Po katastrofie lotniczej w Kolumbii, w której zginęło 19 piłkarzy Chapecoense, sportowy świat pogrążył się w żalu, ale i szybko wspomógł brazylijski klub. Szlachetne gesty przypominają reakcję Realu Madryt na podobną tragedię Manchesteru United w 1958 roku.
Chapecoense dopiero od 2014 roku rywalizuje w najwyższej klasie rozgrywkowej, a już miało grać w finale Copa Sudamericana (odpowiednik Ligi Europejskiej) z kolumbijskim Atletico Nacional. To właśnie w drodze do Medellin 28 listopada samolot z 77 osobami na pokładzie rozbił się nieopodal lotniska. Uratowało się tylko dwoje członków załogi i czterech pasażerów, w tym trzech piłkarzy.
Nazajutrz zespół rywali zaproponował, aby trofeum przyznać Chapecoense,
mimo że nie zostało rozegrane żadne ze spotkań dwumeczu.
Południowoamerykańska konfederacja (CONMEBOL) zgodziła się, w związku z
czym drużyna z Chapeco zdobyła najcenniejszy tytuł w swojej historii, a
Atletico otrzymało od niej nagrodę Fair Play. Inne brazylijskie kluby
zaoferowały różnego rodzaju pomoc, w tym użyczenie swoich zawodników,
czego efektem jest już pozyskanie kilku graczy do każdej formacji i
prowadzenie negocjacji z kolejną grupą piłkarzy.
– Powstawanie
nowej ekipy przyniesie wiele radości, choć nigdy nie zapomnimy tych
dzielnych wojowników, którzy doprowadzili nas do miejsca, gdzie dzisiaj
jesteśmy – powiedział prezes Chapecoense David Nes Filho, w oświadczeniu opublikowanym przez gazetę "O Estado do Sao Paulo".
Do podobnej sytuacji doszło po tragedii w Monachium w 1958 roku,
gdy w katastrofie lotniczej życie straciło ośmiu piłkarzy jednego z
najlepszych pokoleń Manchesteru United, tzw. "chłopców Busby'ego" (Busby
Babes, od nazwiska trenera Matta Busby'ego). Była to grupa w większości
młodych zawodników, wychowanków Czerwonych Diabłów, która sięgnęła po
dwa z rzędu tytuły mistrzowskie (1956-57) i zgadzano się, że może
przejść do historii jako jedna z najlepszych drużyn świata.
Wypadek lotniczy przekreślił te marzenia, ale w reakcji na
tragedię pokazała się najpiękniejsza strona sportu. Ówczesny zdobywca
Pucharu Europy Real Madryt zawiązał "sojusz" z klubem z Manchesteru,
udostępniając swoje ośrodki treningowe i medyczne sztabowi i zawodnikom
dochodzącym do siebie po tragedii. Królewscy zorganizowali także serię
meczów towarzyskich i akcji charytatywnych w Hiszpanii i w Anglii, z
których całkowity dochód przekazali Manchesterowi.
W być może
najbardziej altruistycznym akcie wsparcia, zaoferowali wypożyczenie
swoich największych gwiazd – Alfredo di Stefano i Ferenca Puskasa. Obaj
zresztą zgodzili się na tymczasowy transfer, ale zablokowały go
nieprzejednane przepisy angielskiej federacji piłkarskiej,
uniemożliwiające rejestrowanie nowych zawodników w trakcie rozgrywek.
– United
był w zasadzie skończony jako klub. Wydawało się, że lada dzień ktoś po
prostu zamknie drzwi na kłódkę. Ta szczodrość Realu Madryt była
ogromnym wsparciem – powiedział autor książki na temat tej współpracy John Ludden.
W 1968 roku Manchester United zdobył po raz pierwszy w historii
Puchar Europy. Jeszcze zanim Czerwone Diabły opuściły stadion po finale,
przyszedł telegram: "Gratulacje od przyjaciół z Madrytu".
6 - 1
Walia
2 - 5
Francja
3 - 2
Dania
4 - 1
Niemcy
1 - 3
Hiszpania
1 - 2
Belgia
1 - 1
Szwajcaria
4 - 3
Islandia
4 - 1
Walia
4 - 0
Holandia