{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Sporting – Legia 2:0. Lekcja numer dwa

W drugiej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów piłkarze Legii Warszawa zaprezentowali się dużo lepiej niż w meczu z Borussią Dortmund, ale i tak przegrali. Ulegli na wyjeździe Sportingowi Lizbona 0:2 (0:2). Było to pierwsze spotkanie Wojskowych pod wodzą Jacka Magiery.
Zobacz jak na żywo relacjonowaliśmy wtorkowe mecze Ligi Mistrzów
Mimo braku kontuzjowanych Michała Pazdana i Michała Kucharczyka, mecz w Lizbonie zaczął się dla Legii bardziej obiecująco niż spotkanie 1. kolejki z BVB. W 7. minucie mogła nawet objąć prowadzenie po rzucie rożnym, ale Nemanja Nikolić strzelił niecelnie.
Gospodarze szybko przejęli jednak kontrolę nad wydarzeniami. W 18. minucie Gelson
Martins z najbliższej odległości, po rzucie rożnym trafił w słupek. Dziesięć minut później
było już 1:0. Bryan Ruiz trafił, a jakże, po rożnym. Kostarykanin uciekł Steevenowi
Langilowi i wbiegł na długi słupek po tym jak piłkę przedłużył mu... Miroslav Radović.
W 37. minucie Adrien Silva posłał miękką wrzutkę do Basa Dosta. Czekający między
Adamem Hlouskiem i Jakubem Rzeźniczakiem Holender z zimną krwią, z pierwszej piłki
zdobył drugą bramkę. Po trzech minutach – tylko dzięki Arkadiuszowi Malarzowi – nie było 3:0. Bramkarz Legii piękną paradą wybronił strzał głową Sebastiana Coatesa.

Wydawało się, że druga połowa będzie miała podobny przebieg, ale z czasem legioniści spisywali się coraz lepiej. W 52. minucie po zagraniu Dosta piłka trafiła jeszcze w rękę Rzeźniczaka. Sędzia Michael Oliver nie wskazał jednak na "wapno". Chwilę później dwie świetne okazje miał Adrien. W pierwszej zatrzymał go Malarz, w drugiej kapitan Sportingu przestrzelił.
Grę Legii rozruszało wejście Vadisa Odidji-Ofoe, a najlepszą okazję piłkarze Magiery mieli w 69. minucie. Radović przestrzelił jednak fatalnie po tym jak piłkę niczym na tacy wyłożył mu Hlousek. Piłkarze Magiery mieli optyczną przewagę aż do końca, ale poza strzałami z rzutów wolnych nie zagrozili już poważnie bramce Rui Patricio.
Nawet jeśli lepsza postawa Legii po przerwie była spowodowana mniejszym zaangażowaniem gospodarzy, to i tak Magiera po swoim pierwszym meczu ma powody do optymizmu. Gra Wojskowych fragmentami wyglądała obiecująco. Chociaż można mieć zasadne podejrzenia, że na dwumecz z Realem Madryt to nie wystarczy...
