Coraz częściej wychowankowie Realu znajdują miejsce w pierwszej drużynie. Po drodze do zespołu seniorskiego mają jednak "staż" w innych klubach. Teraz dotyczy to panów Llorente.
Noszą to same nazwisko, ale nie są spokrewnieni. Starszy z nich, 23-letni Diego, jest obecnie wypożyczony do Málagi. To jego drugi sezon spędzony poza Santiago Bernabéu. Ciągły rozwój pozwala jednak wierzyć, że nie tylko powróci do macierzystego klubu, ale pozostanie tam na stałe. Równie duże powody do optymizmu daje o dwa lata młodszy Marcos, który teraz zachwyca występami dla Deportivo Alavés. Przyjrzyjmy się im dokładniej.
Diego przystanek pierwszy: Rayo
Diego Llorente od kilku lat jest w gronie potencjalnych kandydatów do gry w pierwszej drużynie Realu Madryt. Jest w klubie od 2002 roku i grał w niemal wszystkich jego zespołach młodzieżowych. Zadebiutował w Primera División w sezonie 2012/13, gdy w 38. kolejce, nominalnie jeszcze jako zawodnik Realu Madryt C, pojawił się na boisku w meczu z Osasuną. Długo nie pograł – po trzech minutach sędzia zakończył spotkanie. Trochę więcej było ich w kolejnym sezonie, ale osiemnaście minut również nie mogło zadowalać.
Nie satysfakcjonowało też władz Realu, którzy dostrzegali talent młodego środkowego obrońcy, ale zdawali sobie sprawę, że przy konkurencji na tej pozycji (Sergio Ramos, Pepe, Varane i Nacho) najlepszą opcją będzie wypożyczenie Llorente do klubu na poziomie Primera División. Tak Diego trafił do Rayo Vallecano Paco Jémeza. Magdalena Żywicka, redaktor naczelna ¡Olé! Magazynu, która mecze śledziła regularnie widzi to tak:
– Paradoksalnie, zapytana o Diego Llorente, zawodnika Realu, mam przed oczami gracza ich rywala zza miedzy. Dwa lata temu trafił do Rayo Saúl Ñíguez. Szersza publiczność poznała jego talent w zeszłym sezonie, dopiero po powrocie do Atlético. To, co dla wielu było szokiem, nie zaskoczyło żadnego kibica Piratów. Występy w Rayo, pod batutą Paco, pozwoliły Saúlowi stać się graczem wielozadaniowym. Diego Llorente ma dużą szansę powtórzyć tę historię. Jémez to trener, który sprawdziłby się w roli szkoleniowca młodzieżówek. Potrafi nauczyć. Przez Rayo przeszedł niejeden gracz, który wyszedł stamtąd bogatszy o nowe umiejętności. Warto tam oddać nieopierzonego zawodnika. W przypadku Diego tak właśnie było. Rayo stało się dla młodego szansą na ogranie w Primera, którą wykorzystał – oceniła.
– Na Vallecas trafił w ramach corocznej zmiany składu. Jego zadaniem było załatanie dziury po Áleksie Gálvezie. Szybko zadomowił się obok Zé Castro. W początkowej fazie bywał elektryczny, imponujące interwencje przeplatał błędami, wynikającymi ze zbytniej impulsywności. To jednak można złożyć na karb młodości i ambicji. Zresztą elektryczna była cała linia obrony, więc czy można było wymagać od niego czegoś innego? Okazało się, że można, bo w każdym meczu Llorente uczył się odpowiedzialności. Przyzwyczajał się do realiów La Liga. Uwagę Paco zwróciła umiejętność wyprowadzania piłki i mając braki kadrowe postanowił wypróbować Diego w roli środkowego pomocnika. Przy mnogości pomysłów trenera z Kordoby młody obrońca mógł spróbować gry na kilku pozycjach i poszerzyć zakres obowiązków. W środku pola Llorente także się sprawdził, rewelacyjnie niwelując brak Baeny. Kibice Rayo co roku wybierają najlepszego gracza sezonu, głosując po każdym z ligowych meczów. W minionym sezonie nagrodę zgarnął Diego Llorente. I nie był to przypadek – dodała.
Faktycznie, Llorente w Rayo spisywał się świetnie. Pokazują to wszelkie statystyki. Ma w minionym sezonie 332 odbiory, co stawia go pod tym względem w piątce najlepszych zawodników Primera División. Zé Castro, jego partner z obrony, miał ich o sto mniej. Diego imponował pewnością siebie, a z każdym kolejnym spotkaniem zyskiwał jej jeszcze więcej. Efekt? Drugie miejsce pod względem liczby minut w zespole Jémeza, tuż za Roberto Trashorrasem, i wspomniany już wybór na piłkarza sezonu.
