Matce obiecali, że nigdy nie będą ze sobą walczyć. W trakcie ostatnich dwóch dekad zdominowali świat boksu, dzieląc między siebie wszystkie mistrzowskie pasy wagi ciężkiej. 16 listopada 1996 roku na gali w Hamburgu debiutowali Władimir i Witalij Kliczkowie, jedni z najwybitniejszych pięściarzy w historii dyscypliny.
Pierwsze sportowe kroki stawiali na początku lat dziewięćdziesiątych w Warszawie. Władimir boksował dla miejscowej Gwardii, gdzie zarabiał 200 dolarów za walkę. W sumie wystąpił w pięciu pojedynkach. – Cztery wygrał przed czasem, jeden na punkty – wspominał Paweł Skrzecz.
Starszy o cztery lata Witalij trenował kick-boxing na AWF. Pierwszy raz z Polakiem zmierzył się już w 1988 roku. – Spotkałem się z Przemysławem Saletą. Przegrałem na punkty, ale ja byłem wtedy 17-letnim dzieciakiem, a on mistrzem świata. Potraktował mnie trochę jak worek treningowy – przypominał po latach w rozmowie z "Polska The Times".
Skąd w życiu braci wziął się kick-boxing? Witalij zafascynował się tą odmianą sportów walki po obejrzeniu filmu "Wejście Smoka" z Brucem Lee w roli głównej.
Dzieciństwo Kliczków było relatywnie bezstresowe. Ojciec był generałem lotnictwa i często podróżował. Matka poświęcała im dużo czasu i wspierała pasję synów, ale już we wczesnych latach wymogła na nich jedną obietnicę: mieli nigdy nie wejść razem do ringu. Tę prośbę udało im się spełnić, choć finansowych pokus nie brakowało.
Don King chciał nam zapłacić 100 milionów za walkę, ale odmówiliśmy. Sprawa jest prosta: zdrowie naszej mamy jest bezcenne. Po co mielibyśmy ze sobą walczyć?
Bracia od samego początku postawili na sport, ale nigdy nie zrezygnowali z nauki. W 2000 roku Witalij został doktorem filozofii Uniwersytetu Kijowskiego. W jego ślady szybko poszedł młodszy brat. Zbierając ostatnie szlify w edukacji byli już... mistrzami świata w boksie zawodowym.
Zanim rozpoczęli profesjonalną karierę wygrali niemal wszystko na ringach amatorskich. Władimir zwyciężył w 112 pojedynkach przy zaledwie sześciu porażkach, zdobywając tytuł wicemistrza Europy i świata. Ukoronowaniem tamtego okresu było jednak olimpijskie złoto z Atlanty.
Zgodnie z planem złoto mieli zdobyć obaj – młodszy w kategorii ciężkiej (do 91 kg), a starszy w superciężkiej (+ 91 kg). Ostatecznie to Władimir wystartował z najcięższymi pięściarzami świata, a jego brat w ogóle na igrzyska nie pojechał. Podczas mistrzostw świata w 1995 roku (pierwotnie wywalczył srebrny medal) Witalij wpadł na dopingu i został zdyskwalifikowany.
– Do dziś nie mogę w to uwierzyć. Odnowiła mi się stara kontuzja nogi, pamiątka jeszcze z czasów kick-boxingu. Lekarz przepisał mi środek, który zawierał zabronioną substancję. To były zupełnie inne realia niż teraz... – wspominał po latach. W trakcie trwającej blisko dwie dekady zawodowej kariery starszy z braci był badany wielokrotnie i jego test nigdy nie dał pozytywnego wyniku.
Brat pomścił brata
Tuż po igrzyskach Kliczkowie przenieśli się do Niemiec, gdzie zajęła się nimi słynna agencja promotorska Universum. Trafili do Fritza Sdunka, słynnego niemieckiego trenera, który wcześniej do sukcesów doprowadził między innymi Dariusza Michalczewskiego. Bracia z jego pomocą szybko dołączyli do światowej czołówki.
12 grudnia 1998 roku był ważną datą dla obu. Witalij sięgnął tego dnia po tytuł mistrza Europy, nokautując już w pierwszej rundzie Francesco Spinellego (19-4), z kolei Władimir doznał niewytłumaczalnej porażki w starciu z doświadczonym, ale mocno przeciętnym "podróżnikiem" Rossem Purittym (24-13).
