszystkim otoczeni większymi pieniędzmi. Za mną jest dwóch kierowców z Abu Zabi, którzy stawali na podium mistrzostw świata. W tym roku wsiadam do nowej łodzi. Jeszcze sobie nie zdaję sprawy, jaką różnicę to może zrobić.
To tak jakby się przesiąść z miejskiego, kilkuletniego, rodzinnego auta do nowego ferrari. Zupełnie inna dynamika, a co za tym idzie długa nauka przede mną. W tym sporcie wszystko się bardzo szybko dzieje.
Błędy są niewybaczalne. Jak zniszczysz łódź za dwa miliony złotych, to musisz za nią zapłacić. Muszę się więc pokornie uczyć. Postawienie łódki na starcie nie znaczy, że będziesz najlepszy. Choć cena mojej nowej łódki robi wrażenie. Jest więcej warta, niż wszystkie razem wzięte, którymi ścigałem się przez dwanaście lat.
SPORT.TVP.PL: Czy rywale wciąż patrzą na Ciebie przez pryzmat nazwiska i wspominają sukcesy taty Waldemara?
BM: Tak, jeszcze tak. Gdy się pojawiłem w F1 cztery lata temu byłem zdesperowanym młodziakiem, który przerobił łódkę z F2, co było wbrew logice. Teraz, gdy poznałem specyfikę tego sportu, dochodzę do wniosku, że uprawiałem ten sport, można powiedzieć, amatorsko. Ale plus jest taki, że wszystko bardziej doceniam.
Na pewno bardziej, niż zawodnik, który ma wszystko podsunięte pod nos, a takich w stawce F1H2O nie brakuje. Dostaje łódkę i jedzie. A ja nie chcę być zapamiętany jako syn słynnego kierowcy, sześciokrotnego mistrza świata, który jest dziś siódmy w F1. Za kilka lat, kibice będą pamiętać tylko to, kto był pierwszy.
Mam jeszcze trochę czasu. Aktualny mistrz świata, zdobył tytuł po siedemnastu latach uprawiania tego sportu. Ma około pięćdziesięciu lat. Tu nic się nie dzieje przez przypadek. W ubiegłym sezonie sam wyremontowałem i naprawiłem wszystkie silniki podczas zawodów. Wyniki odzwierciedlają chyba to, że wciąż pokornie się uczę i pochłaniam wiedzę mistrza, ojca.
Jako sportowiec bardzo dojrzałem i widzę, że ludzie zaczynają mnie kojarzyć jako Bartka Marszałka. Czuję wsparcie dojrzałych zawodników. Mówią, że właśnie taką drogą dochodzi się do mistrzostwa. Dodają otuchy. Mój ojciec na pierwsze mistrzostwo świata czekał siedemnaście lat, a przez kolejnych siedemnaście lat tę dominację utrzymywał.
SPORT.TVP.PL: Chyba nie każesz nam czekać siedemnaście lat?
BM: Dwanaście lat uprawiam ten sport. Może uda mi się zdobyć tytuł wcześniej, niż dokonał tego tata, ale nie deklaruję. W tym roku będę miał super nową łódź i pod koniec tego sezonu będę mógł określić swoje miejsce w mistrzostwach świata. Pierwszy raz w życiu nie będę odstawał od rywali sprzętowo. Będę miał takie samo narzędzie, jak reszta stawki i wreszcie będę mógł zweryfikować umiejętności.
Zawsze miałem łódkę cięższą i wolniejszą, ale maksymalnie wykorzystałem czas na naukę. Jako jedyny z dwudziestu czterech sklasyfikowanych w każdej z sześciu rund zdobywałem punkty i kończyłem w wyścig w dziesiątce.
SPORT.TVP.PL: Czego ci życzyć w sezonie 2015?
BM: Na pewno tego, żebym jak najszybciej dobrze poczuł się w nowej łodzi. Nie chcę niczego deklarować, ale gdy o niej myślę, to serce rośnie. Po półtora roku pierwszy raz nią pojadę. Widziałem ją kilka razy. Chciałbym też, żeby te wszystkie działania, które podejmuję wypromowały motorowodną F1 w Polsce.
Przygotowuję stronę, która będzie często uaktualniana, będą nagrania wideo, pokażemy ten sport od kuchni, wyjaśnimy o co w nim chodzi. Życzę sobie, żeby ludzie wreszcie to poznali. Nie muszę niczego naginać.
Ten sport jest taki, że się sam obroni i mam nadzieję, że kibice pokochają to spektakularne widowisko z akcją, najnowszymi technologiami. A w tym wszystkim będzie polska flaga na łodzi. Zrobię wszystko, żeby nie dać plamy. Jak się nazywasz, tak jak się nazywasz, to musisz się trzymać poziom.
Rozmawiał Bartłomiej Jakubowski