"Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł"

"Szarmach. Diabeł nie anioł" to wywiad-rzeka naszego dziennikarza Jacka Kurowskiego z jednym z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu, Andrzejem Szarmachem.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

"Gdyby nie piłka nożna, pewnie pracowałby w stoczni. Nie mieściło mu się w głowie, że pojedzie na mistrzostwa świata, a strzelał tam gole najlepszym. Był postrachem bramkarzy i przekleństwem futbolowych potęg. Trudno powiedzieć, co stanowiło jego znak rozpoznawczy – orli nos, blond czupryna, zawadiacki wąsik czy może szelmowski uśmiech" - to charakterystyka Andrzeja Szarmacha. TVP Sport jest patronem medialnym książki, która właśnie pojawiła się w księgarniach. Oto jej fragment:

– Pamiętasz swoją pierwszą piłkę?
– Piłkę? Czy tak można nazwać gumowy, albo może raczej kauczukowy klin, służący do blokowania statków przed wodowaniem? Czasem to coś miało kształt stożka, innym razem sześcianu. Odbijało się na wszystkie strony – nie sposób było przewidzieć, gdzie spadnie. Trzeba było mieć nie lada refleks, żeby to dopaść, zanim dotknie ziemi i straci prędkość. Odbijaliśmy tę naszą „piłkę” czubkiem buta, piętą, łydką – czym się tylko dało, ćwicząc – zupełnie nieświadomie – koordynację. Lepszego treningu na ulicy nikt by chyba nie wymyślił. Klin w środku wypełniało powietrze, więc kiedy się przebił, lądował na śmietniku, a ojciec przynosił ze stoczni kolejny.
Graliśmy całymi dniami. I nie przeszkadzało nam to, że „piłka” jest twarda jak kamień i że noga boli za każdym kopnięciem, i że się odbija a to za wysoko, a to za daleko, i że czasem nie daje się jej dogonić.
– Jak im ojciec kupi prawdziwą, okrągłą piłkę, to chłopaki skończą w reprezentacji – kiwali głowami z uznaniem sąsiedzi. Proroczo.

Polska – Brazylia 1976. dwa gole Szarmacha. Mamy finał! [wideo]
fot. TVP
Polska – Brazylia 1976. dwa gole Szarmacha. Mamy finał! [wideo]

Pewnego dnia pojawił się u nas na osiedlu pewien Szwed – nazwiska nie pomnę. Jego firma zamówiła w stoczni statek. Przyuważył ojca, jak zabiera te gumowo-kauczukowe kliny, i zapytał, po co mu one.
– Dla chłopaków biorę – odrzekł ojciec zgodnie z prawdą. – Grają nimi dzień i noc.
Szwed nie wierzył, dopóki tata nie przywiózł go na ulicę. Gdy zobaczył nas w akcji, to tak mu się spodobała ta Szarmachowa paka, że chciał nas sponsorować i organizować turnieje rodzinne. Mieliśmy dostać buty i piłki, ale na słowach i obietnicach się skończyło.
Zanim pod nasze nogi trafił gumowo-kauczukowy klin, graliśmy workiem wypchanym trawą, strzelając na trzepak-bramkę. Zresztą wtedy grało się wszystkim. Butelką czy puszką też. Ważna była sama gra. Normalna, sznurowana piłka była luksusem. Na osiedlu miał taką tylko jeden chłopak. To była dętka z takim… cyckiem, przez który wdmuchiwało się powietrze, a następnie chowało pod skórzaną powłokę i wiązało, ściskało rzemykiem. Kiedy była sucha – grało się całkiem dobrze, ale kiedy namokła, stawała się ciężka i twarda. Każde kopnięcie było bolesne, a kiedy taka zbita, mokra kula trafiła w głowę, ślad po odciśniętym rzemyku potrafił nie schodzić przez kilka dni.
Mieszkaliśmy na Siedlcach, jednej z dzielnic Gdańska. Pohulanka, Orunia, Siedlce – znasz?
Nie.
– To chyba dobrze. To były dzielnice, do których się nie zapuszczało po zmroku, bo łomot był murowany. Jak mieszkałeś u nas i szedłeś na Pohulankę – dostawałeś po głowie, jak na Siedlce trafił ktoś z Oruni – to samo. Myśmy się bili ulica na ulicę – pałami i kijami. Wypowiadaliśmy sobie wojny i tłukliśmy się bez przerwy. Codziennie. A hasło „Szarmachy idą” oznaczało, że trzeba się chować. Bo z nami się liczono. Mieliśmy przecież przewagę liczebną i to prawie zawsze.
Żałowaliśmy, że mama miała tylko jeden garnek do gotowania pieluch i w związku z tym tylko jedną przykrywkę. Podkradaliśmy ją, żeby służyła za tarczę. Wiele razy uratowała mi głowę, rękę albo brzuch. Już jako małolat brałem udział w tych bójkach. Musiałem. Gdybym się wyłamał, ojciec by mnie zrugał. Mieliśmy stać z braćmi ramię w ramię i dbać jeden o drugiego, by krzywda się żadna nie stała. Zawsze powtarzał, że rodziny w potrzebie zostawić nie można.

