Anita Włodarczyk jest faworytką do zdobycia złotego medalu w Rio de Janeiro w rzucie młotem. Rekordzistka świata potwierdza, że taki jest jej cel na igrzyska. – Nie wypada mi teraz powiedzieć, że przyjechałam walczyć o srebrny, czy brązowy medal – mówi.
– Jest pani od soboty w Rio de Janeiro. Jak pierwsze godziny pobytu, jak przebiegł lot?
Anita Włodarczyk: Bardzo dobrze. Całą noc w samolocie przespałam. A sobotę całą się przemęczyłam, żeby wpaść w ten brazylijski rytm. Jak się położyłam, to wstałam dopiero po 11 godzinach. Trener ledwo mnie obudził na śniadanie, ale właśnie o to chodziło. Mam jeszcze pięć dni do startu, więc spokojnie przejdę aklimatyzację.
– Zostało pięć dni, jakie zatem plany?
– Na pewno treningi siłowe. Codziennie będę trenować, chcę też parę razy porzucać. Przede wszystkim teraz odpoczynek.
Przyjechała pani po złoto, prawda?
– Taki mam cel. Nie wypada mi teraz powiedzieć, że przyjechałam walczyć o srebrny, czy brązowy medal, jeśli od dwóch lat praktycznie wszystko wygrywam. Oczywiście, to są igrzyska i ja wiem, że wszystko się może wydarzyć, ale cel jest jeden.
– Przypomina pani sobie jak to było cztery lata temu przed Londynem, gdzie zdobyła pani srebro?
Jak weszłam do wioski, to od razu wspomnienia wróciły. Przypomniałam sobie atmosferę z Londynu, ale i z Pekinu. Od razu zaczęły się też porównania. To normalne. Teraz jest trochę inaczej. Nie ma co jednak narzekać, bo przecież wszyscy mamy takie same warunki. Jestem cały czas optymistycznie nastawiona.
– A jak jedzenie?
– Na pewno dużo gorsze niż w Pekinie i Londynie. Jest monotonia. Poza tym jest zimne, a nieprzyjemnie jest zjeść zimnego steka. Nie jest za ciekawie, ale jestem przygotowana, bo przywiozłam trochę swojego jedzenia. Zwłaszcza batony energetyczne i białkowe. Słyszałam bowiem, że z tym jest problem. Mam nadzieję, ze z dnia na dzień coś się na tej stołówce rozkręci.
– Młot też ma pani ze sobą?
– Tak, ale tylko do treningów. Prawie 30 kilogramów żelastwa tutaj przywieźliśmy, by móc spokojnie sobie ćwiczyć.
– To ile ważył cały pani bagaż?
– Mam dwie torby ze sobą. W sumie ważyły 58 kilogramów. Oczywiście ubrania, suplementacja, kilka par butów, bo bez tego też się nie ruszę. Poza tym trener Krzysztof Kaliszewski miał swoją walizkę i jeszcze jedną z młotami.
– A jak pani odbiera pogodę? Bo trudno ją przewidzieć.
– To prawda. Jak przyjechaliśmy było bardzo gorąco. Nie wyobrażam sobie w takich warunkach trenować. Byłoby bardzo ciężko. Trzeba na pewno tutaj zadbać o nawodnienie. Piję litrami wodę. Jak będzie padać, to trudno. Nie mam na to wpływu, oby się tylko trochę ochłodziło.
– Ma pani pięć dni i igrzyska w pełni. Chce pani z tego skorzystać? Czy będzie pani tylko siedzieć w pokoju i w telewizji je śledzić?
– Chciałabym pójść na jakiś mecz piłkarzy ręcznych. Nie można na pewno zamknąć się w pokoju i siedzieć w czterech ścianach, bo trzeba się tak samo zachowywać jak dotąd. Nie można traktować igrzysk inaczej. Funkcjonuję zatem tak, jak zazwyczaj. Oszczędzam się tylko, żeby zbyt dużo nie chodzić. Dojście na stołówkę, na trening. Trochę kilometrów człowiek i tak zrobi.
– Byliście już na Stadionie Olimpijskim, gdzie odbędą się zawody lekkoatletyczne?
– Nie jeszcze, ale byliśmy na stadionie treningowym i na rzutni. Po raz pierwszy będę rzucała na lotnisku wojskowym, bo koła są usytuowane na starym lotnisku. Będą fajne wspomnienia.
– A jak radzi sobie pani z presją? Nie ma co ukrywać, że jest pani do tego stopnia faworytką, że każdy medal innego koloru niż złoty będzie odebrany jak porażka i nawet sensacja.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Oby tak nie było. Presji nie odczuwam. Od kilku miesięcy mówi się głośno o tym, że powinnam stanąć w Rio de Janeiro na najwyższym stopniu podium. Cieszę się, że nie jestem po raz pierwszy w takiej sytuacji. W roli faworytki byłam już parę razy. Moim celem jest zatem podejście do zawodów jak do każdego innego mityngu, na luzie.
– Muszę jeszcze zapytać o rekord świata. Od roku należy do pani i wynosi 81,08. Uda się go poprawić w Rio?
– Jestem przygotowana na dalekie rzucanie. Jakby się udało pobić rekord świata, to byłoby coś fantastycznego, bo jeszcze nigdy na igrzyskach nie poprawiłam go, ale zawsze z tej imprezy wracałam z rekordem życiowym. Teraz zobaczymy jednak jak przebiegnie aklimatyzacja.