następne
Żeby zostać mistrzem, potrzeba czasem wiele samozaparcia, cierpliwości i wiary. Carlos Bacca, Jose Antonio Reyes, Sergio Rico – ich przypadki życiowe najlepiej tego dowodzą.
Najbardziej krętą drogę po sukces musiał pokonać ten, który w finale błyszczał najjaśniej. O tym, że Carlos Bacca jeszcze kilka lat temu pracował w Kolumbii jako kontroler biletów pisały po finale wszystkie media. Ale nie każdy wie, że oprócz tego musiał też dorabiać jako rybak. Z jednej pracy nie był w stanie wyżyć w swojej wiosce Puerto Colombia...
– Mam nadzieję, że Warszawa będzie mi się kojarzyć ze zwycięstwem – mówił Bacca "Super Expressowi" przed finałem. Gdy sędzia Martin Atkinson zagwizdał po raz ostatni, strzelec dwóch goli zalał się łzami. Łzami szczęścia. Wiedział, że los jednak jest po jego stronie. W wieku 20 lat, gdy sprawdzał bilety i łowił ryby w Kolumbii, nie mógł podejrzewać, że kiedyś będzie czołowym snajperem Europy, a jego dwa gole pozwolą wygrać puchar w stolicy dalekiego kraju – Warszawie.
– Pochodzę z biednej rodziny, musiałem pracować, aby pomóc bliskim. Nie wstydzę się tego – zapewnia. – Trenowałem tylko w weekendy, bo w tygodniu nie mogłem ich pogodzić z pracą. Bieda nauczyła mnie pokory – tłumaczy spokojny, skromny piłkarz. Dopiero w wieku 23 lat zaczął grać jako zawodowiec. Od tego czasu jego kariera nabrała wielkiego rozpędu. – Dziękuję Bogu, że mój pierwszy klub mnie wypatrzył – wyznaje.
Zupełnie inaczej toczyły się losy Jose Antonio Reyesa – piłkarza, który w finale wyprowadził Sevillę jako kapitan, a przed golem na 2:1 wspaniale podał piłkę. Wychowanek andaluzyjskiego klubu od dziecka przejawiał wielki talent. Talent, którego nigdy nie wykorzystał w pełni. – Już w wieku trzech lat robił z piłką takie rzeczy, że ludzie zatrzymywali się na ulicy, by go oglądać – chwalił się jego wuj Antonio w rozmowie z "Guardianem" ponad dekadę temu. Wówczas Reyes przechodził za 15 milionów funtów do Arsenalu. Wydawało się, że kariera stoi przed nim otworem. Nigdzie jednak – ani w Londynie, ani w Realu Madryt, ani w Atletico – nie rozwinął skrzydeł w pełni. Dopiero w Sevilli, już na koniec kariery, znalazł spokojną przystań.
Niewiele jednak brakowało by Reyes w ogóle nie zwiedził tych wielkich klubów. W dzieciństwie miał bowiem problemy z mową. – Szkołę opuścił już w wieku 14 lat. Oblewał wszystko, nawet wuef – wspomina jego ojciec Francisco. Dziś się z tego śmieje, ale wtedy nikomu nie było do śmiechu. W klubie, w którym trenował od dziewiątego roku życia, martwili się o Jose. Specjalnie dla niego zatrudnili nauczycieli, terapeutę i psychologa. Choć agent piłkarza zaprzecza tej historii.
– Byliśmy bardzo skromną rodziną, może stąd jego problemy z komunikacją – zastanawia się matka Mari. Reyes do dziś pozostał cichą, zamkniętą osobą. Przez lata jak ognia unikał dziennikarzy i konferencji prasowych, na których miał problemy z wyartykułowaniem swoich myśli. Nie lubi wypadów na miasto, woli spędzać czas w domu. Być może dlatego nie wyszło mu w Londynie i Madrycie. Najlepiej czuje się w rodzinnej Andaluzji.
Jedynym poza Reyesem wychowankiem w obecnej drużynie Sevilli jest Sergio Rico. Dziesięć lat młodszy od kolegi z ataku bramkarz we wrześniu rozegrał swój pierwszy mecz w zawodowym futbolu. Wcześniej przez długie lata grał w juniorach i rezerwach (nazywanych Sevilla Atletico). Sezon zaczynał jako trzeci bramkarz. Kończył jako numer jeden, z wygraną Ligą Europejską i powołaniem do dorosłej reprezentacji Hiszpanii. Osiągnął to wszystko błyskawicznie i, jak to z bramkarzami bywa, dzięki kontuzjom rywali – Beto (bohatera finału LE sprzed roku) i Mariano Barbosy.
