20 lat, 4 miesiące i 22 dni – dokładnie tyle liczył Mike Tyson (27-0, 25 KO), gdy 22 listopada 1986 roku zapisał się w historii boksu. 30 lat później "Żelazny Mike" pozostaje najmłodszym mistrzem świata w wadze ciężkiej i nic nie wskazuje na to, by ktoś miał się zbliżyć do jego osiągnięcia.
Nastolatek do sportu trafił przypadkiem. W wieku 13 lat miał na koncie już 38 aresztowań. Kradzieże, włamania, pobicia – młody Tyson życie w zdemoralizowanym Brownsville zdążył poznać od podszewki. Duży wpływ miał na to brak wzorców – wychowywał się bez ojca, a matka nie poświęcała mu zbytniej uwagi.
– Nigdy nie była szczęśliwa, nigdy nie była ze mnie dumna. Znała mnie jako dzikie dziecko, które włóczyło się po ulicach Nowego Jorku i wracało do domu z nowymi ubraniami, których przecież ona mi nie kupiła. Nigdy nie zdążyłem z nią o tym porozmawiać. Na poziomie zawodowym nie miało to na mnie żadnego wpływu, ale emocjonalnie i osobiście po prostu mnie zmiażdżyło – wspominał po latach.
Matka zmarła, gdy Mike miał 16 lat i ustabilizowaną sytuację życiową. Wcześniej w zakładzie poprawczym wpadł w oko Bobby'emu Stewartowi, byłemu pięściarzowi, który pracował z trudną młodzieżą. Po kilku miesiącach wspólnych treningów Tyson został przedstawiony słynnemu Cusowi D'Amato. 74-latek po śmierci matki został jego prawnym opiekunem i przynajmniej chwilowo sprowadził nastolatka na dobre tory.
Tyson podarował mi kilka lat życia. Dał mi motywację. (...) Chciałem żyć, by zobaczyć jego sukcesy.
Doświadczony szkoleniowiec największe triumfy święcił w latach pięćdziesiątych z Floydem Pattersonem. Najpierw wspólnie zdobyli srebro podczas igrzysk olimpijskich w Helsinkach w 1952 roku, a cztery lata później D'Amato poprowadził podopiecznego do tytułu mistrza świata w wadze ciężkiej. Paterson miał wtedy niespełna 22 lata i został najmłodszym czempionem w historii tej kategorii. To właśnie ten rekord 30 lat później pobił Tyson.
Styl podstawą sukcesu
Wbrew obawom niektórych, krnąbrny Mike szybko odnalazł się w domu trenera. W autobiografii wspominał, że wielokrotnie miewał myśli o tym, by – w zgodzie z "dawnym" stylem życia – okraść jego mieszkanie i wrócić na ulicę. Tak się jednak nie stało – w dużej mierze za sprawą osobowości nowego trenera.
D'Amato był bowiem bardziej mentorem niż szkoleniowcem. Jego praca nie kończyła się wraz z treningiem i trwała 24 godziny na dobę. Przy nim Tyson nauczył się kontrolować strach. Przede wszystkim zaś skutecznie przyswoił niecodzienny styl "peek-a-boo", który stał się podstawą jego późniejszych sukcesów.
Technika ta była autorskim wynalazkiem D'Amato. Tak walczyli wszyscy jego najsłynniejsi pięściarze – Patterson, Jose Torres czy Kevin Rooney (późniejszy trener Tysona). Młody Amerykanin nie wyglądał na boksera kategorii ciężkiej. Mierzył zaledwie 178 cm, miał zasięg ramion charakterystyczny dla kogoś z wagi średniej.
Mimo fizycznych niedostatków, trener dostrzegł w nastolatku coś wyjątkowego. Młody Mike był nieustraszony, szalenie dynamiczny i – przede wszystkim – bił potwornie mocno z obu rąk. Styl "peek-a-boo" uwypuklał te atuty – pięściarz zaczynał "schowany" za podwójną gardą. Była to jednak defensywa aktywna, która wymagała nieustannego balansu ciałem. W idealnym momencie zawodnik przechodził do kontrataków, co Tyson w późniejszych doprowadził wręcz do perfekcji.
Zająłem się boksem, bo mój przyrodni ojciec Cus D'Amato kochał ten sport. Chciał żebym został mistrzem i nie mogłem go zawieść.
