Andrzej Wawrzyk 25 lutego po raz drugi stanie przed szansą wywalczenia tytułu mistrza świata królewskiej wagi ciężkiej. Pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem – Polak przegrał z Aleksandrem Powietkinem przez TKO w 3. rundzie. Rok po tej walce Polak brał udział w poważnym wypadku, cudem uchodząc z życiem. – Byłem o krok od śmierci, mogłem zostawić na tym świecie swoją rodzinę. Mogło mnie nie być – powiedział po karambolu.
10 maja 2014, kilka minut po godzinie 9, droga krajowa numer 7, odcinek Kielce – Jędrzejów. Wawrzyk jechał swoim BMW z Warszawy do podkrakowskich Niepołomic, gdzie mieszka wraz z żoną i dwójką synów. W stolicy pięściarz przygotowywał się do zaplanowanej na 31 maja walki z Albertem Sosnowskim.
Gdy Wawrzyk rozpoczął manewr wyprzedzania autobusu, ten nagle też postanowił kogoś wyminąć. Pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC został zepchnięty na przeciwległy pas, na którym czołowo zderzył się z innym samochodem. W sumie w karambolu wzięło udział sześć aut, a dwie najciężej ranne osoby helikopter zabrał do szpitala. W tym gronie nie było jednak przyszłego rywala Wildera.
Patrząc na to, jak wyglądał jego samochód, można mówić o cudzie. Wawrzyk
co prawda kilka dni później przeszedł skomplikowaną operację prawej
nogi, ale to i tak "niewiele" jak na tak poważny wypadek.
– Ratowałem
się jak mogłem, ale wyjechałem na drugi samochód. Gdybym centralnie
czołowo się z nim zderzył, teraz byśmy nie rozmawiali. Uderzyłem jednak
połową maski mojego auta w połowę drugiego. Dobrze, że miałem twarde
auto. Gdybym jechał czymś mniejszym... nie byłoby już nic – przyznał na łamach "Przeglądu Sportowego".
Wawrzyk stracił przytomność, a ocknął się dopiero wtedy, gdy pomocy zaczęli udzielać mu lekarze.
– W momencie uderzenia w drugie auto było jak na filmach, bo zobaczyłem przed oczami swoje dzieci. Później już nic nie pamiętam. Gdy się obudziłem, zacząłem sprawdzać czy mam ręce i nogi na swoim miejscu, czy mogę się ruszyć. Rękoma mogłem, nogami nie – zdradził.
Rehabilitacja trwała kilka miesięcy, Wawrzyk zacisnął jednak zęby, wrócił do zdrowia, potem do treningów i wreszcie na ring. Od wypadku stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał przed czasem – pokonał po kolei Patryka Kowolla, Mike'a Shepparda, Marcina Rekowskiego oraz we wrześniu tego roku Sosnowskiego. Nazwiska rywali nie powalają na kolana, ale Polak znajduje się aktualnie w TOP15 dwóch federacji – 14. miejsce w WBO i 12. w WBC.
W każdej chwili mógł zatem zostać wybrany na rywala dla Wildera
(mistrz świata federacji WBC) lub Josepha Parkera (mistrz świata
federacji WBO). Ostatecznie rękawice skrzyżuje z tym pierwszym.
– Jestem
ekstremalnie zmotywowany! Pojedynek o mistrzowski pas zawsze był moim
marzeniem. Starcie z takim świetnym atletą jak Wilder to na pewno trudne
wyzwanie, ale jestem na to gotów. Do tej walki szykowałem się od
czasów, gdy byłem nastolatkiem. 25 lutego wyjdę na ring i będę gotów
pokonać najgroźniejszego pięściarza na świecie! – powiedział po oficjalnym ogłoszeniu jego starcia z czempionem globu.
Już
raz Wawrzyk mógł spełnić swoje największe marzenie, ale w maju 2013 w
Crocus City Hall na przedmieściach Moskwy nie miał żadnych szans w
batalii z Powietkinem. Polak trzy razy lądował na deskach i choć za
każdym razem wstawał, to sędzia ringowy uznał, że dalsza rywalizacja nie
ma sensu. W walce z Wilderem również skazywany jest na pożarcie, jednak
Amerykanin wypowiada się o naszym rodaku z dużym szacunkiem.
– Nie
mam tak, że uważam, że jesteś do bani, tylko dlatego, że cię nie znam.
To jest właśnie ignorancja typowa dla przeciętnego kibica boksu. Oni
muszą koniecznie mieć zawodnika o znanym nazwisku. Ale jeśli spojrzeć
wstecz, o większości zagranicznych pięściarzy nasi kibice nie słyszeli
do momentu, gdy ci stoczyli swoją wielką walkę. Nikt nie słyszał kiedyś o
Mannym Pacquiao, dopóki nie wyrobił sobie renomy. Wolałbym, aby kibice
wstrzymali się z krytyką, bo boks to trudny sport – zaznaczył Wilder.
Zdecydowanym
faworytem pojedynku będzie oczywiście mistrz świata, ale i on zdaniem
trenera Wawrzyka, Fiodora Łapina, ma słabe punkty.
– To nie
jest Kliczko czy kilku innych w latach świetności. Popełnia dużo błędów.
Artur Szpilka, przyjaciel Andrzeja, radził sobie z nim do pewnego
momentu. Nadział się na kontrę, ale do tego czasu było dobrze. Tak,
wiem, że Wilder potrafi uderzyć, jest dynamiczny i ma długie ręce, ale
popełnia błędy w ataku i obronie – powiedział Łapin na łamach "Przeglądu Sportowego".
O tytuł mistrza świata w królewskiej kategorii walczyli już Andrzej Gołota, Sosnowski, Tomasz Adamek, Mariusz Wach i Artur Szpilka. Uda się Wawrzykowi?
– Oszukałem przeznaczenie – powiedział po wypadku sprzed ponad dwóch lat.
Nie mamy nic przeciwko temu, by po raz drugi oszukał 25 lutego w Birmingham...