{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Śląsk – Lechia 0:0. Śląsk znowu nie stracił gola
Bezbramkowym wynikiem zakończyło się spotkanie Śląska Wrocław z Lechią Gdańsk, które rozegrano w ramach 4. kolejki Lotto Ekstraklasy we Wrocławiu. Zespół Mariusz Rumaka w obecnym sezonie w lidze nie stracił jeszcze bramki.
Najpierw po świetnym zagraniu Alvarinho w dogodnej sytuacji znalazł się węgierski napastnik wrocławian Bence Mervo. Vanja Milinkovic-Savic pierwsze uderzenie odbił przed siebie, a dobitka trafiła w boczną siatkę. Kilkadziesiąt sekund później groźnie było pod bramką gospodarzy. Marco Paixao znalazł się sam przed polem karnym, zdecydował się na uderzenie i Mariusz Pawełek nie bez trudu sparował piłkę na rzut rożny. Wszystko to działo się w ciągu pierwszych dwóch minut.
Dalej nie było już tak ciekawie, ale mecz był toczony w szybkim tempie i mógł się podobać. Obie drużyny starały się atakować i rozgrywać piłkę, a nie ją tylko kopać. Łatwiej pod pole karne Śląska dostawała się Lechia, która rozgrywała swoje ataki nieco szybciej i dokładniej. Wrocławianie za to byli groźniejsi. Między innymi po dośrodkowaniu Alvarinho centymetrów zabrakło Ryocie Morioce, aby wepchnąć piłkę do siatki.
Gdańszczanie też mieli swoją okazję i powinni wtedy zdobyć gola. Po akcji Sławomira Peszki sam niemal przed pustą bramką znalazł się Marco Paixao. Musiał trafić do siatki, ale Pawełek, który rzucił się już w drugą stronę, zdołał podbić piłkę nogami i ta przeleciała nad poprzeczką. Po tej interwencji niemal cały zespół Śląska podbiegł z gratulacjami do swojego bramkarza.
Druga połowa, podobnie jak cały mecz, zaczęła się od groźnej akcji dla każdego z zespołów. Najpierw Grzegorz Kuświk głową nie trafił w bramkę z kilku metrów, a w odpowiedzi Morioka fatalnie przestrzelił z linii pola karnego.
W kolejnych minutach kibice oglądali to, co w pierwszej połowie, czyli ofensywną grę obu zespołów, wymianę akcja za akcję i wszystko toczone w szybkim tempie.
Z czasem zaczęła zarysowywać się przewaga Śląska, który długimi momentami nie pozwalał rywalom wyjść z połowy. Lechia sprawiała wrażenie, jakby nie wytrzymała tempa spotkania i zaczynało brakować jej sił. Szanse na gola dla wrocławian mieli Łukasz Madej, a także Mervo po tym jak Milinkovic-Savic wypuścił piłkę z rąk, ale w ostatniej chwili zdołał naprawić swój błąd.
W końcówce Śląsk również opadł z sił i ostatnie minuty nie przyniosły żadnych emocji. Zawodnicy obu ekip sprawiali wrażenie, jakby wyczekiwali już tylko na końcowy gwizdek.