Jedni kładą największy nacisk na taktykę, inni na mentalne przygotowanie piłkarzy do meczu. Każdy trener ma autorski styl prowadzenia zespołu, ale nie w każdej drużynie się sprawdza. Jaki jest więc sposób na sukces?
Trenerzy mają różne podejście do piłki nożnej. Np. Harry Redknapp słynie z wypowiedzi bagatelizujących taktykę. – Taktyka to tylko jakieś dziesięć procent. Reszta to umiejętności. Rolą trenera jest wystawienie jedenastu najlepszych piłkarzy – to jedna z jego wypowiedzi.
Ile w tym przekonania Anglika, a ile kokieterii – nie wiadomo. Były trener m.in. West Hamu i Tottenhamu ma charyzmę i na tym buduje swój autorytet. Zupełnie inaczej swój fach widział Jupp Heynckes. – Nie chcę jedenastu najlepszych piłkarzy świata. Chcę jedenastu piłkarzy, którzy będą idealnie wykonywać założenia taktyczne – mówił Niemiec, który jest już na zasłużonej emeryturze.
Podobna idea przyświeca Portugalczykowi Andre Villasowi-Boasowi, który bazuje przede wszystkim na przygotowaniu merytorycznym i szukaniu innowacji taktycznych. Do tego stopnia, że jego odprawy trwały po kilka godzin, a niektórzy zawodnicy nie mogli zrozumieć jego wizji. To m.in. przez to doszło do konfliktu trenera z piłkarzami w Chelsea.
To są przykłady skrajnego podejścia. Każdy ma własne przekonania, ale wydaje się, że należałoby znaleźć złoty środek. – Taktyka jest niezmiernie potrzebna, bo inaczej nie byłoby tego wyrażenia w żadnym ze słowników, nie tylko dotyczących sportu. Taktyka jest to pojęcie, które odnosi się do każdego aspektu życia. Przecież jak stoimy w kolejce, też obieramy jakąś taktykę – powiedział ze śmiechem Andrzej Strejlau.
Wszystko zależy od wiedzy, umiejętności, charakteru człowieka, od tego z jakim zespołem się pracuje, co piłkarze potrafią.
Radosław Gilewicz, który w piłkarskim CV ma pracę z wieloma szkoleniowcami, wspomina jednego trenera, który notował dobre wyniki, choć taktyka nie była dla niego najważniejsza. – W filozofii prowadzenia drużyny Winfrieda Schaefera z Karlsruhe taktyka miała może 20-30 procent wartości. Reszta to była sama umiejętność gry, prowadzenia pressingu, itd. Skupiał się na indywidualnościach – wspominał.
Analiza vs motywacja
Wielu trenerów gwałtownie reaguje na sytuacje na boisku, inni podchodzą do spotkań analitycznie i spokojnie przekazują uwagi. O tej różnicy przekonał się Gilewicz, który w wieku 21 lat wyjechał z Polski i za granicą zetknął się z zupełnie innym podejściem.
– Szkoleniowcy zagraniczni nie działali pod wpływem impulsu, byli bardziej uporządkowani i spokojni. Dużo czasu poświęcali na indywidualne rozmowy z piłkarzami. Oczywiście zdarzały się sytuacje, że któryś z trenerów podnosił głos, ale nie było tak, że krytykowali piłkarza przy wszystkich. Raczej brało się zainteresowanego na bok i wyjaśniało sytuację – opowiadał 10-krotny reprezentant Polski.
Czuł różnicę, kiedy przyjeżdżał na zgrupowania kadry prowadzonej przez Janusza Wójcika i zderzał się z "polską myślą szkoleniową". – Wszystko działo się na zasadzie krzyku. "Jedziemy z nimi" i tak dalej. Na tym polegała "taktyka". Na szczęście powoli się to zmieniało i teraz jest dużo lepiej pod tym względem w naszym kraju – przypomniał Gilewicz.
Podobnego zdania jest Robert Warzycha. – To były zupełnie inne czasy i inne metody treningowe. Wiele z nich dzisiaj by się nie sprawdziło, ale pewne rzeczy dalej się przydają. Trener nie może być tym, który tylko karci i wymaga od piłkarzy. Zawodnicy powinni rozumieć dlaczego coś robią. Trzeba ich edukować – wyjaśnił były szkoleniowiec Górnika Zabrze.
– Osobiście wolałem spokojne, indywidualne podejście trenera do zawodnika. Poza tą nieprzyjemnością z selekcjonerem reprezentacji, miałem szczęście pracować z fachowcami. Każdy był inny, każdy miał inny warsztat, ale nigdy nie było tak, że ktoś traktował taktykę po macoszemu. Oczywiście jedni przykładali do niej trochę większą wagę, inni mniejszą, ale nikt jej nie ignorował. Nigdy nie spotkałem się z tym, że wychodząc na boisko, nie wiedziałem, co mam robić – dodał Gilewicz.
Jak trafić do piłkarzy?
To wyzwanie każdego szkoleniowca. Ustawienie zawodników na boisku to jedno, ale przekonanie ich do swoich pomysłów to równie ważna kwestia. Tym bardziej jeśli w zespole jest wiele gwiazd. Gilewicz, kiedy trafił do Stuttgartu, spotkał się z Joachimem Loewem, który zaczynał karierę trenerską – najpierw był asystentem Rolfa Fringera, a później samodzielnie objął zespół.
