Ma dopiero 19 lat i zaledwie 145 centymetrów wzrostu, a już nie sposób uniknąć porównań jej skromnej osoby do wielkiego, legendarnego Muhammada Alego. Simone Biles podobnie jak wybitny pięściarz dominuje w swojej dyscyplinie, a jej sukces zaczyna wymykać się ze sportowych aren.
Amerykańska gimnastyczka zdobyła w Rio już trzy złote medale – w konkurencji skoku oraz wieloboju indywidualnym i drużynowym. W poniedziałek zdobyła brąz na równoważni, tracąc szansę na bezprecedensowe pięć tytułów na jednych igrzyskach. Ale złota może być jeszcze w środę w ćwiczeniach wolnych.
Biles ma na to dużą szansę. Jest w znakomitej formie. Ma niewiarygodne predyspozycje fizyczne (jest najniższym sportowcem startującym w Brazylii) i oczywiście wielki talent. Jej startami zachwyca się, m.in. słynna Rumunka Nadia Comenci – swego czasu najlepsza i najpopularniejsza gimnastyczka świata (mistrzyni olimpijska z Montrealu 1976 i Moskwy 1980).
Nastoletnia Amerykanka od momentu debiutu w zawodach seniorów w 2013 roku wydaje się być poza zasięgiem rywalek. W 2015 roku w Glasgow została pierwszą kobietą w historii, która wygrała wielobój indywidualny na trzech kolejnych mistrzostwach świata, broniąc równocześnie tytułu w dwóch innych konkurencjach.
Gimnastyka nie jest jednak sportem tak popularnym jak tenis, piłka nożna czy koszykówka. Także w Stanach Zjednoczonych zajmuje bardzo odległe miejsce na liście zainteresowań społeczeństwa. Dlatego cały świat o Simone Biles usłyszy dopiero teraz – po igrzyskach. Podobnie jak w przypadku Muhammada Alego, który swój marsz na szczyt rozpoczął w finale igrzysk w Rzymie w 1960 roku, w którym pokonał naszego Zbigniewa Pietrzykowskiego.
Niedługo po tym sukcesie przeszedł na zawodowstwo, pokonał Sonny'ego Listona, obwieścił światu, że "jest największy" ("I'm the greatest") i przeszedł na islam. W ciągu kilku kolejnych lat zdążył zapracować na miano najlepszego pięściarza w historii, odmówić wyjazdu na wojnę w Wietnamie i stać się symbolem walki o prawa afroamerykanów. Był prawdziwą ikoną. Jego historia odmieniła życie wielu czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
Co to ma wspólnego z Simone Biles? Wbrew pozorom bardzo wiele, choć pewnie młodziutka gimnastyczka sama nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy. Zdają sobie za to Amerykanie, którzy kochają "human story".
Biles urodziła się w patologicznej rodzinie. Borykającej się z alkoholizmem matce odebrano prawa rodzicielskie. Mała Simone trafiła do rodziny zastępczej. Czekała na adopcję. Niewiele brakowało, a trafiłaby do domu dziecka. Takiego dla afroamerykanów, w którym warunki dalece odbiegają od "american dream". Wówczas jej dziadek postanowił ją adoptować. Musiał przekonać do tego swoją drugą żonę, która miała już dwóch synów z pierwszego małżeństwa.
To właśnie jeden z przyrodnich braci zabrał kiedyś Simone na zajęcia gimnastyczne. Dziewczynka, która nigdy wcześniej nie uprawiała żadnego sportu z łatwością naśladowała trenujące zawodniczki! Niedługo później trenerzy przekonali jej opiekunów, żeby zapisali Biles na regularne zajęcia. Kiedy patrzy się teraz na występy Amerykanki w Rio, aż trudno uwierzyć, że cała ta historia miała miejsce tak niedawno! Bo przecież Simone ma dopiero 19 lat.
Sukces Simone Biles – podobnie jak w przypadku Alego – wykracza jednak daleko poza równoważnię, poręcze czy konia z łękami. Świeżo upieczona mistrzyni olimpijska łamie stereotypy. W historii gimnastyki sportowej na igrzyskach niewielu było czarnoskórych medalistów. Przez dekady nie było ich w ogóle! W amerykańskiej kadrze też pojawiają się od niedawna, tak jak Gabby Douglas, która dwukrotnie stała na podium w Londynie w 2012 roku.
Afroamerykanie najzwyczajniej w świecie nie mieli dostępu do odpowiedniej infrastruktury. Nie stać ich było na drogi sprzęt czy dojazdy na treningi. W "czarnych" dzielnicach próżno szukać jakichkolwiek klubów gimnastycznych, nie mówiąc o tych dobrze wyposażonych, w których pracowaliby dobrzy trenerzy. To z kolei powoduje, że przez wiele lat czarnoskóre dzieci nie miały wzorców do naśladowania (takich, jakim dla pięściarzy był Ali). W ich środowisku gimnastyka była czymś odległym, niszowym i nieosiągalnym.
Prozaiczne powody nie utrwalały się jednak w świadomości amerykańskiego społeczeństwa tak łatwo, jak stereotyp, że "czarnoskórzy" nie mają odpowiedniej budowy ciała, fizycznych predyspozycji do tego sportu.
Biles pokazuje, że mają. I że mogą słuchać hymnu narodowego, stojąc na podium olimpijskim. Pomimo problemów rodzinnych i pomimo problemów całej "czarnej" Ameryki. To oczywiście stwierdzenie trochę na wyrost, przesadzone – takie w amerykańskim stylu.
A Biles rozkochuje w sobie Amerykanów jeszcze bardziej, przeplatając kolejne medale i rekordy zdjęciami, na których bawi się z rówieśnikami, sprząta pokój czy karmi swoje trzy owczarki niemieckie. Dzięki temu, jeszcze bardziej zapisuje się w świadomości ludzi, jako "jedna z nas".
Ali pozostał legendą do końca życia i będzie nią nadal. Można jednak przypuszczać, że już niebawem będzie musiał oddać trochę miejsca na T-shirtach i plakatach młodziutkiej gimnastyczce (już teraz znanej z reklam i okładek kolorowych pism). Pewnie zresztą byłby z tego zadowolony. Był dumny, że dzięki niemu afroamerykanie uwierzyli, że mogą osiągnąć tyle samo, co ich biali rówieśnicy. Teraz uwierzą, że mogą tak jak Biles – wyżej, szybciej, mocniej...