następne
Były sprinter i płotkarz – Marek Plawgo – jest pod wrażeniem skuteczności, z jaką reprezentanci Polski startują w lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Pekinie. Przed imprezą obstawiał cztery, pięć medali...
– Bardzo skromnie i ostrożnie prognozowałem cztery, do pięciu medali. Już je mamy, a mistrzostwa na dobrą sprawę jeszcze się nie rozkręciły. Zdumiewa niesamowita skuteczność startowa tego nowego pokolenia lekkoatletów. Wykorzystujemy więcej szans medalowych niż ich mamy. Nikt się nie spodziewał dwóch krążków w tyczce. Mamy też dwa medale w młocie – powiedział Plawgo.
Dodał, że oczekiwań nie zawiódł Adam Kszczot (RKS Łódź), który w biegu na 800 m wywalczył tytuł wicemistrza. – Wszyscy na niego liczyli i spełnił pokładane w nim nadzieje. To prawdziwy profesor bieżni. To co zrobił w finale zasługuje na ogromną pochwałę, ale pokazuje też jego żelazny, niesamowity charakter – podkreślił.
Podobnie jak wiceprezes PLZA i szef Łódzkiego OZLA Lech Leszczyński Plawgo zwrócił uwagę na to, że Kszczot nie cieszył się po zakończeniu biegu finałowego. – Myślę, że 200 m przed metą Adam już sobie wieszał na szyi złoty medal i obstawiam, że tuż za linią mety pierwszą jego myślą było to, że przegrał złoto. Po dobrze przespanej nocy na pewno jednak czuje się zwycięzcą i cieszy się z tego srebra, które wsiadając do samolotu do Pekinu brałby chyba w ciemno – wyjaśnił Plawgo.
Jego zdaniem biało-czerwoni mają jeszcze na tych mistrzostwach szansę na kolejne medale na bieżni. Plawgo liczy na to, że powalczą o nie sztafety 4x400 m kobiet i mężczyzn oraz Joanna Jóźwik (AZS AWF Warszawa) w biegu na 800 m.
– Eliminacje na 800 m były pokazem jej mocy i absolutnego spokoju. Po upadku rywalki, który wytrącił ją z równowagi, Asia zatrzymała się na 200 m do mety, a później spokojnym truchtem wyprzedzała kolejne zawodniczki punktując je z uśmiechem na ustach i praktycznie bez żadnego grymasu wysiłku. Pokazała, że jest w znakomitej formie i liczę tu na dużą, pozytywną niespodziankę. W sztafetach finał jest praktycznie pewny i obie nasze drużyny mogą zbliżyć się do medalu. Wszystko będzie zależeć od tego, na ile pozwolą rywale – powiedział Plawgo.
Przypomniał też, że kolejne szanse medalowe Polska ma również na rzutniach, gdzie w konkursie rzutu młotem będzie walczyła Anita Włodarczyk (Skra Warszawa), a do rywalizacji dyskoboli staną Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław) i Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki), którym ubył najgroźniejszy rywal – Niemiec Robert Harting. – Na bieżni mamy trzy szanse finałowe, na rzutni też trzy, a 50-procentowa skuteczność w tej walce o kolejne krążki jest absolutnie możliwa – podsumował.
Pracujący obecnie w łódzkiej Atlas Arenie były zawodnik MKS Bytom i Warszawianki w 2008 roku brał udział w Pekinie w igrzyskach olimpijskich - zajął szóste miejsce na 400 m przez płotki i siódme w sztafecie 4x400 m. Plawgo podkreślił jednak, że znacznie lepiej niż w Pekinie startowało mu się rok wcześniej w Osace, gdzie w tych konkurencjach zdobył brązowe medale MŚ.
– Lepiej wspominam Osakę nie tylko z tego powodu, że osiągnąłem tam sukces. Wydawało mi się, że w Japonii jest lepiej wyedukowana publiczność. W Pekinie wszystkim sportowcom było trudno wejść w interakcję z trybunami. Wydawało się, że zasiadają tam dość przypadkowi ludzie. Być może była to jednak specyfika igrzysk, bo teraz w telewizji słychać, że publiczność w Pekinie jednak reaguje wtedy, kiedy trzeba – powiedział Plawgo.
Jak zaznaczył, że choć wielkie stadiony potrafią dodać skrzydeł i wykrzesać z zawodników dodatkowy procent wysiłku, to jednak jeśli ktoś jest dobrze przygotowany i ma mocny charakter, to z równie dobrym skutkiem będzie startował zarówno przy pełnych, jak i przy pustych trybunach.