Zwycięstwo nad Francją i brąz MŚ! Zobacz wielki mecz Polaków!
fot. PAP
Zwycięstwo nad Francją i brąz MŚ! Zobacz wielki mecz Polaków!

A rodzina liczna… Miałem aż siedmiu braci! Najstarsi, Henryk i Zygmunt, urodzili się jeszcze przed wojną – pierwszy w 1938, drugi w 1939 roku. Kolejni przychodzili na świat po wojnie. Jasio (1947), Maryś (1949), potem byłem ja (1950), a po mnie jeszcze Edek (1952), Tadzio (1955) i Czesiu (1957). Spora gromadka. Tata podobno koniecznie chciał mieć dziewczynkę. Albo drużynę piłkarską. Kiedy w domu miał już ośmiu chłopaków, żartował, że mama stanie na bramce – jako dziewiąta, a on sam uzupełni skład jako dziesiąty.
– A co z jedenastym? – pytaliśmy.
– Dostał czerwoną kartkę i już nie zagra – uśmiechał się.
Nasz dom mieścił się przy ulicy Malczewskiego. Pod nami był sklep, z czym wiązało się wiele korzyści. Zdarzało się na przykład, że od właściciela dostawaliśmy murzynka, oranżadę albo po lizaku. Potem, kiedy w miejscu spożywczaka pojawił się sklep z wędlinami, maser, pan Tuszyński, który miał do nas, chłopaków-sportowców, słabość, częstował nas a to kiełbasą, a to metką czy salcesonem. Wystarczyło tylko trochę pomóc, podnieść skrzynię albo wnieść towar do sklepu i już dawał coś na kolację dla całej rodziny. Lubili nas, bo byliśmy chętni do pomocy.
Mieszkanie to dwa pokoje i kuchnia. Bez łazienki. Ubikacja na półpiętrze wspólna z sąsiadami. O lodówce mogliśmy tylkopomarzyć. To, co powinno się w niej znaleźć, wrzucaliśmy do torby i zawieszaliśmy wieczorem na gwoździu za oknem. W tamtych czasach robiła tak większość rodzin. Z domu nie było co ukraść. Mieliśmy tylko jeden klucz, który albo wisiał na innym gwoździu, albo leżał pod wycieraczką. Było skromnie, ale sprawiedliwie. Każ- de jedno jabłko rodzice dzielili na osiem równych części, żeby każdy z nas dostał. Nawet jak był w pracy czy zapomniał – należny kawałek zawsze czekał. Telewizor? Był, ale u sąsiadów piętro wyżej. Musieliśmy zasłużyć, żeby obejrzeć dobranockę albo Dziennik Telewizyjny. I nigdy do sąsiada nie szło więcej niż dwóch Szarmachów. Zmienialiśmy się. Codziennie bajkę oglądał ktoś inny.
W każdym pokoju stały dwa dwuosobowe półko-tapczany. Miejsc do spania tylko osiem, a nas dziesięcioro. Jak się mieścili- śmy?
– Jeden z was zawsze był w wojsku – opowiedziała mi kiedyś mama. – Kiedy kończył służbę, to w kamasze od razu brali drugiego. Już robiło się miejsce. Poza tym różnica wieku między wami była na tyle duża, że kiedy urodził się najmłodszy brat – Czesiu – to ten najstarszy – Henryk – już zdążył się wyprowadzić. Zaraz po nim dom opuścił Zygmunt i zrobiło się luźniej. A ojciec prawie każdej nocy był w trasie. Jak wracał do domu, to akurat wychodziliście do szkoły albo do pracy, więc mógł się położyć, gdzie chciał.
Tata Jan całe życie był kierowcą w Stoczni Gdańskiej. I całe życie kursował z Gdańska do Katowic po stal do budowy statków. W latach pięćdziesiątych jeździł samochodem typu holzgas, na drewno. Zanim ruszył w trasę, musiał jechać z pomocnikiem do lasu, żeby sobie narąbać „paliwa”. Pracował od rana do wieczora, brał nadgodziny, by nas wszystkich utrzymać. Jak tylko starsi bracia dostali pracę, część pieniędzy oddawali na dom. Z jednej pensji długo by- śmy nie pociągnęli. Ojciec był pogodnym człowiekiem, z poczuciem humoru. Dużo się śmiał. Nawet jak któryś z nas narozrabiał i ktoś obcy przyszedł na skargę, to machał ręką, uśmiechał się i mówił: „Przecież to tylko dzieci”. Był bardzo za nami.

(fot. Wydawnictwo Dolnośląskie)
(fot. Wydawnictwo Dolnośląskie)
Polecane
Najnowsze
Kto jest właścicielem GKS Tychy? "Nie Pacific Media Group"
nowe
Kto jest właścicielem GKS Tychy? "Nie Pacific Media Group"
fot. Tomasz Markowski
Mateusz Miga
| Piłka nożna / Betclic 1 Liga 
Piłkarze GKS Tychy (fot. PAP)
Grał na Euro, teraz trafi do Legii Warszawa? "Podniósłby poziom"
Denis Dragus znajduje się w transferowym kręgu zainteresowania Legii Warszawa? (fot: Getty)
Grał na Euro, teraz trafi do Legii Warszawa? "Podniósłby poziom"
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Strongman: Międzynarodowy Puchar Polski (#3: Międzyzdroje)
Strongman: Międzynarodowy Puchar Polski (#3: Międzyzdroje)
Strongman: Międzynarodowy Puchar Polski (#3: Międzyzdroje)
| Inne 
Kolejna oferta dla gwiazdy Ekstraklasy? "Nie możemy sobie na to pozwolić"
Steve Kapuadi budzi transferowe zainteresowanie. Jaka będzie przyszłość gwiazdy Legii Warszawa? (fot: Getty)
tylko u nas
Kolejna oferta dla gwiazdy Ekstraklasy? "Nie możemy sobie na to pozwolić"
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Trener Legii: transfery? Czym szybciej, tym lepiej
Edward Iordanescu przygotowuje Legią Warszawa do startu nowego sezonu. Wojskowi dokonają kolejnych transferów? (fot: 400mm.pl)
Trener Legii: transfery? Czym szybciej, tym lepiej
fot. TVP
Piotr Kamieniecki
Ten rok mógł być dla niego szansą, przekreślił to uraz. "Szczęście w nieszczęściu"
Rafał Szymura, Mateusz Poręba, Artur Szalpuk (fot. PAP
Ten rok mógł być dla niego szansą, przekreślił to uraz. "Szczęście w nieszczęściu"
fot. Facebook
Sara Kalisz
Chorwacki gwiazdor zakończył karierę
Ivan Rakitić (fot. Getty Images)
Chorwacki gwiazdor zakończył karierę
| Piłka nożna 
Do góry