Inne cechy Llorente, które często podkreślano, to pracowitość, podporządkowanie się decyzjom trenera, dyscyplina taktyczna i waleczność. Nie ma bowiem żadnego przypadku w tym, że to Diego przodował też w klasyfikacji fauli. Mimo tego, że Rayo spadło z ligi, obrońca Realu jest jednym z ostatnich, których można za to obwiniać. Jego grę, jak na poziom klubu i warunki, można ocenić jako znakomitą. Najlepiej obrazuje to porównanie z czołowymi obrońcami Primera División, przy których Llorente wypada naprawdę dobrze. Nagrodą za taką postawę był majowy debiut w pierwszej reprezentacji.
Diego przystanek drugi: Málaga
Gdy stało się jasne, że miejsca dla Llorente wciąż w pierwszym zespole Realu brakuje, postanowiono ponownie go wypożyczyć. Zainteresowanych usługami było kilka klubów, m.in. Villarreal, z którym podobno był już niemal dogadany. Co poszło nie tak – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że trafił do Málagi. Zespołu, którego ambicje w ostatnich latach przekraczały realne możliwości. Diego ma to zmienić.
– To była decyzja, którą podjąłem po rozważeniu wielu rzeczy i wszystkich możliwości. Niektóre oferty były bardzo dobre, ale to ta była najbardziej interesująca – mówił po dołączeniu do drużyny Juande Ramosa. Jak stwierdził, szybko się zaaklimatyzował w andaluzyjskim zespole: – Już czuję się tu bardzo komfortowo i zaadoptowałem się bardzo dobrze od pierwszego dnia. Zarówno koledzy, jak i sztab szkoleniowy sprawili, że czuję się jak jeden z nich, było to bardzo łatwe – powiedział. Jego występy to potwierdzają – był na poziomie, który prezentował w Rayo. W bardziej „stabilnej” obronie popełniał znacznie mniej błędów.
O ile nie zawodzi Diego, o tyle Málaga i owszem, ale on jest dobrej myśli: – To ekscytujący zespół, który ma szansę sięgnąć po miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach – określił drużynę. Na razie zawodnicy Juande Ramosa nie potwierdzają tego na boisku. Nie można jednak przyczepić się tu do zawodnika Realu – ma zadziwiającą liczbę przejęć piłki (niemal pięć na mecz) i dobrze radzi sobie również w innych elementach – blokach, wybiciach piłki czy jej odzyskiwaniu, a więc statystykach kluczowych dla oceny występów obrońcy. Gra równo, pewnie i jest podstawowym zawodnikiem linii defensywnej Andaluzyjczyków.
Marcosa przystanek pierwszy (i ostatni?): Aláves
Opowiadając o postawie drugiego z bohaterów tekstu, trzeba cofnąć się do poprzedniego sezonu, gdy grał jeszcze w Castilli. Mateusz Kupiec, redaktor serwisu realmadryt.pl, regularnie obserwujący poczynania rezerw, widzi to tak:
– Marcos na początku poprzedniego sezonu z konieczności musiał występować jako stoper i też bardzo dobrze sprawdził się w tej roli. Na pewno był najlepszym i najrówniejszym piłkarzem Castilli, nawet mając na uwadze to, że do tej drużyny należeli także Mariano Díaz i Borja Mayoral. Niedawno widziałem statystykę, według której miał najwyższą średnią celnych podań w trzeciej lidze. W drugiej części sezonu grał już cały czas na środku pomocy, zajmując swą nominalną pozycję, i większość akcji zespołu rezerw przechodziła właśnie przez niego. W trakcie meczu pokazywał się stale do podań, potrafił się świetnie ustawić i zawsze miał sporo odbiorów. Widziałbym go w pierwszej drużynie, Real Madryt przerastał Castillę już w poprzednim sezonie, w Aláves też pokazuje, że bez problemów jest w stanie poradzić sobie i w Primera División – ocenił.
