{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Polska – Norwegia 20:22. Ambitna gra biało-czerwonych

Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych przegrała z Norwegią 20:22 (10:12) w swoim pierwszym meczu mistrzostw świata we Francji.
SPRAWDŹ PLAN TRANSMISJI MŚ WE FRANCJI
Po raz ostatni wygraliśmy z Norwegią podczas MŚ 2009, gdy rzutem w ostatnich sekundach popisał się Artur Siódmiak. W kolejnych meczach czy to towarzyskich, czy w trakcie EHF Euro w Polsce lepsi byli rywale. Tym bardziej należy docenić początek spotkania w wykonaniu biało-czerwonych. Dobre interwencje Adama Malchera (obronił m.in. rzut karny) i znakomite rzuty Tomasza Gębali sprawiły, że prowadziliśmy 2:0.
Niestety, później przytrafiło się kilka błędów w ataku i do głosu doszli rywale. Nie tylko odrobili straty, ale też wyszli na minimalne prowadzenie. Trener Tałant Dujszebajew poprosił o czas, po którym pokazał się jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w zespole… 24-letni Michał Daszek. Na uwagę zasługiwała także świetna współpraca rozgrywających z kołowym (Maciejem Gębalą lub Markiem Daćko).
Na pewno więcej można było oczekiwać po grze Pawła Niewrzawy, któremu przytrafiało się stanowczo zbyt dużo prostych błędów w ataku. Błędy popełniali także Norwegowie i w konsekwencji w 39. minucie, po rzucie Rafała Przybylskiego, był znów remis – 15:15. W naszej bramce nadal świetnie wpisywał się Malcher (obronił kolejny rzut z siedmiu metrów; w 40. minucie skuteczność na poziomie 42 proc.).
Ostatni kwadrans dostarczył wielkich emocji. Wynik oscylował wokół remisu, a polscy kibice raz po raz oklaskiwali interwencje Malchera i rzuty Daszka. W 49. minucie biało-czerwoni mieli okazję, aby wyjść znów na prowadzenie, ale Mateusz Jachlewski przegrał pojedynek z norweskim bramkarzem.
Takich okazji, aby prowadzić Polacy mieli jednak więcej. W 55. minucie Dujszebajew poprosił o czas, ale biało-czerwonym nie udała się wrzutka do kołowego. Nie pomylili się za to rywale i po rzucie karnym Kristiana Bjornsena prowadzili już różnicą dwóch bramek (20:22). Nie oddali prowadzenia i cieszyli się ze zwycięstwa.