07 lut 2016 | Siatkówka

"Wiedzieliśmy, że Zaksa nie może tak grać cały czas"

Siatkarze Skry Bełchatów (fot. PAP/Maciek Kulczyński)

RP

To było widowisko godne finału. Zaksa Kędzierzyn-Koźle miała już PGE Skrę Bełchatów "na talerzu", ale po wielkich emocjach pozwoliła wydrzeć sobie trofeum z rąk. – W tie-breaku pewnie już nikt w nas nie wierzył, ale my się nie załamaliśmy – mówił środkowy zwycięskiej drużyny Andrzej Wrona.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Dziewięć ostatnich meczów Zaksa wygrywała bez straty seta. Po pierwszej partii finału w hali Orbita wydawało się, że ta seria trwać będzie dalej. Lider PlusLigi wygrał ją do 12, bez najmniejszych problemów. Potem nastąpiło jednak przebudzenie bełchatowian, których do końca nie podłamały żadne niepowodzenia.

– Zaksa zaczęła mecz rewelacyjnie, ale my wiedzieliśmy, że oni nie mogą grać tak cały czas i czekaliśmy na swoją szansę – wytłumaczył Wrona. – Było kilka ciężkich momentów w tym spotkaniu, ale się podnosiliśmy. Po pierwszym secie musieliśmy zresetować nasze myślenie, w trzecim nie załamaliśmy się przegrywając 5:10, a w tie-breaku pewnie już nikt nie wierzył w nas, kiedy było 8:3 dla Zaksy. My sobie powtarzaliśmy, żeby zachować spokój i robić swoje. Ogromnie się cieszę z tego Pucharu Polski, bo zdobycie go kosztowało nas bardzo wiele – przyznał reprezentant Polski.

"Kosmiczny mecz na Orbicie" – takie komentarze przeważały po tym spotkaniu. Trudno wyobrazić sobie lepszą reklamę dla polskiej siatkówki klubowej niż spotkanie we Wrocławiu. Było w nim wszystko – zwroty akcji, kłótnie przy siatce, nawet kontuzje. Były też – niestety – błędne decyzje sędziów.

Fajny, naprawdę fajny ten finał 🏆 Polski
— Jakub Bednaruk (@JakubBednaruk) luty 7, 2016

Prezes Skry Konrad Piechocki (fot. PAP/Maciek Kulczyński)

Nie wszyscy mieli jednak powody do zadowolenia. Zawodnikom z Kędzierzyna-Koźla znowu zabrakło "instynktu killera" i pozwolili sobie odebrać pewny, wydawałoby się, tytuł.

– Chciałbym podziękować przede wszystkim naszym fanom, ale też kibicom Zaksy, którzy razem świetnie nas dopingowali. Wygraliśmy bardzo ciężki mecz z bardzo wymagającym przeciwnikiem i liczę, że będzie to takie koło zamachowe do następnych sukcesów – podkreślił Mariusz Wlazły, MVP i najlepszy atakujący finałowej rundy rozgrywek.

Oprócz niego, w drużynie marzeń final eight znaleźli się Srecko Lisinac (najlepszy blokujący, Skra), Benjamin Toniutti (najlepszy rozgrywający, Zaksa), Facundo Conte (najlepszy przyjmujący, Skra), Łukasz Wiśniewski (najlepszy serwujący, Zaksa) i najlepszy broniący (Paweł Zatorski, Zaksa).