Wobec takiej rekomendacji nie dziwi fakt, że już w trakcie przygotowań w roku 2014 młodym Llorente zachwycał się Carlo Ancelotti, który według dziennikarzy Marki był zdumiony tym, jak pewnie gra. Wychowanek na treningach wyglądał tak, jakby od dawna występował w pierwszej drużynie. Po dwóch latach, gdy znów pojechał z Realem na przedsezonowe wojaże do USA, widać było te same cechy, tylko w jeszcze lepszym wydaniu. Spokój, opanowanie, wizja gry, myślenie na boisku – to wszystko od zawsze charakteryzowało Marcosa, a z każdym kolejnym rokiem tylko poprawia warsztat.
Wysokie umiejętności pozwoliły mu, być może jeszcze szybciej niż starszemu koledze, przeskoczyć z trzeciej ligi na poziom pierwszej. Jak prędko to zrobił? Tak, że w debiutanckim spotkaniu w barwach Alavés został wybrany graczem meczu przez WhoScored. Powtórzył to osiągnięcie w przedostatniej kolejce, a ocena za poszczególne mecze tylko raz spadła poniżej 7 – za starcie z Barceloną, gdy zespół Basków skupiał się głównie na obronie bramki. Nie oznacza to jednak, że Marcos wtedy zawiódł. Wspomniano już, że bardzo dobrze radził sobie w barwach Castilli i jego gra obronna, podobnie jak rozpoczynanie akcji, były również na wysokim poziomie. Popis dał w meczu z Valencią, gdy piłkę odzyskał siedemnaście (!) razy. To oczywiście rekord tego sezonu La Liga. Dla Deportivo szybko stał się graczem niezbywalnym, bez którego żaden kibic nie wyobraża sobie środka pola swej drużyny.
Wobec niedawnej kontuzji Casemiro, głośno zaczęło się mówić o możliwości sprowadzenia Marcosa do Realu już zimą (taką klauzulę ma Diego Llorente). Niektórzy dziennikarze polecali taki ruch jeszcze przed urazem Brazylijczyka, jednak prezydent Alavés rozwiał wszelkie wątpliwości. Poinformował, że młody pomocnik będzie mógł wrócić do Madrytu dopiero po sezonie, tak bowiem skonstruowana jest umowa wypożyczenia. Fanom Królewskich pozostaje jedynie przyglądać się poczynaniom Marcosa w barwach beniaminka Primera División.
Diego przystanek trzeci, Marcosa przystanek drugi: Real?
Obaj Llorente mają szansę w przyszłym sezonie trafić na stałe do pierwszego zespołu Realu. Dodatkowo ich akcje powinny rosnąć ze względu na zakaz transferowy, który będą musieli przeczekać. Z tego powodu ci dwaj stosunkowo młodzi, a ograni na poziomie Primera División piłkarze mogą okazać się bezcenni.
Dla Diego problemem wciąż będzie duża rywalizacja na środku obrony. Trudno więc oczekiwać, że stanie się w drużynie kimś więcej, niż odpowiednikiem Nacho. Zawodnikiem wchodzącym do linii obrony, kiedy Zidane chce dać odpocząć podstawowym graczom lub gdy z powodu urazów lub kartek jest taka konieczność. Szansą dla niego ma być wygasający w 2017 roku kontrakt Pepe, choć ostatnio sporo mówi się o jego przedłużeniu o rok i pozostaniu Portugalczyka w klubie. Inna sprawa, że Diego ma naprawdę duże możliwości i po zakończeniu obecnego sezonu może okazać się, że mógłby rywalizować właśnie z Pepe czy z Varane'em o miejsce w jedenastce. Talent musi potwierdzić na razie w Máladze w całym sezonie. Po dobrym początku nie powinno być to problemem.
Marcos Llorente jest prawdopodobnie jeszcze bardziej uzdolniony niż jego o dwa lata starszy kolega. Świetnymi występami w Alavés pokazuje to, co widział już Fernando Morientes, gdy jego drużyna mierzyła się w Segunda B z Castillą. – Mariano i Llorente to zawodnicy na innym poziomie – powiedział wówczas były piłkarz. Dziś pierwszy z nich rywalizuje z Benzemą i Moratą, a drugi potwierdza klasę kandydując do miana objawienia tego sezonu Primera Divisón. Już nazywany jest "nowym Xabim Alonso" i wymieniany jest jako konkurent Casemiro w walce o miejsce w składzie w kolejnej kampanii.
Drogi zawodników za kilka miesięcy mogą spotkać się na Santiago Benabéu, o czym jeden i drugi Llorente z pewnością marzą. Pragną tego też fani, którzy zawsze chcą widzieć wychowanków grających w białych barwach.
Artykuł pochodzi z portalu ¡Olé!, magazynu dla miłośników hiszpańskiej piłki.
www.olemagazyn.pl