– Fringer był pierwszym szkoleniowcem, a "Jogi" miał być pomostem między trenerem a piłkarzami. Był świetnym psychologiem, wiedział jak podejść do zawodnika. Nie miał takiego dystansu jak pierwszy trener i świetnie się w tym odnajdował – wspominał były napastnik.
– Kiedy został już pierwszym trenerem, miał wypracowany kontakt z tymi największymi piłkarzami. Stuttgart był wtedy naszpikowany gwiazdami – grali wtedy Thomas Berthold, Fredi Bobić, Krasimir Bałakow czy Giovane Elber. "Jogi" miał wizję tego zespołu, drużyna – dzięki dobrym relacjom – stała za nim murem. Sam zresztą zawsze powtarzał, że "wszyscy jedziemy na tym samym wózku" – dodał.
Gilewicz pracował z Loewem w trzech klubach – Stuttgarcie, Tirolu Innsbruck i Austrii Wiedeń. Czy już wtedy Polak widział w nim szkoleniowca, który w przyszłości będzie jednym z najlepszych w swoim fachu?
Skłamałbym, gdybym tak powiedział. Nie wróżyłem Loewowi aż takiej kariery
Inny przykład na umiejętne zarządzanie drużyną podaje Strejlau. – Nie ma jednej recepty na sukces. Powód jest prosty – chodzi o naturalną różnorodność zachowań trenerów i różnorodność charakterologiczną zawodników. Szkoleniowcy muszą do nich dotrzeć. Np. trio Barcelony – Messi, Suarez, Neymar. To są różne, silne charaktery, a mimo to grają w jednej formacji i znakomicie się uzupełniają. Trener musi tym wszystkim kierować, biorąc pod uwagę i rozumiejąc wszystkie czynniki.
Praca całodobowa
W środowisku trenerskim jak mantrę powtarza się powiedzenie, że szkoleniowcem jest się całą dobę. Jeden z menedżerów opowiedział niegdyś anegdotę jak leżał rano z żoną w łóżku i przeciągnął się z uśmiechem po przebudzeniu. "O czym myślisz?" – zapytała zalotnie ukochana, spodziewając się romantycznej odpowiedzi. A on na to: "zastanawiam się kogo wystawić na prawej obronie".
– To się tyczy nie tylko trenerów, ale i piłkarzy. Zawodnik reprezentuje siebie i klub, pracuje na swój i klubu wizerunek 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Profesjonalne podejście do treningu, regeneracja oraz codzienna dieta to nieodłączne elementy życia współczesnego zawodowego sportowca. Trener musi tego wszystkiego pilnować – ocenił Warzycha.
Gilewicz też spotkał na swojej drodze szkoleniowca hołdującemu tej zasadzie. – Christoph Daum, obecny selekcjoner Rumunów, był specyficzny. Na pierwszym spotkaniu w Austrii Wiedeń, wchodząc do szatni, powiedział: "od tego momentu piłka jest dla was najważniejsza przez 24 godziny na dobę". To było duże, niełatwe wyzwanie, ale z drugiej strony cenne doświadczenie – wspominał.
"Szczęście w piłce jest nieważne"
O futbolu decydują detale. Nieraz jeden rykoszet, strzał życia albo piękna parada bramkarza potrafią dać drużynie zwycięstwo. Czy to znaczy, że dobry trener musi mieć szczęście? – Suma szczęścia zawsze wychodzi na zero. Nie wierzę w szczęście w futbolu. Szczęściem się nie wygrywa. W poważnych turniejach i rozgrywkach wygrywa się umiejętnościami. Jeśli do analizy zawodu trenera bierze się pod uwagę szczęście, to zdecydowanie skraca temat. To duże uproszczenie. Łut szczęścia jest na samym końcu całej układanki – przekonuje Strejlau.
W środowisku mamy trenerów świetnych, dobrych, przeciętnych i miernych. Tak jak w każdym zawodzie. Dobry trener bazuje na sumie doświadczeń, a nie na szczęściu.
Komentatorzy często używają sformułowania, że szczęście sprzyja lepszym. Niby banał, ale ma to przecież związek z profesjonalizmem i odpowiednim przygotowaniem do spotkania. – W żadnym zawodzie nie ma szczęścia. Szczęście można mieć w życiu. Wspomniany przez Radka Gilewicza Loew miał to szczęście, że trafił na taką generację niemieckich piłkarzy. Ale to, że doprowadził ich do sukcesów, to tylko jego zasługa – analizował były selekcjoner reprezentacji Polski.
– Z drugiej strony mamy Holandię. Po trzecim miejscu na mundialu, zespół po Louisie van Gaalu przejął inny wybitny trener – Guus Hiddink. I co? Holendrzy m.in. dwukrotnie przegrali z malutką Islandią i nie awansowali na Euro. Zasłużony szkoleniowiec musiał odejść w niesławie. Przyczyna także jest prosta – doświadczeni zawodnicy powoli schodzą ze sceny, a nowa generacja piłkarzy w Holandii nie jest tak uzdolniona – wyjaśnił.
Tak więc trener może przygotować najlepszą taktykę, może być najlepszym psychologiem i idealnie zmotywować zawodników, ale bez ich umiejętności nie osiągnie celu. Z drugiej strony nieudolny szkoleniowiec nie doprowadzi do sukcesu nawet najlepszej drużyny na świecie.
Trener pomaga rozwinąć talent zawodnikowi, a zawodnik swoją pracą i talentem tworzy klasę trenera.