Według angielskich mediów mecz z Liverpoolem miał zdecydować o przyszłości Jose Mourinho na Stamford Bridge. Chelsea przegrała na własnym boisku (1:3), ale Portugalczyk zapewnił, że nie boi się utraty pracy.
Sobotni mecz rozpoczął się udanie dla gospodarzy – już w 4. minucie bramkę zdobył Ramires. W doliczonym czasie pierwszej połowy wyrównał Philippe Coutinho, a w 74. minucie strzelił drugiego gola. Wynik ustalił Christian Benteke.
Szkoleniowiec mistrzów Anglii miał pretensje do sędziego Marka Clattenburga, który w 66. minucie nie ukarał kartką Lucasa Leivy. Brazylijczyk brutalnie sfaulował rodaka Ramiresa, a miał już na koncie żółtą kartkę. – Nie będę komentował pracy arbitra, bo mogę zostać ukarany. Wszyscy na stadionie wiedzieli jaka powinna być decyzja. Nie ma wątpliwości, że był to kluczowy moment meczu – ocenił Portugalczyk.
Chelsea po 11 kolejkach zajmuje dopiero 15. miejsce w Premier League. Prasa była przekonana, że jeśli The Blues przegrają z Liverpoolem, Roman Abramowicz zwolni Mourinho podczas przerwy na mecze reprezentacji. 52-letni trener ma jednak wsparcie kibiców, którzy podczas sobotniego meczu skandowali jego imię.
– Wsparcie fanów dużo dla mnie znaczy, czuję się z nim dobrze, ale wolałbym, żeby chwalili mnie za dobre wyniki – nie ukrywał "The Special One".
– Wrócę do domu, gdzie czeka na mnie smutna rodzina. Spróbuję obejrzeć finał Pucharu Świata w rugby, a od niedzieli zacznę przygotowywać drużynę do środkowego meczu z Dynamem Kijów w Lidze Mistrzów – powiedział Mourinho na koniec pomeczowej konferencji prasowej.