W ostatnim występie w karierze Bernard Hopkins (55-8-2, 32 KO) po raz pierwszy został pokonany przez nokaut. 51-latek przegrał w Kalifornii z Joe Smithem juniorem (23-1, 19 KO). Po ciosach rywala słynny "Kat" wypadł w ringu w trakcie ósmej rundy i nie był w stanie kontynuować walki.
To był smutny epilog pięknej przygody z zawodowym boksem, która rozpoczęła się... w październiku 1988 roku. Choć stawką pojedynku nie był żaden mistrzowski pas, to Hopkins na pożegnanie wybrał mocnego przeciwnika. Smith 18 czerwca odniósł największe zwycięstwo w karierze – znokautował już w pierwszej rundzie Andrzeja Fonfarę (28-4, 16 KO), co pozwoliło mu z miejsca wskoczyć do czołówki rankingów w kategorii półciężkiej.
– Osiągnąłem wszystko, co mogłem osiągnąć. Pokazałem, że zasady panujące w boksie nie odnoszą się do wszystkich. Moja spuścizna opiera się na robieniu rzeczy, które zdaniem ekspertów były niewykonalne – stwierdził przed walką Hopkins.
Były mistrz świata kategorii średniej i półciężkiej poprzedni pojedynek stoczył w listopadzie 2014 roku. Jako czempion federacji IBF i WBA zmierzył się z Siergiejem Kowaliowem (30-1, 26 KO), mistrzem organizacji WBO. Po dwunastu rundach Rosjanin wygrał jednogłośnie na punkty.
W sobotę w stylu Hopkinsa widać było zarówno długą przerwę w występach, jak i... wiek. Amerykanin miał problemy z wywierającym presję Smithem i rzadko mógł skutecznie wprowadzić w życie firmowe kontrataki. Na początku ósmej rundy po serii uderzeń weteran wypadł z ringu. Nabawił się przy tym kontuzji kostki i nie był w stanie kontynuować walki. Sędzia Jack Reiss przyznał przeciwnikowi wygraną przez techniczny nokaut.
Choć po zakończeniu pojedynku Hopkins sugerował, że został wypchnięty z ringu po nieprzepisowym ataku, to powtórki pokazały, że nie miał racji. Mimo że karierę zakończył w najgorszy z możliwych sposobów, to nie zamierza już boksować – będzie sprawdzał się jako komentator boksu w stacji HBO.