Do sensacyjnego rozstrzygnięcia doszło w kuriozalnych okolicznościach. Władimir prowadził na punkty, ale koniecznie chciał skończyć walkę przed czasem. Atakował tak intensywnie, że w końcowych minutach zwyczajnie... zabrakło mu siły. W 11. rundzie chwiał się na nogach i zbierał coraz mocniejsze ciosy. Wszystko przerwał Sdunek wbiegając na ring i rzucając ręcznik.
Witalij pół roku później zdobył pierwszy tytuł mistrza świata. Jego brat nieco zmienił styl i wolniejszymi krokami zmierzał w stronę szczytu. Między linami stopniowo zaczął radzić sobie z tak doświadczonymi pięściarzami jak Axel Schulz (26-3) czy Monte Barrett (23-1).
Charakterystyczną cechą wczesnego etapu kariery Kliczków było szczególnie rozumiane braterstwo. Witalij wyzywał do walki pogromców Władimira (obu znokautował), a Władimir tytuł mistrza WBO wyrwał z rąk Chrisa Byrda (31-1), który przejął pas od... Witalija. Starszy z braci prowadził wysoko na punkty, ale w 9. rundzie zrezygnował z powodu kontuzji barku.
Pierwsza porażka bolała jak głęboka rana, ale dzięki niej stałem się o 10 lat dojrzalszy.
Choć walczyli w podobnym stylu – który opierał się na boksowaniu na dystans, z wykorzystaniem świetnych warunków fizycznych – to szybko okazało się, że w ringu sporo ich różni. Witalij wyróżniał się żelazną szczęką – w trakcie zawodowej kariery nigdy nie padł na deski.
Władimir wręcz przeciwnie – po przegranej przed czasem z Purittym przegrywał przez nokaut jeszcze dwukrotnie. W 2003 roku w 2. rundzie pokonał go Corrie Sanders (38-2), a rok później Lamon Brewster (29-2). Po kolejnej porażce zmienił wszystko. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych i trafił pod skrzydła słynnego Emanuela Stewarda, który zmienił jego styl.
Młodszy z braci z wybuchowego króla nokautu stał się cynicznym kunktatorem. Nie szukał za wszelką cenę mocnych uderzeń i nie ryzykował już tak dużo jak do tej pory. Częściej klinczował i do perfekcji opanował sztukę "zamęczania" rywali. Ze Stewardem w narożniku miał już nigdy nie przegrać.
Krwawa wojna z Lewisem
Witalij takich zmian nie potrzebował. Po porażce z Byrdem wrócił serią zwycięstw, która doprowadziła go na sam szczyt długiej kolejki do Lennoksa Lewisa. W 2002 roku Brytyjczyk w pokonał Mike'a Tysona (49-3), ale "walka stulecia" rozczarowała – była egzekucją na wyniszczonym przez nałogi kiedyś wielkim pięściarzu.
Do długo odwlekanego pojedynku z Ukraińcem mistrz najstarszej federacji WBC wyszedł 21 czerwca 2003 roku. Kliczko był tak zdesperowany, że przyjął pojedynek z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem. Pierwotnie czempion miał się spotkać z Kirkien Johnsonem, ale ten 12 dni przed walką wycofał się z powodu kontuzji.
Choć Witalij nie mógł w pełni przygotować się do najważniejszej walki w karierze, to od pierwszych minut radził sobie świetnie. W trakcie sześciu rund zadał prawie dwa razy więcej ciosów od Lewisa i prowadził na punkty u wszystkich sędziów. Mistrz potrafił jednak rozbić pretendentowi łuk brwiowy i w trakcie kolejnych minut stan pięściarza mocno się pogorszył.
Nadzorujący pojedynek doktor Paul Wallace nie wypuścił Kliczki do siódmej rundy. Pięściarzowi po walce założono 60 (!) szwów, a Lewis obiecał mu rewanż. Do drugiego pojedynku nigdy nie doszło, bo niespełna rok później czempion nagle zdecydował się na zakończenie kariery.
Za 50 milionów dolarów nie porzucę wygodnej piżamy na rzecz kolejnej walki z którymś z Kliczków.
