Choć walka nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona, to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że 25 lutego w Birmingham Deontay Wilder skrzyżuje rękawice z Andrzejem Wawrzykiem. Amerykanin, mistrz świata wagi ciężkiej federacji WBC, o Polaku wypowiada się z dużym szacunkiem.
Wybór Wawrzyka na rywala nie spotkał się z "ciepłym" przyjęciem przez szeroko rozumiane środowisko bokserskie. Zdaniem wielu ekspertów taka walka nie ma dla Wildera najmniejszego sensu. Sam zainteresowany ma inne zdanie na ten temat.
– Nie mam tak, że uważam, że jesteś do bani, tylko dlatego, że cię nie znam. To jest właśnie ignorancja typowa dla przeciętnego kibica boksu. Oni muszą koniecznie mieć zawodnika o znanym nazwisku. Ale jeśli spojrzeć wstecz, o większości zagranicznych pięściarzy nasi kibice nie słyszeli do momentu, gdy ci stoczyli swoją wielką walkę. Nikt nie słyszał kiedyś o Mannym Pacquiao, dopóki nie wyrobił sobie renomy. Wolałbym, aby kibice wstrzymali się z krytyką, bo boks to trudny sport – skomentował Wilder.
W podobnym tonie wypowiedział się również jeden z najlepszych dziennikarzy na świecie piszących o boksie – Dan Rafael z ESPN.
– Jest
jak jest. Poszukajcie w rankingu dostępnego zawodnika, który jakoś się
różni od Wawrzyka albo jest od niego dużo lepszy. Taka osoba nie
istnieje – zaznaczył.
Wilder jest niepokonany na zawodowych
ringach, do tej pory wygrał 37 pojedynków, w tym 36 przed czasem.
Amerykanin w połowie lipca pokonał rodaka Chrisa Arreolę. W tym
pojedynku doznał kontuzji ręki, a potyczka z Wawrzykiem będzie jego
powrotem na ring. Z kolei pół roku przed walką z Arreolą ciężko
znokautował Artura Szpilkę. Niedawno federacja uznała tę akcję za
"nokaut roku".
Wawrzyk legitymuje się rekordem 33-1. Jedyną
porażkę poniósł w maju 2013 roku z Rosjaninem Aleksandrem Powietkinem, a
stawką był pas mistrza świata organizacji WBA. Od tamtej potyczki
polski pięściarz odniósł sześć zwycięstw, żadnego na punkty. Wygrał w
tym roku dwie walki: z Marcinem Rekowskim i byłym pretendentem do tytułu
WBC Albertem Sosnowskim.