Sukcesy przyszły niemal z miejsca. W 1981 i 1982 roku Tyson wygrywał młodzieżowe igrzyska. Na te "prawdziwe" w 1984 roku nie pojechał – przegrał w amerykańskich kwalifikacjach z Henrym Tillmanem. Porażkę powetował sześć lat później na zawodowstwie, wygrywając przez nokaut już w pierwszej rundzie.
Szybkie zwycięstwa przed czasem stały się znakiem rozpoznawczym Tysona, który zawodową karierę rozpoczął w marcu 1985 roku. Kolejne pojedynki toczył w tempie ekspresowym. Rok po debiucie miał już na koncie... 20 zwycięstw. Dwanaście z nich to nokauty w pierwszej rundzie.
"Dzień Sądu"
D'Amato namaścił Tysona na mistrza, ale nie doczekał jego najlepszych dni. Zmarł w listopadzie 1985 roku. Jego podopieczny – już pod okiem Rooneya – zdobywał kolejne szlify i wspinał się w rankingach. Rok później został obowiązkowym pretendentem do starcia z mistrzem federacji WBC, Trevorem Berbickiem (31-4).
Choć "Żelazny Mike" był młodym i niedoświadczonym pretendentem, to bukmacherzy widzieli w nim wyraźnego faworyta. Berbick był 12 lat starszy i do historii przeszedł już wcześniej – w 1981 roku został ostatnim pięściarzem, który walczył z Muhammadem Alim. Z 39-letnim cieniem legendy wygrał jednogłośnie na punkty.
Tyson był jednak zupełnie inną bestią. Od pierwszego gongu ruszył na polowanie i już w pierwszych minutach parę razy wstrząsnął mistrzem. W drugiej rundzie było już po wszystkim – potężny lewy sierpowy powalił Berbicka, który wstał za trzecim razem, ale nie był w stanie kontynuować walki. Historia stała się faktem.
Gala reklamowana jako "Dzień Sądu" okazała wyjątkowo bolesna dla Berbicka, który nigdy już nie wrócił na mistrzowski poziom. – Zostałem najmłodszym mistrzem świata w historii, teraz chcę zostać najstarszym! – krzyczał po zwycięstwie nowy czempion, wspominając ze łzami w oczach o wpływie D'Amato.
Rok później Tyson był już niekwestionowanym mistrzem, dokładając bez trudu do pasa WBC tytuły federacji IBF i WBA. Wygrywał jak chciał z wielkimi mistrzami, nokautując między innymi Michaela Spinksa (31-0) i Larry'ego Holmesa (48-2), który dla pojedynku z "Bestią" wrócił z emerytury.
Pod koniec lat osiemdziesiątych na horyzoncie wreszcie pojawił się godny pretendent. Evander Holyfield wygrał wszystko, co było do wygrania w kategorii junior ciężkiej i chciał rzucić wyzwanie człowiekowi, którego wszyscy się bali.
Do pojedynku miało dojść w 1991 roku, a przed jego oficjalnym potwierdzeniem Tyson miał dopełnić formalności pokonując w Tokio skazywanego na pożarcie Jamesa "Bustera" Douglasa (29-4). Tak się jednak nie stało – najmłodszy mistrz świata po raz pierwszy w zawodowej karierze zaznał goryczy porażki.
Wtedy był już jednak cieniem wielkiego pięściarza z drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Tyson przegrał sam ze sobą – zniszczyło go uzależnienie od alkoholu, narkotyków i seksu. Choć w kolejnych latach zdołał wrócić na tron, to wszystkie największe walki (dwa razy z Holyfieldem, raz z Lewisem) przegrywał.
Era Tysona skończyła się równie nagle i niespodziewanie jak się zaczęła. Najmłodszy mistrz świata zdołał dokonać czegoś wielkiego – nie tylko trwale zapisał się w historii dyscypliny, ale zrobił to w niepodrabialnym stylu. "Młody Tyson" stał się globalną ikoną popkultury, ostatnim pięściarzem wagi ciężkiej, który był większy niż sam boks.
Kacper Bartosiak
Follow @kacperbart
RT 30 Years Ago Today @MikeTyson becomes the youngest heavyweight champion in boxing history - beating Floyd Patterson's record. pic.twitter.com/PN4jErbkzi
— EditinKing Boxing 👊 (@EditinKing) 22 listopada 2016