Niesamowity mecz w Premier League! Arsenal przegrał z Liverpoolem 3:4 (1:1) w hitowym starciu 1. kolejki nowego sezonu, choć na początku drugiej połowy goście prowadzili już różnicą trzech goli. Mimo dramatycznej końcówki piłkarze Arsene'a Wengera rozpoczynają sezon od porażki.
Przed pierwszym gwizdkiem trudno było wskazać faworyta. Gospodarze zagrali bez odpoczywających po Euro 2016 Mesuta Oezila, Laurenta Koscielnego i Oliviera Girouda. Oprócz tego zabrakło kontuzjowanych stoperów: Gabriela Paulisty i Pera Mertesackera. Juergen Klopp nie mógł z kolei skorzystać z Daniela Sturridge'a, ale sięgnął po nowe nabytki: Sadio Mane i Georgino Wijnalduma.
Obie drużyny rozpoczęły spokojnie. Pierwszy przełom przyszedł w 30. minucie – Alberto Moreno wyciął Theo Walcotta w polu karnym równo z trawą i sędzia podyktował rzut karny. Sam poszkodowany przegrał pojedynek z Simonem Mignoletem, ale zrehabilitował się kilkanaście sekund później, pokonując Belga po podaniu Aleksa Iwobiego.
Tuż przed przerwą wyrównał Philippe Coutinho, który z rzutu wolnego trafił w samo okienko. Po zmianie stron Brazylijczyk trafił po raz drugi w 56. minucie, a chwilę wcześniej na listę strzelców po kombinacyjnej akcji wpisał się Adam Lallana. Gdy w 63. minucie atomowym strzałem Petra Cecha pokonał Sadio Mane, mogło się wydawać, że wygrana gości to sprawa oczywista. Nic bardziej mylnego...
Kilka chwil po wznowieniu gry fantastyczną indywidualną akcją popisał się Alex Oxlade-Chamberlain, który ryzykownym dryblingiem minął czterech rywali i mocnym strzałem – po rykoszecie – dał Arsenalowi nadzieję. Na kwadrans przed końcem główką kontaktową bramkę zdobył Calum Chambers. Na więcej ambitnych gospodarzy nie było już stać.