Dwa gole strzelił Roberto Firmino, dwoma odpowiedział Olivier Giroud. Świetnie zagrał Joel Campbell, nie zawiódł Emre Can. Ale największym bohaterem środowego klasyka Premier League – przynajmniej dla fanów na Anfield – był Joe Allen. Prasa skupia się jednak przede wszystkim na Kanonierach, którzy nie wykorzystali kolejnej okazji, by uciec reszcie stawki.
Przed 21. kolejką Arsenal miał dwa punkty przewagi nad Leicester, które w środę mierzyło się z Tottenhamem. Na 10 minut przed końcem obu meczów wydawało się, że lider tabeli zwiększy przewagę nad Lisami do pięciu "oczek". Gol Roberta Hutha pozwolił jednak Leicester pokonać Spurs, a trafienie Joe Allena w 90. minucie zabiło marzenia Kanonierów o wywiezieniu trzech punktów z deszczowego Liverpoolu.
"Nieprawdopodobny bohater zniszczył nadzieje Arsenalu w thrillerze" – zatytułował pomeczową relację "Daily Mail". Inny tabloid – "Daily Mirror" – zwrócił uwagę na przebudzenie Firmino. Drugi i trzeci gol Brazylijczyka w tym sezonie to jeden z pięciu punktów wartych zapamiętania po środowym starciu. Pozostałe cztery to: coraz lepsza forma Joela Campbella, taktyczny pragmatyzm Juergena Kloppa, potrzebę powrotu Santiego Cazorli i grę Kolo Toure jak za najlepszych czasów.
Co do prostej taktyki Kloppa – trafnie opisał ją "Telegraph". "Długie piłki na Benteke i obrońca Caulker w ataku – plan menedżera Liverpoolu wypalił perfekcyjnie" – ocenili dziennikarze tej gazety. Uznali jednocześnie ten mecz za najlepszy jak dotychczas w sezonie.
Na pewno kibice nie mogli narzekać na brak emocji, ale Arsene Wenger pewnie wolałby, by jego zespół grał bardziej wyrachowanie i dojrzale. "Za słabości się płaci. Arsenal zamiast dalej naciskać niepewną obronę Liverpoolu, głęboko się cofnął i dał zdominować. Kanonierzy nie zdobyli jednego punktu, tylko stracili dwa" – ocenił Phil McNulty z BBC. Dave Kidd z "Mirror" napisał po prostu: "Nowy Arsenal to wciąż stary Arsenal. Ten zespół ma jeszcze mnóstwo do udowodnienia".
Kupiony z Ruchu Kamil Grabara z trybun oglądał mecz LFC z Arsenalem. "Mirror" twierdzi jednak, że to Marko Grujić. pic.twitter.com/Y4LrYd2bs3
— Radosław Przybysz (@RadekP92) styczeń 14, 2016