– Jest cierpliwy i wie jak wykorzystać nadarzające się szanse. Ma poukładane w głowie. Nie pozwala, by zewnętrzne sygnały wpłynęły na jego grę. Przed nim wielka przyszłość – wychwala 21-letniego bramkarza Andres Palop – bohater dwóch finałów Pucharu UEFA z Sevillą i największy idol Rico. Tak, cierpliwość to chyba największa zaleta Hiszpana. – Klub zaprosił mnie na testy już w wieku siedmiu lat. Przez kolejne osiem trenowałem od poniedziałku do piątku, ale nie grałem, bo w sekcjach juniorskich nie było dla mnie kategorii wiekowej – mówił w 2013 roku w rozmowie ze "Sportem".
Przez kolejne lata przechodził z jednej drużyny młodzieżowej do drugiej aż wreszcie przebił się do rezerw. Tam czekał dalej. Czekał, czekał i czekał. Aż wreszcie, 14 września 2014 roku dostał szansę w meczu z Getafe. Potem wrócił na ławkę, ale kontuzja Beto zmusiła Unaia Emery’ego do sięgnięcia z powrotem po Rico. To był strzał w dziesiątkę. W swoim zaledwie 37. meczu w zawodowej piłce sięgnął po puchar LE, a w całym sezonie zachwycał interwencjami, które wielokrotnie ratowały Sevillę. Niedawno przedłużył kontrakt do 2017 roku. Dostał podwyżkę i klauzulę odstępnego w wysokości 12 milionów euro. Zachwyca się nim Iker Casillas. Warto było czekać.
Zawodników z niezwykłymi życiowymi losami jest jednak w Sevilli więcej. Gdyby zebrać je razem, mógłby powstać z tego świetny film. Rolę czarnego charakteru pewnie z chęcią obsadziłby Ever Banega. Piłkarz, który – tak jak Reyes – mógł osiągnąć znacznie więcej. Hiszpanowi przeszkodziła jednak cicha, zamknięta osobowość. Argentyńczykowi – wręcz przeciwnie. Wybuchowy charakter i naturalna zdolność do znajdowania się w kłopotach sprawiły, że swego czasu Valencia (w której zaczynał europejską karierę) przydzieliła mu… osobistego ochroniarza. Nawet jemu nie udawało się jednak zawsze upilnować krewkiego zawodnika. Notoryczne łamanie przepisów, spóźnianie się na trening albo przychodzenie na kacu, imprezy do białego rana – to był dla niego chleb powszedni. Swego czasu złamał dwie kości w nodze po tym, jak tankując zapomniał zaciągnąć hamulec ręczny… W Sevilli jednak dojrzał. Zbudował rodzinę i skupił się na futbolu. Gdyby w pełni nie poświęcał się drużynie, Emery by mu nie zaufał.
Banega trafił na Ramon Sanchez Pizjuan przed rokiem, w sierpniu 2014 roku. Tydzień po nim do drużyny dołączył Timothee Kolodziejczak. Matka francuskiego obrońcy pochodzi z Martyniki, a ojciec – z Polski. 23-letni piłkarz występował we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach Francji – od U-16 po U-20. W seniorskiej jednak wciąż nie zadebiutował, dlatego – przynajmniej w teorii – mógłby reprezentować Polskę. Gdyby tylko miał obywatelstwo. A do tego mu nie spieszno. Kolodziejczak – podobnie jak inny francuski stoper, Laurent Koscielny – woli poczekać na szansę w kadrze Les Bleus. – Sprawa mojej gry dla Polski nie jest zamknięta, ale to mało prawdopodobne. Urodziłem się we Francji, tam spędziłem całe życie. Rozmawiałem z Damienem Perquisem. Mówił mi, że wiele osób nie chce w kadrze graczy urodzonych za granicą. Zatem to chyba nie ma sensu – powiedział "Super Expressowi" na początku maja. Do dziś nic się nie zmieniło. Tym bardziej, że Kolodziejczak nie rozmawia po polsku. Nie on, a inny Francuz – Benoit Tremoulinas – jest też najbliższym przyjacielem jedynego biało-czerwonego w Sevilli – Grzegorza Krychowiaka.
2 - 2
Fenerbahce
5 - 2
FC Twente
19:00
Bodoe/Glimt/Lazio
19:00
Lyon/Manchester United
19:00
Tottenham Hotspur/Eintracht Frankfurt
19:00
Rangers/Athletic Bilbao
18:00
Zwycięzca SF 2