| Siatkówka / Rozgrywki Ligowe
Lotos Trefl Gdańsk pokonał Asseco Resovię 3:2 w szlagierowym spotkaniu 19. kolejki PlusLigi. Rzeszowianie tym samym przegrali trzeci mecz z rzędu, a w ich szeregach po raz kolejny zawiedli liderzy. Czy zatem wicemistrzów Polski dopadł głębszy kryzys?
Asseco Resovii nie udał się rewanż za ćwierćfinał Pucharu Polski, gdzie także przegrali z Lotosem Treflem Gdańsk 2:3. Mało tego wicemistrzowie kraju doznali trzeciej porażki z rzędu. W ostatniej kolejce Ligi Mistrzów ulegli naszpikowanej gwiazdami Cucine Lube Civitanova 0:3, nie podejmując w zasadzie walki w żadnym z trzech setów.
Papierowi liderzy
Resovia miniony sezon PlusLigi ukończyła na drugim miejscu. Jednak finałowa rywalizacja z Zaksą Kędzierzyn-Koźle pozostawiła wiele do życzenia. Z jednej strony rzeszowianie zostali wicemistrzami Polski, z drugiej, nie ugranie ani jednego seta w trzech meczach o złoty medal, mówi samo za siebie.
W związku z tym włodarze Pasów zdecydowali się na rewolucję w składzie. Z klubu odszedł Bartosz Kurek, podziękowano także m.in długoletniemu kapitanowi Oliegowi Achremowi, czy środkowym Dmytro Paszyckiemu. Zmiany w Rzeszowie były znaczne, gdyż na starcie nowych rozgrywek do klubu dołączyło siedmiu (!) nowych zawodników, w tym aż trzech na przyjęciu.
John Grodon Perrin (Kanada), Thibaut Rossard (Francja) i Frederic Winters (Kanada) mieli poprawić jakość przyjęcia, natomiast Gavin Schmitt (Kanada) załatać dziurę po Kurku. Trzeba otwarcie przyznać, że w zasadzie tylko ten ostatni nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Dlaczego? Otóż wystarczy przywołać statystykę perfekcyjnego przyjęciu ostatniego meczu w LM z Lube: 0 (zero) procent u Wintersa, Perrina, Ivovicia oraz Thomasa Jaeschke i zaledwie 11 procent u Rossarda. Trochę "mało", jak na drużynę, która miała bić się o końcowy triumf w Champions League i PlusLidze.
Mało tego, mecz z Treflem, jeszcze bardziej obnażył słabości Resovii. O ile w ataku nie było tak źle – wszyscy skrzydłowi atakowali na poziomie bardzo dobry 60 procent, to znów szwankowało przyjęcie, szczególnie Ivovicia. Serb, który jest odpowiedzialny właśnie w dużej mierze za działania defensywne, odbierał zagrywkę gdańszczan z 27-procentową dokładnością. A wracał do Resovii po roku przerwy, by ustabilizować ten element gry.
Dziurawy blok
Jeśli przyjmujących rozliczamy za odbiór zagrywki, to środkowych za blok i względnie wysoki procent skuteczności gry w ataku. I w tym przypadku także jawi się problem. Pod lupę weźmy ponownie dwa ostatnie mecze. W spotkaniu z Lube grali Piotr Nowakowski oraz Marcin Możdżonek i Bartłomiej Lemański, którzy przyszli do Resovii przed sezonem. Etatowy reprezentant Polski zablokował rywali raz, podobnie jak "Możdżon". Młody Lemański przez dwie partie notował puste przebiegi. Sprawa miały się jeszcze gorzej w rywalizacji z Treflem: pięciosetowe spotkanie i... zaledwie dwa punktowe bloki.
Teraz atak. Przegrany ligomistrzowy mecz był szczególnie trudny dla środkowych. Z racji fatalnego przyjęcia nie można ich rozliczać. Inaczej było z ekipą Andrei Anastasiego. Do Nowakowskiego nie można mieć pretensji – dziesięć ataków, siedem skończonych. Dyspozycja Możdżonka, to już zupełnie inna bajka. Skończył zaledwie trzy ataki na dziewięć prób.
Okiełznać mistrza świata
Mowa oczywiście o Fabianie Drzyzdze. Rozgrywający Pasów od kilku lat był typowany na następcę Pawła Zagumnego. Ale takie diamenty, jak wielce utytułowany były już reprezentant Polski, zdarzają się raz na kilka pokoleń. Drzyzdze nie można odebrać tego, co osiągnął, bo wydawało się, że po mistrzostwach świata na dobre zadomowi się w wyjściowej szóstce biało-czerwonych.
Tymczasem przegrał rywalizację najpierw w reprezentacji z Grzegorzem Łomaczem, a w końcówce ubiegłego sezonu z Lukasem Tichackiem. Kontuzje, nieudany sezon kadrowy trochę zatrzymały rozwój jego kariery w minionym roku, ale od początku bieżących rozgrywek PlusLigi wydawało się, że kryzys ma już za sobą. Dobrze dyrygował poczynaniami drużyny z Rzeszowa – inna sprawa, że koledzy nie zawsze wywiązywali się ze swoich zadań – ale tak, jak bywało wcześniej, ponownie zaczyna gasnąć w oczach.
W meczu z Treflem, to czeski rozgrywający ponownie był pierwszym wyborem trenera Kowala.
Monolit
To słowo klucz w przypadku Pasów. W swoich szeregach mają naprawdę genialnych siatkarzy mistrzów świata i Europy, ale w ich grze brakuje jedności i spójności, co w siatkówce jest nieodłączne. Gdy drużyna gra po prostu słabo, zazwyczaj na pierwszy ogień idzie trener, ale Andrzej Kowal ma w Rzeszowie od dawna bardzo duży kredyt zaufania. Na razie bronią go wyniki – dwa mistrzostwa Polski, dwa wicemistrzostwa Polski i srebrny medal Ligi Mistrzów – ale w tym sezonie cierpliwość działaczy wystawiona jest na wielką próbę.