Brytyjczyk nigdy nie wrócił na ring, ale wielokrotnie podejmował temat rewanżu w mediach. W 2013 roku stwierdził, że potrzebuje pół roku, aby przygotować się na Kliczkę, ale zgodzi się na walkę tylko jeśli dostanie za nią... 100 milionów dolarów. Byłaby to bezprecedensowa, najwyższa wypłata w historii boksu.
Stawiając zaporowe warunki Lewis potwierdził, że nie chce wracać do sportu. Witalij w końcu przestał na niego czekać – w 2004 roku zdobył porzucony przez niego pas. 11 grudnia tego roku po raz pierwszy obronił tytuł. Zwycięstwo zadedykował Wiktorowi Juszczence, który kilka dni później został nowym prezydentem Ukrainy.
W 2005 roku miał stanąć do drugiej obrony pasa, ale 9 dni przed walką z Hasimem Rahmanem wycofał się z powodu kontuzji kolana. Kolejne urazy sprawiły, że wycofał się ze sportu. Od federacji WBC dostał status "emerytowanego mistrza" – oznaczało to, że gdy tylko zdecyduje się na powrót, to automatycznie dostanie szansę odzyskania trofeum.
Wrócił w 2008 roku i do 2012 roku stoczył dziesięć pojedynków. Wszystkie wygrał, a na liście jego ofiar znalazło się dwóch Polaków – Albert Sosnowski (45-2) i Tomasz Adamek (44-1). Obaj przegrali przez nokaut w dziesiątej rundzie.
W stronę gwiazd
Pod nieobecność brata Władimir zebrał pozostałe tytuły – te należące do federacji WBA, WBO, IBF i IBO. Od 2008 do 2012 roku Kliczkowie rządzili wspólnie, a później schedę miał przejąć młodszy z nich. I ten stan trwał – mimo śmierci Stewarda w 2012 roku – aż do listopada 2015 roku...
Wtedy dominację Kliczków nieoczekiwanie przerwał Tyson Fury (25-0, 16 KO). Brytyjczyk miał zmierzyć się z Władimirem w rewanżu, ale dwukrotnie się z niego wycofywał z powodu kontuzji. We wrześniu 2016 roku świat boksu zszokowała informacja o pozytywnym wyniku testu na kokainę nowego mistrza.
40-letni Władimir czekając na Fury'ego stracił ponad dziesięć miesięcy. 2016 to pierwszy rok w jego zawodowej karierze, w trakcie którego nie stoczył ani jednego pojedynku. Mimo to wciąż nie powiedział ostatniego słowa – wiosną 2017 roku ma zmierzyć się z nową gwiazdą kategorii ciężkiej, Brytyjczykiem Anthonym Joshuą (17-0, 17 KO). Stawką mają być pasy organizacji WBA i IBF, które jeszcze przed rokiem należały do Ukraińca.
Witalij po raz drugi przeszedł na emeryturę w 2012 roku i nic nie wskazuje na to, by jeszcze kiedyś miał pojawić się na ringu. Nową pasją 45-latka została polityka. W 2010 roku został założycielem Ukraińskiego Demokratycznego Aliansu na rzecz Reform. Partia znana jako UDAR (cios) w 2012 roku zdobyła 42 miejsca w parlamencie. Sam Kliczko dwa lata później został merem Kijowa, otrzymując 66,5 proc. głosów w drugiej turze.
Bracia są powszechnie uważani za jednych z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej w historii dyscypliny. Lata 2006 – 2015 są nazywane "erą Kliczków", a fenomen obu dalece wykroczył poza sam sport. W brudnym świecie boksu zostali ambasadorami edukacji i kultury. Obaj mówią w wielu językach obcych, mają tytuły doktorskie i są świetnymi szachistami.
Nigdy nie szukali skandali i kontrowersji – zamiast tego konsekwentnie angażowali się w działalność charytatywną swojej fundacji, która cały czas aktywnie pomaga młodzieży. W 2007 roku ich dokonania doceniło Obserwatorium Astronomiczne Andruszówka – do dziś asteroida numer 212723 jest znana jako "asteroida Kliczko". I choć lata dominacji Ukraińców można postrzegać różnie, to nie sposób odmówić im jednego – bez nich boks w ostatnich latach nie budziłby aż takiego zainteresowania.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart