W pierwszym meczu 7. kolejki ligi angielskiej Tottenham Hotspur pokonał na własnym stadionie Manchester City 4:1. Dla gości druga porażka w sezonie może oznaczać utratę pozycji lidera Premier League na rzecz Manchesteru United.
Przed tygodniem, w meczach 6. kolejki Premier League Tottenham pokonał 1:0 Crystal Palace, zaś gracze Manchesteru City po serii pięciu zwycięstw z rzędu nieoczekiwanie przegrali u siebie z West Hamem 1:2.
Do szlagierowego sobotniego starcia obie ekipy przystępowały więc wyjątkowo zmotywowane. Obywatele musieli pokazać, że porażka z Młotami była tylko wypadkiem przy pracy, a nie zalążkiem poważniejszego kryzysu. Dla graczy Tottenhamu zaś to najwyższy czas, żeby wrzucić piąty bieg, zanim na dobre ucieknie im ligowa czołówka.
Spotkanie lepiej rozpoczęli goście. W pierwszym kwadransie przewaga piłkarzy City rosła z minuty na minutę, ale pierwszy raz poważniej zagrozili oni bramce Tottenhamu dopiero w 18. minucie, kiedy strzał Aguero spoza pola karnego z dużym trudem odbił Hugo Lloris.
W kolejnych minutach przewaga Manchesteru była już bardzo wyraźna. Goście opanowali środek pola, do tego nękali rywali szybkimi i szalenie niebezpiecznymi atakami ze skrzydeł. Tottenham ograniczył się właściwie tylko do nieudolnych prób wyprowadzania kontr.
Tymczasem w 25. minucie to rywale pokazali gospodarzom jak wyprowadza się szybki atak. Po stracie Kyle’a Walkera w kierunku bramki Llorisa pognał Yaya Toure. Po efektownym rajdzie Iworyjczyk podał piłkę na skrzydło do będącego na spalonym De Bryune’a. Sędzia puścił jednak grę, a Belg dopełnił formalności i było 1:0.
w 26. na 2:0 podwyższyć mógł Sterling. Kolejną świetną interwencją popisał się jednak Lloris.
Piłkarze Kogutów pierwszą dobrą okazje do wyrównania mieli w 31. minucie, kiedy po kiksie Nicolasa Otamendiego piłkę przejął Harry Kane. Napastnik Tottenhamu po raz kolejny jednak pokazał, że w tym sezonie oddanie strzału w światło bramki jest dla niego nie lada wyzwaniem.
Kiedy kibice Tottenhamu schodzili już na przerwę poprawić sobie humory hot-dogiem i kawa, ich pupile nieoczekiwanie wyrównali stan meczu na 1:1. Akcja, po której padł wyrównujący gol, rozpoczęła się od podania na prawą stronę do Walkera, który… był na ewidentnym spalonym. Sędzia po raz drugi w tym meczu popełnił poważny błąd. Anglik dośrodkował w pole karne, a Kevin de Bryune tak niefortunnie przedłużył wybicie Caballero, że do piłki dopadł Eric Dier i pięknym strzałem posłał piłkę obok bezradnego bramkarza Citizens.
Strzelona przed przerwą bramka wyraźnie pobudziła gospodarzy, którzy od początku drugiej części spotkania poszli za ciosem. W 50. minucie po wrzutce z rzutu wolnego moment zawahania Caballero wykorzystał Toby Alderweireld, podwyższając ładnym uderzeniem głową na 2:1.
W 61. minucie Tottenham prowadził już 3:1. Fenomenalnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Christian Eriksen. Duńczyk trafił w spojenie słupka z poprzeczką, a futbolówka wpadła prosto pod nogi Kane’owi, który w końcu przełamał strzelecką niemoc, strzelając pierwszego ligowego gola w sezonie.
Klęska dotychczasowego lidera ligowej tabeli dopełniła się w 77. minucie. Znakomite podanie N’Jie wykorzystał Eric Lamela, który w całym spotkaniu był wyróżniająca się postacią.
Dla Manchesteru City porażka oznaczać może utratę pozycji lidera Premier League na rzecz lokalnego rywala. Czerwone Diabły, które o godzinie 16 zmierzą się u siebie z Sunderlandem tracą do Citizens zaledwie 2 punkty.